Na środowym spotkaniu przedstawicieli klubów Ekstraklasy SA, Piasta Gliwice reprezentował Janusz B. W Gliwicach nikomu nie przeszkadza, że w imieniu ich drużyny występuje człowiek, którego prokuratura podejrzewa o kupowanie meczów dla Piasta do spółki z szefem górnośląskich sędziów Marianem D. - czytamy w "Fakcie".

Reklama

Wątek gliwicki jest wciąż nierozpoznany przez śledczych. B., zatrzymany w grudniu 2005 roku, miał brać udział w ustawieniu meczu Piasta z Radomiakiem (2:0) we wrześniu 2004 roku. Sędzia tego spotkania Piotr K. z Wrocławia przyznał się, że za pomoc gospodarzom w tym meczu dostał 10 tysięcy złotych od Janusza B. oraz mieszkającego w Gliwicach Mariana D.

"B. ma tylko jeden zarzut. Ten wątek jest jednak wciąż niedokończony, dlatego nie powiem, czy przyznał się" - mówi wrocławski prokurator Edward Zalewski.

B. oficjalnie nie jest zatrudniony w Piaście. Ma jednak zarejestrowaną firmę i świadczy usługi na rzecz gliwiczan. W klubie z Okrzei ani myślą rezygnować z współpracy z człowiekiem, którego sąd niedługo może uznać za oszusta. Janusz B. jest oficjalnie menedżerem gliwiczan i odpowiada za politykę transferową beniaminka.

"Nadal korzystamy z jego usług, bo piłkarze i sztab szkoleniowy oceniają jego pracę bardzo wysoko. Ja również jestem zadowolony z tego, co robi. Janusz już po przesłuchaniu w prokuraturze rozmawiał z naszym zarządem. Nie wiem, co naopowiadał we Wrocławiu, ale przed nami nie przyznał się do niczego" - zapewnia prezes Piasta Jacek Krzyżanowski.

Janusz B. to nie jedyny przykład człowieka z zarzutami, pełniącego funkcję w ekstraklasie. W Arce Gdynia do dziś gra obrońca Krzysztof S., który jest jednym z oskarżonych w procesie "Fryzjera". Z futbolem na najwyższym ligowym poziomie ciężko zerwać także Andrzejowi B. Były drugi trener Wisły Kraków, podejrzany o pomoc w ustawianiu spotkań na korzyść Korony Kielce, bawi się w menedżerkę.

Niedawno proponował dwóch obrońców z Serbii Śląskowi Wrocław. Beniaminek ekstraklasy odesłał jednak zawodników z Bałkanów, unikając w ten sposób skandalu. Gdyby klub, finansowany z miejskich pieniędzy skorzystał z pomocy szemranego pseudomenedżera, władze Wrocławia zapewne zrobiłyby przy Oporowskiej prawdziwe trzęsienie ziemi.

Reklama

"Mam listę osób, którym prokuratura postawiła zarzuty. Sukcesywnie wzywamy tych ludzi i zawieszamy ich, a skazanych prawomocnymi wyrokami karzemy nawet dożywotnimi zakazami pełnienia jakichkolwiek funkcji w piłce nożnej. Na liście podejrzanych są między innymi Janusz B. i Krzysztof S., więc i na nich przyjdzie kolej. To, że do tej pory nie został zawieszony S., to wynik niesłychanego zbiegu okoliczności. On był już wzywany na posiedzenie „starego” Wydziału Dyscypliny, ale wtedy członkowie tego organu zastrajkowali i upiekło mu się" - przypomina szef WD Adam Gilarski.

Jednak karanie przez związek nie wystarczy, dopóki wciąż będą ludzie, którzy zamieszanym w korupcję kolegom będą proponowali pracę.