Chodziło o drugoligowy mecz Górnika Polkowice z Zagłębiem Sosnowiec w marcu 2005 roku. Małocha oraz Mariusz U. i Marcin L. podczas spotkania w restauracji McDonalds przekazali sędziemu Piotrowi W. 5 tysięcy złotych. Miał on pomóc sosnowiczanom w odniesieniu zwycięstwa. Zagłębie wygrało 1:0, choć piłkarze twierdzili później, że arbiter za bardzo im nie pomógł.

"Niespecjalnie pamiętam tamten mecz. W ogóle do dziś zadaję pytanie, po jaką cholerę poszedłem na to spotkanie z sędzią. Co prawda byłem w radzie drużyny, ale żadne to tłumaczenie. Nie jestem dzieckiem, by dać się prowadzić z rączkę" - mówi DZIENNIKOWI Małocha.

Pod koniec ubiegłego roku wyjechał on do USA pracować i grać w piłkę. "Tuż przed powrotem dowiedziałem się, że prokuratura zatrzymała moich dwóch kolegów z drużyny. Zdawałem sobie sprawę, że nie ma co kręcić, więc natychmiast po powrocie umówiłem się z prokuratorem na spotkanie" - wspomina.

Niektórzy koledzy Małochy twierdzili, że wyjechał za Ocean, by uniknąć konfrontacji z wymiarem sprawiedliwości. "Co to za bzdury?! Gdyby naprawdę tak było, to zaszyłbym się w Stanach i cicho siedział. A poza tym w Polsce została moja rodzina. Do głowy mi nie przyszło, by coś tuszować. Jak najszybciej chciałem mieć to wszystko za sobą" - tłumaczy.

Małocha gra obecnie w lidze cypryjskiej. Przed wyjazdem kontaktował się z prokuraturą, czy afera nie przeszkodzi mu w wyjeździe. "Nie ma problemu. Może pan wyjechać" - usłyszał.

"Tak naprawdę to zastanawiałem się, czy rozmawiać z prasą. Doszedłem jednak do wniosku, że nie mam nic do ukrycia. Nawet pan sobie nie wyobraża, ile razy zadawałem sobie pytanie: Wojtek, po co ci to było? Bardzo żałuję, że znalazłem się w niewłaściwym miejscu w niewłaściwym czasie. Nie mogę jednak pozwolić, by moje nazwisko w gazetach kończyło się na pierwszej literze z kropką, a oczy były przesłonięte czarnym paskiem. Nie jestem przestępcą. Nie chcę, by Wojciech Małocha znalazł się w jednym szeregu z prawdziwymi oszustami, którzy stawiali sobie domy, kupowali samochody i żyli z korupcji. Przez dwanaście lat profesjonalnego grania w piłkę nie kupowałem i nie sprzedawałem meczów. Nie szmaciłem się. Zdaję sobie jednak sprawę, że to jedno spotkanie z sędzią kładzie się cieniem na moim życiorysie" - mówi były napastnik Zagłębia.

Ciekawe, ilu piłkarzy zabraknie na dzisiejszych treningach? Ilu ruszy sumienie i postanowi pojechać do Wrocławia, by wyspowiadać się ze swoich występków? Tłumów zapewne nie będzie. Gdy w Arce Gdynia zamknięto prezesa Jacka M., piłkarze w ramach solidarności paradowali w koszulkach "Jacek jesteśmy z Tobą", twierdząc, że prezes M. to niespotykanie porządny facet, a jego zatrzymanie było wielką pomyłką. Być może kilku z nich rzeczywiście spotka się ze swoim prezesem. We wrocławskim areszcie.

Ci, których w ostatniej chwili ruszy sumienie, mogą zgłaszać się do wrocławskiej prokuratury lub najbliższej komendy policji. Ewentualnie mogą zadzwonić do Policyjnego Telefonu Zaufania. Śledczy z Wrocławia ostrzegają, że piłkarze, którzy mają coś na sumieniu, mogą wyjechać po treningu lub po meczu w kajdankach.