Zerwał pan kontrakt z tureckim Trabzonsporem, wrócił do Polski i przez kilka miesięcy unikał dziennikarzy jak ognia. Miał pan coś szczególnego do ukrycia?
Wielu kibiców w Polsce myślało, że prowadzę jakąś grę wobec Trabzonsporu. Że chodzi mi o to, by wyrwać Turkom z gardła swą kartę zawodniczą. Tymczasem ja po prostu podjąłem decyzję o zakończeniu przygody - bo przecież nie wielkiej kariery - z zawodowym futbolem. Chciałem odpocząć od tego całego zgiełku. Wyciszyłem się, zająłem innymi sprawami. Po co miałem się spowiadać dziennikarzom?

Właśnie po to, by nie zostać posądzonym o próbę wprowadzenia w błąd szefów Trabzonsporu!
Niedługo skończę 31 lat, a jestem już po ośmiu operacjach! Mam cztery śruby w kolanach, jedną w kostce. Z barku już mi śrubę wyjęto, ale za to w brzuchu mam aż dwie tytanowe siatki. Kiedyś śmiałem się z taty, który lubił narzekać, że coś go pobolewa. Dzisiaj od ojca czuję się starszy! Za kilka lat chciałbym móc chodzić o własnych siłach...

Nie udało się panu przejść z Trabzonsporu do innego klubu, więc nagle przypomniał sobie o zdrowiu?
Pudło! Moje kłopoty w Trabzonie tak naprawdę zaczęły się w październiku zeszłego roku, kiedy trener Zija Dogan posadził mnie na ławce rezerwowych. Szczery byłem jak zawsze, więc powiedziałem mu, że chcę odejść do innego klubu. Najlepiej zagranicznego. Dodałem, że mam kilka ofert.

Ale dlaczego chciał pan z Trabzonsporu odejść?
Bo już w dniu przyjazdu do tego egzotycznego miejsca powiedziałem swemu agentowi, Grzegorzowi Bednarzowi, by sprawdził godziny odlotów samolotów powrotnych do Stambułu. W Turcji są tylko cztery miasta cywilizacyjnie zbliżone do Europy - Stambuł, Ankara, Izmir i Altanya. Reszta to zacofana Azja. Na przykład w Diyarbakir dwa dni temu porwano samolot, a niedaleko Gaziantep znowu postrzelali sobie Kurdowie. Znam te miasta, bo je zwiedzałem. Dotarłem nawet nad turecko-iracką granicę. Z nudów. Ale w takim Diyarbakirze pojawiłem się przy okazji ligowego meczu. Pamiętam, że najbardziej bałem się tam masowo wyrywanych przez kibiców, latających fotelików i kamieni, którymi tamtejsi fani lubili obrzucać zawodników gości.

Jednak pierwszy sezon w lidze tureckiej miał pan rewelacyjny. Nie mógł go pan powtórzyć?
Początkowo miałem wielką motywację do gry. Wiadomo: nowy klub, nowy kraj. Szybko strzeliłem dziewięć goli, miałem mnóstwo asyst. Po pierwszym sezonie w dostałem między innymi bardzo atrakcyjną ofertę z Galatasaray Stambuł. I wtedy po raz pierwszy dowiedziałem się, że jestem nie na sprzedaż. Później, nawet gdy nie grałem, wielokrotnie mówiono mi w klubie, że nikt nie zamierza się mnie pozbywać. Mijały kolejne tygodnie kompletnej nudy. Przedmeczowe zgrupowanie zaczynało się w czwartek. W klubie musiałem być w południe, godzinę później jadłem obiad. Później przez parę godzin musiałem być zamknięty w hotelowym pokoju. Nie było się do kogo odezwać, a w telewizorze miałem wyłącznie tureckie kanały. Koszary. Azja pełną gębą.

Ale takie atrakcje wielu polskich piłkarzy przyjęłoby z pocałowaniem ręki!
Na stu polskich piłkarzy, którzy znaleźliby się w takiej sytuacji, pewnie byłbym jedynym wybrzydzającym. Gdyby zależało mi na pieniądzach, to te półtora roku brakujące do końca kontraktu przeleżałbym na gwoździach. Tylko, że mnie już zdrowie wysiadło. Na dodatek miałem dość widoku transporterów opancerzonych podstawianych po meczu pod szatnię drużyny gości w trosce o ich bezpieczeństwo.

A ja słyszałem, że wrócił pan do Polski, bo zależało mu na utrzymaniu małżeństwa?
Plotki o mnie i moich najbliższych nie robią już na mnie wrażenia. Uodporniłem się.

Po co w ogóle wyjeżdżał pan za granicę? Nie lepiej było zostać w Wiśle Kraków?
Problem w tym, że ja w tej Wiśle i tak grałem zbyt długo. Kiedy miałem 25 lat, mogłem przejść do silnej drużyny włoskiej. Była konkretna oferta i prawie ją podpisałem. Ale zanim to nastąpiło wezwał mnie na rozmowę właściciel Wisły, pan Cupiał. Przekonywał, żebym został, bo będziemy walczyć o Ligę Mistrzów. No to zostałem. Rok później Cupiałowi znowu udało się mnie przekonać. Kiedy ponad dwa lata temu wreszcie mogłem wyrwać się za granicę, nie miałem żadnego wyboru. i tak puszczono mnie do Trabzonsporu, by się mnie pozbyć, bo publicznie skrytykowałem decyzję prezesa o zwolnieniu z klubu trenera Kasperczaka.

Jak na porzucenie przez pana pracy w Trabzonsporze reagują szefowie tego klubu?
Jestem z nimi w stałym kontakcie. Chyba powoli przekonują się, że rzeczywiście nie mam już zdrowia do piłki. Jeżeli w czerwcu spróbują mnie komuś sprzedać, będzie to oznaczało, że przestali mnie podejrzewać o próbę wyłudzenia karty zawodniczej.

Niedawno zadebiutował pan jako komentator Canal+. Ciągnie wilka do lasu?
Podczas komentowania meczu GKS Bełchatów z Zagłębiem Lubin ani razu nie pomyślałem, że piłkarzom tych klubów mogę dziś zazdrościć. Ale ostatnio nawet stać mnie na kaprys, by wstać o 7 rano tylko po to, by trochę pobiegać. Dla siebie. Potrafię też znaleźć trochę czasu na rekreacyjne pokopanie piłeczki. Ale ciągle mam problemy z mięśniem, który naciągnąłem jeszcze przed powrotem do Polski.

Sprawia pan wrażenie człowieka na luzie. To tylko wrażenie?
Rozegrałem ponad sto meczów w różnych reprezentacjach młodzieżowych. Do tego doszły 33 spotkania w pierwszej drużynie. Byłem mistrzem Polski, grałem za granicą. W pierwszym sezonie na tyle skutecznie, że szanowano mnie w całej Turcji. No, może z wyjątkiem fanów Besiktasu. Kiedy tam grałem z Trabzonsporem, miałem wykonywać rzuty rożne. I już przy pierwszej okazji zostałem opluty przez kilkunastu kiboli i obrzucony gradem monet. Przy wykonywaniu następnych rzutów rożnych już nawet nie próbowałem wziąć rozbiegu, bo to byłoby zbyt niebezpiecznie.

I już nie chce pan mieć nic wspólnego z piłką?
Kiedyś chciałbym być trenerem młodzieży, bo do seniorów zabrakłoby mi cierpliwości. Może za kilka lat spróbuję jeszcze amatorsko pograć w czwartej lidze. Tam wyjazdy na mecze przynajmniej nie są odległe.

Podobno sporo czasu poświęca pan interesom. W jakiej branży?
Fryzjerskiej! W zeszłym roku w Krakowie otworzyłem dwa salony piękności. Skupuję też nieruchomości, głównie w okolicach Krakowa.




































Reklama