List otwarty, opublikowany w "Przeglądzie Sportowym", podpisało dziesięciu byłych piłkarzy, którzy największe triumfy święcili w kadrze prowadzonej przez Kazimierza Górskiego. Odpowiadają w ten sposób trenerowi Jackowi Gmochowi, który w wywiadzie dla tej samej gazety opowiadał o swoim wielkim wpływie na polską piłkę nożną w latach 70. i 80. Włodzimierz Lubański, Jan Domarski, Andrzej Szarmach i ich koledzy mają zupełnie inne zdanie na ten temat.
Oto treść listu otwartego:
Jacek Gmoch, zaproszony do współpracy przez Kazimierza Górskiego, kiedy ten był selekcjonerem reprezentacji Polski, po raz kolejny usiłuje fałszować historię naszego futbolu. Tym razem chamstwo, tupet, bezczelność i zakłamanie pana Gmocha osiągnęły pułap, wobec którego musimy zareagować tak ostro, jak nigdy wcześniej. My, zawodnicy najbardziej utytułowanej generacji polskiego futbolu - generacji 1972-1976.
Żarty się skończyły. A wobec tego, że twórca tych największych sukcesów, niezapomniany Kazimierz Górski nie żyje, tym bardziej jesteśmy zobowiązani do zajęcia stanowiska wobec chamskich wypowiedzi Jacka Gmocha.
Zostały one przedstawione w wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego" z dnia 24 listopada 2010 roku. Niezorientowany Czytelnik może odnieść wrażenie, że twórcą tych sukcesów był Gmoch. Dlatego z pełną odpowiedzialnością podkreślamy, że medal mistrzostw świata z roku 1974 i medale olimpijskie z lat 1972 i 1976 to zasługa trenera Górskiego - jego harmonijnej współpracy z zespołem, dzięki czemu do maksimum potrafił wykorzystać nasze duże niewątpliwe talenty.
Tymczasem Gmoch, który z medalem z roku 1976 nie miał już nic a nic wspólnego, na łamach „Przeglądu" w swym awanturniczym zapamiętaniu twierdzi: „(...) prawda jest taka, że to ja z matematykiem oraz informatykiem stworzyłem wtedy koncepcję rozwoju polskiej piłki i to jej zawdzięczamy wszystkie sukcesy w latach 1972-1986".
Nieprawda! A skandaliczność tej samooceny polega między innymi na tym, że Gmoch, mając niespotykany u innych selekcjonerów komfort przygotowań i poparcie najwyższych władz państwowych, z teoretycznie mocniejszą kadrą zawodniczą, nie potrafił na mistrzostwach świata zdobyć tego, co w 1974 trener Kazimierz Górski i w 1982 roku Antoni Piechniczek.
Niektórzy z nas grali w reprezentacji i za kadencji Górskiego, i Gmocha, a nawet Piechniczka. I doskonale pamiętamy tę atmosferę, która na Mundialu '78 w Argentynie nie pozwoliła w pełni skupić się na celu sportowym. Atmosfery dalece odbiegającej od tej z czasów Kazimierza Górskiego, nie tworzył nikt inny tylko Jacek Gmoch!
I niech nie zaciemnia on obrazu poprzez opowieści dziwnej treści. Jak choćby o informatyku, gdyż takowego przy kadrze w latach 1972-1986 po prostu nie było. A matematyk? Pojawił się dopiero wtedy, gdy Górski odszedł, a jego miejsce zajął Gmoch, w drugim półroczu 1976. Ale Wojciech Skoczek nie wniósł do naszej kadry niczego konstruktywnego. Jego analizy wskazywały na brak umiejętności znalezienia wspólnego mianownika między matematyką a futbolem. Przygotowane przez ten mini sztab arkusze obserwacyjne na mecze ligowe nie spełniały kryteriów przejrzystości i sprawności przy wypełnianiu, przez co ostatecznie spoczęły w zakamarkach siedziby PZPN jako zbędna makulatura. Niezależnie od wydawania niebagatelnych środków na obsługę tych niby nowatorskich programów.
W ogóle nowatorstwo Gmocha jako trenera było wtedy w większości przypadków nakierowane wyłącznie na błysk, na mało eleganckie odcinanie się od renomowanych piłkarskich autorytetów, w tym Kazimierza Górskiego. Nie zapomnieliśmy, jak przed pamiętnym meczem z Anglią na Wembley, jesienią 1973 roku, na odprawie ogłosił, że rezygnuje z pracy przy kadrze. Lepszego środka demobilizacyjnego nie wymyśliliby nawet nasi rywale. Na szczęście nie rozpaczaliśmy, ponieważ Gmoch nie był nam do niczego potrzebny, a na dodatek dał jasno do zrozumienia, że nie wierzy w nasz awans do mistrzostw świata 1974. Kiedy jednak ten awans wywalczyliśmy, na chwilę spokorniał i wybłagał u Górskiego swą dalszą przynależność do sztabu. Ale naszego zaufania nie odzyskał już nigdy!
My naprawdę nieźle graliśmy w piłkę, na szczeblu reprezentacyjnym, ale i klubowym, gdzie szczytem naszych dokonań nie były kluby z Norwegii czy Grecji, lecz na ogół znacznie lepsze. A już szczytem hipokryzji w wykonaniu Jacka Gmocha jest nieustanne podkreślanie, że jego trenerski wizerunek w oczach Polaków psuli ubecy, że w ogóle jako szef kadry miał rzucane kłody pod nogi. Bo przecież w istocie dysponował on taką władzą, jakiej nie miał żaden inny selekcjoner biało-czerwonych. Był wręcz pupilem partyjnych dygnitarzy!
I jeszcze jeden bulwersujący cytat: „To ja naprawdę byłem drugim trenerem w 1974 r., bo ten formalnie drugi (Andrzej Strejlau - red.) był tam tylko fasadą".
Kolejne kłamstwo! Równie chamskie, co bezczelne i niebywałe. Andrzej Strejlau fasadą?! Ten wręcz urodzony asystent Górskiego? Człowiek, pod wodzą którego wielu z nas zrobiło z kadrą młodzieżową furorę w mistrzostwach Europy U-23? Przecież to właśnie była naturalna droga do kadry Górskiego, a nie przywoływane przez Gmocha wątki informatyczno-matematyczne!
Gmoch nie krył swej niechęci do Strejlaua, obraża go, jak widać, do dziś. To dlaczego „na pięć minut" przed wyjazdem na mistrzostwa świata do Argentyny zwrócił się z do szefów Legii Warszawa z błagalną prośbą o pozwolenie na udział jej trenera w sztabie mundialowym? A trenerem tym był właśnie Andrzej Strejlau...
Dość, bo nie zamierzamy tworzyć elaboratu. Ale zarazem mamy naprawdę dość tych obsesji i wyimaginowanych żalów wyrażanych przez Gmocha. Tych jego nie zmieniających się od lat taśm „prawdy". Serdecznie dość mamy jego obsesji, teorii spiskowych i obrzydliwych zachowań.
Jako przedstawiciele najbardziej utytułowanej generacji w dziejach polskiej drużyny narodowej i zarazem dbający o dobre imię Kazimierza Górskiego, prosimy o to, by ten mąciciel, chyba z pasji i powołania, więcej już nie przeszkadzał polskiej piłce. Dla jej dobra!
Władysław Żmuda
Andrzej Szarmach
Jan Tomaszewski
Włodzimierz Lubański
Antoni Szymanowski
Lesław Ćmikiewicz
Marek Kusto
Kazimierz Kmiecik
Jerzy Kraska
Jan Domarski
>>> Wywiad z Jackiem Gmochem, który oburzył Orły Kazimierza Górskiego