Dzięki wygranej w pięknym stylu, nie zostaliśmy odarci z resztek złudzeń. Delikatnie zaczęliśmy nawet przebąkiwać o niesamowitym przebudzeniu, łudzić się, że mit Don Leo znów zaczął działać.

Po blamażu w Bratysławie, bliższa prawdzie jest jednak teza, że zwycięstwo nad Czechami to był tylko chwilowy wzlot. Fałszujący realną ocenę polskiej reprezentacji. Ani nie jesteśmy aż tak słabi jak podczas meczów ze Słowenią czy Słowacją, ani tak dobrzy jak przez kilkadziesiąt minut meczu z Czechami - pisze DZIENNIK.

Reklama

>>>Polacy po meczu: To był koszmar

Jesteśmy europejskimi przeciętniakami, którzy walczą o awans w najsłabszej grupie eliminacyjnej mistrzostw świata. I także dlatego mamy wciąż szansę zagrać na mundialu. To dobrze, że raz na kilkanaście miesięcy potrafimy zrobić zryw i pokonać rywala z najwyższej półki. Ale nie ma co się oszukiwać. Takie zwycięstwa są raczej wynikiem istoty dyscypliny jaką jest piłka nożna, jej nieprzewidywalności i faktu, że raz na jakiś czas słaby ogrywa mocnego. A nie efektem jakiejś stałej tendencji, rozwiązań systemowych wymyślonych przez Leo Beenhakkera.

Nie jest winą selekcjonera, że naszą drużynę tworzą głównie zawodnicy przeciętni, którzy nie mieszczą się w pierwszych składach swoich średnich europejskich drużyn, oraz lokalne gwiazdki naszej beznadziejnej ekstraklasy. Wszyscy wiedzą jak jest. Lepszych zawodników po prostu nie mamy. Można się natomiast zżymać na selekcjonera, że nie ma on, a przynajmniej nie chce przedstawić, swojego klarownego pomysłu na reprezentację. Z całym szacunkiem, ale banały o „step by step”, „team spirt”, czy „jasnej stronie księżyca”, już definitywnie przestały działać. Sztuczki socjotechniczne były dobre na krótką metę. Teraz bez wątpienia potrzeba czegoś głębszego, bardziej trwałego, przemyślanego.

Niemcy mając w perspektywie organizację mistrzostw świata w 2006 roku, na siłę odmłodzili drużynę. Federacja niemiecka sugerowała klubom Bundesligi aby stawiały na młodzież, a selekcjoner Juergen Klinsmann systematycznie powoływał dwudziestolatków do kadry. Nie zważano na krytykę i fakt, że mistrzostwa Europy w Portugalii zakończyły się dla Niemców klęską. Postęp wymagał poświęceń. Wyliczono, że efekty muszą przyjść podczas mundialu. I przyszły. Trzecie miejsce na świecie i później wicemistrzostwo Europy to realny efekt pomysłu jaki miała niemiecka federacja i selekcjoner reprezentacji. Pytam się: jakie ma PZPN i Don Leo?

>>>Kolejny konflikt w kadrze: Leo kontra Brożek

Reklama

Nie jestem za tym aby kogokolwiek zwalniać z pracy. Warto by jednak było aby zmienić Beenhakkerowi zakres obowiązków. I nie rozliczać go jedynie za jeden czy drugi mecz, bądź wywalczony awans. Niech da nam coś ekstra, pokaże jak to się robi. Usiądzie z nowym prezesem PZPN i wymyśli coś więcej niż skład na następny mecz, sprzeda nam trochę niewątpliwej wiedzy, którą zgromadził przez czterdzieści lat pracy na całym świecie. Niech wykreuje swojego polskiego następcę, oświeci, przedstawi plan działania. Spożytkuje tę energię, którą poświęca na wyszukiwanie wrogów, trenowanie dziennikarzy i wymyślanie błyskotliwych, aczkolwiek nieco przesadnie dramatycznych puent konferencji prasowych.

A propos. Panie trenerze, nie jest prawdą, że tylko w Polsce selekcjoner reprezentacji po zwycięstwie jest Bogiem, a po porażce kawałkiem g... Tak jest we wszystkich państwach na świecie, gdzie futbol wzbudza ogromne emocje. Nie trzeba nawet wychodzić z „drewnianej chatki” aby mieć tego świadomość.