Dania zaczęła na Euro od falstartu spowodowanego zawałem serca Christiana Eriksena. Początkowe dwie porażki oraz utrata kluczowego zawodnika nie zniechęciły jednak Duńczyków, którzy w dwóch kolejnych meczach strzelili rywalom po cztery bramki, dzięki czemu dostali się już co najmniej do ćwierćfinału (w chwili, gdy powstawał tekst). Co takiego ma Dania, czego nie ma Polska?
Na papierze oba zespoły wyglądają względnie podobnie. Według niemieckiego portalu "Transfermarkt" kadra Polski jest warta 255 mln euro, a więc zdecydowanie więcej niż drużyny Szwecji czy Czech. Kadra Danii bez Eriksena jest wyceniana niewiele wyżej, bo na ok. 270 mln euro. Przewagą Polski powinny być za to dwie gwiazdy dużego formatu - Robert Lewandowski i Piotr Zieliński wyceniani odpowiednio na 60 i 50 mln euro. Duńczycy takich zawodników nie mają. Najdroższy z nich, pomocnik Pierre Højbjerg, jest wart na piłkarskim rynku 35 mln euro. A jednak to gra Duńczyków zachwyca i jest o wiele skuteczniejsza niż Polaków.
Nie po raz pierwszy okazało się, że wybitne jednostki nie zapewniają sukcesu. Egalitarna drużyna złożona z solidnych, choć w sumie przeciętnych jednostek, spajana kulturą współpracy i wspólnym celem potrafi sięgać dalej niż grupa skupiona wokół kilku ponadprzeciętnych indywidualności. Nie ma zaskoczenia. Chociaż w Polsce mamy skłonność do fetowania zwycięskich jednostek i wyolbrzymiania ich zasług, tak naprawdę to wspólnotowe mechanizmy współpracy są kluczowe w popychaniu spraw naprzód. I nie dotyczy to bynajmniej tylko piłki nożnej, lecz większości obszarów życia społecznego. Dzięki kulturze współpracy firmy potrafią być bardziej produktywne i innowacyjne, a państwa szybciej się bogacić oraz zapewniać swoim obywatelom lepsze warunki życia. Postęp ludzkości również jest działaniem wspólnotowym - opiera się na rozwijaniu osiągnięć poprzedników. Wybitne jednostki są stanowczo przereklamowane - za to grupowa współpraca mocno niedoceniana.
Reklama