"Nie chcę dołączać do grona dolewających oliwy do ognia. Konieczna jest szczegółowa analiza, próba odpowiedzenia sobie na pytanie, dlaczego jest tak, jak jest. I co trzeba zrobić, aby na zbliżającym się mundialu było inaczej. Trzeba szukać drogi wyjścia, zastanowić się nad wszystkim tym, co może tej drużynie pomóc" – dodał szkoleniowiec, który doprowadził Polaków do trzeciego miejsca na mundialu w Hiszpanii w 1982 roku.
Podkreślił, że kibic, który był w czwartek po raz pierwszy na piłkarskim meczu, pewnie powiedział, że drużyna w ciemnych strojach (Holendrzy) podobała mu się bardziej.
"Inaczej się patrzyło na to, jak goście operowali piłką, jak nie bali się, że ją stracą. Zawsze starali się znaleźć wyjście z sytuacji. Ktoś mógłby pomyśleć, patrząc na to spotkanie, że jeśli naszych było jedenastu, to Holendrów chyba trzynastu. Bo oni zawsze mieli do kogo podać. A my +na trzy+ zdobywamy piłkę, na +cztery+ ją tracimy. Wynik mógł być 2:4 czy 2:5. Mnie interesuje styl i to, jakie zagrożenie my stwarzaliśmy, a jakie przeciwnik. Tu sprawa była jednoznaczna" – zauważył.
Jego zdaniem Holendrzy przyjechali do Warszawy, by wygrać jak najmniejszym nakładem sił i plan zrealizowali.
Polacy w niedzielę zagrają na wyjeździe z Walią w ostatnim meczu grupowym LN.
"I wcale nie będzie łatwo, bo gospodarze też bardzo chcą wygrać, dla nich to również niezwykle ważne spotkanie" – powiedział jedyny trener w historii piłkarskiej reprezentacji Polski, który prowadził ją w dwóch mundialach (1982 i 1986).
Zaznaczył, że piłkarze grający obecnie w kadrze są uważani za lepszych od tych występujących w jego reprezentacji.
"Oni wszyscy naprawdę dużo osiągnęli, to Europejczycy, by nie powiedzieć – światowcy. A nagle podczas meczu widziałem bezradność" - podsumował 80-letni Piechniczek.
Autor: Piotr Girczys