"Jest tak, jak miało być"- utrzymuje szefowa Departamentu Zagranicznego PZPN Mirosława Kulesza. "Mam przed sobą regulamin FIFA, w którym jasno jest zaznaczone, żelotnisko w Krakowie znajduje się w dopuszczalnej odległości od stadionu w Kielcach. Dwa dni temu wysłaliśmy faks do FIFA z informacją, gdzie zostanie rozegrany mecz, wczoraj poinformowaliśmy tą samą drogą federację San Marino" - dodaje.

Reklama

>>>Wiemy, gdzie zagra kadra Beenhakkera

Kłopoty z interpretacją

Wytyczne FIFA rzeczywiście informują o tym, że stadion musi być oddalony od lotniska maksymalnie 150 km. W tym przypadku obiekt Korony spełnia wymogi (odległość między najbliższym lotniskiem w krakowskich Balicach, a obiektem Korony wynosi nieco ponad 120 km). Działacze nie sprawdzili jednak jeszcze jednego punktu regulaminu FIFA. „Podróż nie może zająć dłużej niż 2 godziny” - napisano czarno na białym. W przypadku remontowanej trasy Kraków - Kielce spełnienie tego warunku nie jest możliwe. Udowodnili to zresztą działacze Słowenii.

"W ich przypadku sprawa była trochę skomplikowana" - tłumaczy Kulesza DZIENNIKOWI. "Wtedy nie mieliśmy jeszcze nowych wytycznych FIFA i posługiwaliśmy się starym regulaminem, który wyznacza limit stu kilometrów. Dlatego mecz nie odbył się w Kielcach" - dodaje szefowa działu zagranicznego.

Nie ma racji. Według naszych informacji, problem tkwił w czymś innym. Słoweńcy powołali się na kolejny punkt regulaminu FIFA i uparcie twierdzili, że nie ma szans przejechania trasy Kraków – Kielce poniżej dwóch godzin. Stanowczy sprzeciw się im opłacił. Mecz został rozegrany we Wrocławiu, a goście zdobyli w nim bardzo cenny punkt.

>>>Beenhakker nie chce grać w Szczecinie

Reklama

W przypadku San Marino - pomimo niedostosowania się do regulaminu - podobnych problemów prawdopodobnie nie będzie. "Nie chcemy stwarzać niepotrzebnego zamieszania" - mówi DZIENNIKOWI Gianpaolo Mazza, selekcjoner San Marino. "Nie jesteśmy przecież piłkarską potęgą i rozumiemy, że rozegranie meczu na stadionie w mniejszym mieście służy promocji futbolu. Poza tym kilometry zgadzają się" - dodaje trener.

Nie zmienia to faktu, że Polacy nie konsultowali swojej decyzji z rywalami. "Tak jest zawsze. Najpierw decydują, a później dopiero nas informują" - komentują pracownicy federacji San Marino, którzy nie są tak wyrozumiali jak Mazza.

Mają wszelkie podstawy do niezadowolenia, bowiem oprócz ewidentnego nietaktu wobec San Marino władze polskiego futbolu złamały także dyrektywę światowej federacji, według której o miejscu rozegrania meczu należy poinformować FIFA nie później niż 90 dni przed terminem. Polacy pismo wysłali z kilkudniowym opóźnieniem. Ciekawe, jak zareagują władze FIFA.

Podwójna rola asystenta

PZPN ma także inny kłopot. Wczoraj posadę trenera PGE GKS Bełchatów objął asystent Leo Beenhakkera Rafał Ulatowski. Władze związku zgodziły się na to, by Ulatowski łączył dwie funkcje, choć przeciwny był temu m.in. wiceprezes PZPN Jerzy Engel. "Gdyby nie zgoda Leo Beenhakkera, to nie wiem, czy dziś byłbym w Bełchatowie" - zdradza Ulatowski, który wraz z selekcjonerem zdołał przekonać prezesa Grzegorza Lato, że jest w stanie pogodzić interes klubu i kadry.

>>>Ulatowski trenerem Bełchatowa

Czy jednak na pewno tak jest? Do tej pory Ulatowski odpowiadał m.in. za obserwację rywali, a teraz raczej nie będzie miał już na to czasu. "Mam nadzieję, że reprezentacja na tym nie ucierpi. W sztabie jest kilka innych osób, które mogą obserwować przeciwników" - przekonuje asystent Beenhakkera.