Fani z Zielonej Wyspy zostali wyposażeni w szczegółowe instrukcje dotyczące ich bezpieczeństwa podczas pobytu w Polsce. Przede wszystkim powinni zrezygnować ze swobodnego przemieszczania się po Śląsku. W Katowicach ma dla nich zostać stworzona specjalna strefa. Na stadion i z powrotem Irlandczyków mają przewieźć autobusy. Organizacja kibiców o nazwie AONISC uruchomiła specjalny numer telefonu, pod którym można dowiedzieć się, jakich miejsc należy bezwzględnie unikać.

Krajowa federacja piłkarska wręcz przestrzegała fanów przed wizytą w Polsce. - Będą też policjanci z Irlandii Północnej, którzy pomogą nam w zabezpieczeniu imprezy. Kilku z nich przyjeżdża już dziś, pozostali zjawią się wraz z kibicami - usłyszeliśmy też w biurze prasowym komendy wojewódzkiej policji w Katowicach, a Krzysztof Smulski, szef bezpieczeństwa Stadionu Śląskiego, na którym zostanie rozegrany mecz, dodaje: - Na obiekcie będzie 1250 ochroniarzy i stu stewardów. To ewenement na skalę krajową.

Skąd te wszystkie środki bezpieczeństwa? Kilka dni temu w "Belfast Telegraph" przedstawiono apokaliptyczny reportaż ze Ślaska, w którym dziennikarz opisuje, jak jeden z kibiców należących do grupy Psychofanów (fani Ruchu Chorzów) wymachuje maczetą i zapowiada Irlandczykom ciężkie przejścia w odwecie za awantury, jakie miały miejsce w Belfaście. "Dostaną za swoje, mogą nawet zginąć" - miał grozić chuligan.

Opowieść wydaje się być mocno ubarwiona, ale napięcie pomiędzy polskimi i irlandzkimi fanami jest jak najbardziej realne. Wszystko zaczęło się od Artura Boruca, który grając w barwach Celticu Glasgow, wielokrotnie eksponował swoją katolicką wiarę, co mocno nie podobało się protestanckim kibicom rywali. Identycznie zareagowali fani z Belfastu, którzy najpierw grozili polskiemu bramkarzowi w internecie, a potem bardzo wrogo przywitali go na Windsor Park w marcowym meczu obydwu drużyn. W stolicy Ulsteru kibice biało-czerwonych także robili wiele, by sprowokować swoich adwersarzy. Na swój sektor wnieśli flagę jednej z katolickich organizacji, co spowodowało furię na trybunach. Przed meczem i po jego zakończenia dochodziło do starć kibiców obydwu drużyn. Rannych zostało kilkunastu policjantów. Miejscowa prasa określała naszych fanów mianem "Polish animals", ale podobieństw do zwierząt powinna poszukać także wśród własnych krajanów. Wściekli Irlandczycy atakowali domy polskich emigrantów. Paru z nich przeżyło istny horror, broniąc się w zabarykadowanych lokalach przed zwyrodniałym tłumem.

- Uważam, że nie można podbijać bębenka, osobiście nie obawiam się jakichś wielkich zagrożeń - mimo to mówi Smulski, ale zaraz potem dodaje: - Przygotowujemy się do tego meczu od dwóch miesięcy. Jesteśmy gotowi.

- Atmosfera po ostatnim meczu obydwu drużyn na pewno jest napięta, dlatego bierzemy pod uwagę każdy z możliwych scenariuszy. Jednak w 2004 roku było u nas 5 tysięcy Anglików i mimo kilku historii na stadionie daliśmy sobie radę - zapewnia rzecznik prasowy katowickiej policji.

Meczu z Polską Irlandczycy obawiają się również ze względów czysto sportowych. Trener Nigel Worthington nie będzie mógł skorzystać pomocnika West Bromwich Chrisa Brunta oraz napastnika Andrew Little'a z Glasgow Rangers. Obydwaj odnieśli lekkie urazy w czasie wtorkowego treningu i mają szansę wrócić do gry już w kolejnym meczu eliminacji ze Słowacją w Belfaście (środa). Decyzje w tej sprawie mają zapaść jednak dopiero dzień po meczu z Polską.

To nie koniec kłopotów Worthingtona, bo od wielu miesięcy na uraz kostki narzeka także czołowy napastnik reprezentacji Ulsteru Jonathan Evans. Z tego powodu opuścił niedawny sparing z Izraelem, nie zagrał też w ligowym meczu Manchesteru United przeciwko Arsenalowi. Zawodnik nie uniknie operacji, ale bardzo zależy mu na grze w kadrze, dlatego przełożył wizytę w szpitalu o tydzień. Na razie normalnie trenuje, ale nie wiadomo, w jakiej będzie formie w sobotę. A o tym, że jest groźny, Polacy przekonali się w marcowym spotkaniu w Belfaście, gdzie strzelił nam drugiego gola.













Reklama