"Tyskie było bardzo zadowolone ze współpracy z Beenhakkerem, który w pewnym momencie był najbardziej rozpoznawalną osobą w kraju i kojarzył się z ich marką" - powiedział nam prezes PZPN, który zatrudnił Leo Beenhakkera, Michał Listkiewicz. Nie ukrywa on, że cieszy się z decyzji Laty o rozmowach z obcokrajowcami.

Reklama

"Nigdy nie można mówić <nigdy>. Decyzja o tym, że kadrę poprowadzi ktoś z zewnątrz, jest dobra pod względem medialnym. Jedynym trenerem z kraju, którego zaakceptują sponsorzy, jest Smuda, który cieszy się sympatią opinii publicznej. Grant to bardzo dobry kandydat. Przecież Roman Abramowicz nie zatrudniłby w swoim klubie słabego trenera. Wiem, że prowadzone są rozmowy z jego agentem Pinim Zahavim" - zdradził Listkiewicz, który uważa, że Leo brzydko pożegnał się z Polską.

"Nie powinien zarzucać swoim przełożonym pijaństwa. Lato nie był nietrzeźwy, kiedy pod wpływem emocji zwalniał Holendra. To, że miał wypieki na twarzy i miał błyszczący wzrok, o niczym nie świadczy. Ja też tak wyglądam, kiedy jestem zdenerwowany" - przyznał były prezes PZPN.

Najprawdopodobniej Lato zrozumiał, że Beenhakker ze swoim lekceważącym podejściem do obowiązków jest ewenementem i nie trzeba się bać, że inni zagraniczni szkoleniowcy będą tacy sami. Teraz bogatsi o doświadczenie z Leo działacze muszą wybrać trenera, który nie popełni jego błędów. Takiego, który będzie oglądał mecze ligowe i obserwował kadrowiczów grających za granicą. Nowy trener musi zrobić też to, co przez trzy lata nie udało się Beenhakkerowi - pomóc w reformie struktur szkolenia.

Leo po sobie nie pozostawił nic poza wspomnieniem kilku dobrych meczów. Możemy tylko żałować, że następcą Pawła Janasa nie wybrano trzy lata temu Bertiego Vogtsa. Niemiec też kandydował na trenera reprezentacji Polski. Jego menedżer rozmawiał w PZPN w jego sprawie. Listkiewicz wybrał jednak Beenhakkera. Vogts trafił do Azerbejdżanu i na Kaukazie wykonał tytaniczną pracę. Zrobił to, co nam obiecywał Leo - zreformował od podstaw całą azerską piłkę. Powstały tam ośrodki szkoleniowe z prawdziwego zdarzenia, w których szkoleni są najzdolniejsi azerscy piłkarze, miejscowi trenerzy uczą się od Vogtsa, który regularnie się z nimi spotyka, a reprezentacje młodzieżowe grają tym samym, preferowanym przez Vogtsa systemem.

Azerski selekcjoner zdecydował się na przeprowadzkę do Baku razem z całą rodziną. Na pracę z tamtejszą reprezentacją poświęca dziesięć miesięcy w roku. Do oddalonej o ponad 3000 km ojczyzny lata bardzo rzadko. Zadowala się dwumiesięcznym urlopem. Efekty pracy Niemca już są widoczne. Azerskie kluby w tym sezonie w europejskich pucharach spisały się lepiej niż polskie. Do IV rundy eliminacji Ligi Europy weszły Quarag Agdam i FK Baku. My w tej fazie rozgrywek mieliśmy tylko Lecha Poznań. Wprawdzie reprezentacja Azerbejdżanu w eliminacjach gra bardzo słabo, ale celem dla nich jest awans do Euro 2012. Na Kaukazie wszyscy są z Niemca bardzo zadowoleni. Przedłużono z nim kontrakt i dano mu znaczną podwyżkę. A najważniejsze jest to, że z owoców jego pracy Azerowie będą korzystać przez lata. Budowanie od podstaw i praca organizacyjna tak się Vogtsowi spodobała, że... postanowił zrezygnować z trenerki i następną pracę podjąć już w charakterze dyrektora lub prezesa być może w HSV Hamburg.

Właśnie takiego pracusia w tej chwili Polsce bardzo potrzeba. Niekoniecznie musi to być obcokrajowiec, bo przecież Smuda też uchodzi za wzór pracowitości i na pewno nie zaniedbywałby swoich obowiązków tak jak Beenhakker. Być może dobrym kandydatem jest więc Grant. Izraelski szkoleniowiec jest prawdziwym piłkarskim fanatykiem. Swojej pracy oddaje się bez reszty. Co ważne, jak sam mówi, bardzo lubi przebywać w naszym kraju. Co roku wraz z rodziną bierze udział w Marszu Żywych w Oświęcimiu. Odwiedza też Kraków i Mławę, skąd pochodzi jego ojciec Meir Granat (Avram zmienił nazwisko na brzmiące bardziej po angielsku). Polaków lubi też menedżer Granta - superagent piłkarski Pini Zahavi. Kilka lat temu był on bliski zainwestowania w Polonię Warszawa. Często odwiedza nasz kraj, w którym ma wielu przyjaciół. Potrafił np. wpaść prywatnie na weekend do Krakowa razem ze swoim piłkarzem - gwiazdą Manchesteru United Rio Ferdinandem.

Najważniejsze jednak jest to, że Zahavi bardzo dobrze zna się z Jerzym Engelem, który w PZPN odpowiada za szkolenie. Z taką protekcją były trener Chelsea Londyn może liczyć się w walce o stanowisko selekcjonera.