Grant pojechał na Syberię na zaproszenie władz Republiki Komi. Jeden z najlepszych przyjaciół rosyjskiego miliardera Romana Abramowicza kilka miesięcy temu w jednym z wywiadów opowiedział, że odnalezienie grobów babci i dziadka, na cześć którego dostał imię, to największe marzenie jego życia. Oddźwięk był natychmiastowy. Ciekawe jednak jest to, w jaki sposób rosyjskie media piszą o tragedii rodziny Granatów (trener zmienił nazwisko na brzmiące bardziej po angielsku).

Reklama

Swoją historię Meir Granat, ojciec Avrama, opowiedział dwa lata temu na łamach „Dziennika”. Ten urodzony w Mławie - sam siebie nazywał „polski Żyd z Mławy” - rozmawiał z nami, używając języka polskiego po raz pierwszy od 50 lat.

"Niemcy zaczęli tworzyć w Warszawie getto. Nie chcieliśmy w nim mieszkać. Baliśmy się. Jeden z moich braci był komunistą i namawiał nas, żebyśmy uciekali do Sowietów, bo tam jest dobrze. Postanowiliśmy uciekać i udało nam się dotrzeć do Białegostoku. Okazało się jednak, że u ruskich czekało na nas wszystko, co najgorsze. Od razu nas aresztowali i wywieźli na Syberię. Stalin powiedział, że polscy Żydzi to trockiści, i kazał wszystkich aresztować. Żołnierze wywieźli nas do Komi. Zostawili w środku lasu, powiedzieli: budujcie dom albo umierajcie. Tam latem nie było nocy, a zimą nie było dnia. Dziewięć miesięcy trwała zima i polarna noc, później przychodziły trzy miesiące lata. Musieliśmy tam ciężko pracować, a nie było nic do jedzenia. Trzyletnia siostra umarła po miesiącu, druga siostra zaraz później. Ojciec wytrzymał trzy miesiące, a matka siedem. Było strasznie zimno. Jedliśmy zgniłe kartofle, które gdzieś znaleźliśmy. Dużo nas tam było. Kilkanaście rodzin. Nie tylko Żydów. Byli tam z nami Polacy, a nawet Rosjanie. Dla Stalina nie było żadnej różnicy. Miałem 14 lat i miałem siłę. Przeżyłem. Jeden z moich braci też – tak Meir Granat wspominał najstraszliwsze chwile swojego życia.

A jak o tych wydarzeniach piszą teraz rosyjscy dziennikarze? "Moja rodzina uciekła z Polski do ZSRR jednym z ostatnich pociągów. Zamieszkać udało im się tylko w Komi. To było lepsze niż komory gazowe, do których na pewno trafiliby, gdyby zostali w Polsce" - tak podobno te same wydarzenia przedstawił ostatnio Grant, który przebywa obecnie na Syberii na łamach dziennika „Sport Express”.

Reklama

Przy okazji wizyty w Republice Komi Grant wziął udział w otwarciu pierwszego w Rosji piłkarskiego turnieju dla sierot. Bardzo ciepło wypowiadał się o partii Władimira Putina Jedna Rosja. "To wspaniałe, że partia zdecydowała się na zorganizowanie takiego turnieju. Zobaczyłem tu wiele utalentowanych dzieciaków. Dostałem też propozycję objęcia funkcji trenera konsultanta grup młodzieżowych w Republice Komi. Jestem gotów pomagać tym dzieciom i przyjeżdżać tu regularnie" - mówił Grant.

Izraelski trener odwiedził miejsce, w którym najprawdopodobniej pochowani są jego dziadek i babcia. "Po turnieju poleciałem do obwodu kojgorodzkiego, do wioski Rabog, gdzie pokazano mi przypuszczalne miejsce pochówku mojej rodziny. Jestem bardzo wdzięczny historykom i politykom z Komi, którzy przyczynili się do tego, że spełniłem największe marzenie swojego życia. O tej podróży myślałem jeszcze jako nastolatek. Nie wiedziałem jednak, jak zrealizować taką wyprawę, do kogo zgłosić się o pomoc. Miejscowe władze specjalnie dla mnie przeszukały i zbadały te okolice i trafiły na miejsce pochówku. Historycy opowiedzieli mi o losach polskich Żydów w Komi, pokazano mi las, przy którego wyrębie musieli pracować. Dostałem dokumenty świadczące o pobycie tutaj mojej rodziny. Będą to najcenniejsze relikwie w moim domowym archiwum" - powiedział Grant, który przyznał, że jego córka zajmuje się teraz spisaniem tragicznych losów rodziny Granatów - oprócz dziadków na Syberii z głodu i zimna zginęło także siedmioro rodzeństwa ojca Avrama.

Grant w Komi przebywał przez trzy dni. W tym czasie izraelskie media uznały go za najpoważniejszego kandydata do objęcia ich reprezentacji. Jedna z gazet napisała, że Grant rozmawiał z prezesem federacji Avi Luzonem i dostał od niego zapewnienie, że będzie następnym selekcjonerem Izraela. Teraz drużynę prowadzi Dror Kasztan, ale po zakończeniu eliminacji mistrzostw świata 2010 raczej straci pracę. Izrael zajmuje obecnie czwarte miejsce w grupie 2 za Szwajcarią, Grecją i Łotwą. Niezadowolony z wyników Luzon chce zatrudnić na stanowisku selekcjonera najbardziej utytułowanego trenera w kraju, Granta, który pracował z reprezentacją w latach 2002 - 2006. Były trener Chelsea zaprzeczył jednak tym pogłoskom. Być może dlatego, że bardziej interesuje go posada selekcjonera w Polsce, którą stara mu się załatwić najlepszy agent piłkarski świata Pini Zahavi.