Do meczu z Jagiellonią Arka przystąpiła po dwóch zwycięstwach – 1:0 w rewanżowym ćwierćfinałowym spotkaniu Pucharu Polski z Drutex Bytovią Bytów oraz 2:1 w lidze z Ruchem w Chorzowie. Gdynianie byli bliscy powtórzenia osiągnięcia innego beniaminka Wisły Płock, który jako jedyny zespół zdołał pokonać na własnym stadionie lidera ekstraklasy – 15 sierpnia podopieczni trenera Marcina Kaczmarka wygrali z "Jagą" 1:0. Żółto-niebiescy prowadzili 1:0 i 2:1, ale ostatecznie zeszli z boiska pokonani 2:3.

Reklama

Po meczu w naszej szatni było bardzo smutno. Szkoda mi chłopaków, bo włożyli w to spotkanie mnóstwo sił i na pewno nie byliśmy gorszą drużyną od Jagiellonii. Teraz musimy podnieść na duchu naszych zawodników, aby z takim samym zaangażowaniem walczyli w ostatniej w tym roku potyczce ze Śląskiem we Wrocławiu - powiedział Niciński.

Trener Arki największe pretensje do arbitra miał za sytuację w 76. minucie - po akcji Fedora Cernycha Tadeusz Socha wślizgiem wybił piłkę, którą złapał bramkarz gospodarzy Pavels Steinbors i Szymon Marciniak podyktował dla gości rzut wolny pośredni z linii pola bramkowego. Po krótkim rozegraniu Estończyk Konstantin Vassiljev silnym uderzeniem pod poprzeczkę zdobył trzecią bramkę dla Jagiellonii.

Do tej sytuacji odniósł się również szef Kolegium Sędziów PZPN. Trzeba nazywać rzeczy po imieniu. Nasz eksportowy arbiter popełnił błąd, bo w tej sytuacji nie ma mowy o rozmyślnym zagraniu. Zgodnie z przepisami piłkarz Arki mógł mógł pozbawić gracza Jagiellonii posiadania piłki tylko poprzez wślizg i tak też uczynił. Piłkę złapał bramkarz Arki, ale rzut wolny pośredni nie powinien zostać podyktowany, bo to nie było rozmyślne zagranie - wyjaśnił Zbigniew Przesmycki.

Niciński nie mógł jednak pogodzić się z porażką poniesioną w takich okolicznościach. Po spotkanie emocje już opadły i mówię to z chłodną głową. Uważam, że sędzia Marciniak jest bezkarny w polskiej lidze. Robi w niej co chce i stawia się ponad wszystkich arbitrów i trenerów. Jestem również przekonany, że w analogicznej sytuacji w Lidze Mistrzów, chociażby w meczu Real Madryt – Borussia Dortmund, nie odważyłby się podyktować rzutu wolnego pośredniego, bo na pewno nie uszłoby mu to płazem. Taka decyzja drogo by go kosztowała - stwierdził.

Reklama

Przesmycki nie chciał spekulować o ewentualnych sankcjach, jakie mogą dotknąć sędziego z Płocka.

Akurat udaję się pod Warszawę na dwudniowe zgrupowanie arbitrów. Będziemy analizować tę sytuację, chcę również porozmawiać z Szymonem Marciniakiem, aby wyjaśnił mi podstawy swojej decyzji. Ja też muszę uderzyć się w pierś, bo odkąd jestem szefem Kolegium Sędziów, a w grudniu minęło pięć lat, podczas licznych szkoleń w ogóle nie poruszaliśmy kwestii rozmyślnego zagrania piłki do własnego bramkarza. Uznałem, że nie ma takiej potrzeby i zdecydowanie więcej uwagi poświęcaliśmy na inne, wydawałoby się bardziej skomplikowane zagadnienia. Można to uznać za okoliczność łagodzącą dla Marciniaka - skomentował.

43-letni szkoleniowiec nie omieszkał jednak podkreślić, że dobry arbiter to taki, którego nie widać i o którego decyzjach po spotkaniu się nie dyskutuje. Kiedy ja jeszcze występowałem, za idealnego sędziego uznawaliśmy takiego, który dawał grać i o którym nie mówiło się po meczu. Po tym spotkaniu o Szymonie Marciniaku będzie się mówiło. Moim zdaniem w sytuacji, kiedy drużyny tworzą dobre widowisko, sędzia ma być dodatkiem, a nie wpływać na wynik spotkania - podsumował Niciński.