Piłkarski Puchar Polski zdobył Raków Częstochowa, który pokonał Lecha Poznań 3:1. Na Stadion Narodowy w Warszawie decydujące spotkanie Pucharu Polski wróciło po przerwie wynikającej z pandemii COVID-19. Dwie poprzednie edycje pucharu kończono w Lublinie, w tym raz przy pustych trybunach.

Reklama

Od dzieciństwa kibicuję Lechowi. Mąż mój, jak się pojawił w Poznaniu, to też został kibicem Lecha. Synowie i wnukowie kibicują Lechowi. Wszystkim nam jest strasznie przykro - powiedziała Przyłębska. Zaznaczyła, że Lech Poznań to wielka tradycja i świetna drużyna.

Jak dodała mimo, że przeprowadziliśmy się na Mazowsze, to Lech zostaje w naszych sercach - drużyna, z którą człowiek dorasta, to tej drużynie kibicuje.

Dla fanów obu drużyn przygotowano po 9 tys. biletów - na miejsca znajdujące się za bramkami. Od początku finału, czyli od godz. 16, te przeznaczone dla najbardziej zagorzałych sympatyków "Kolejorza" pozostawały jednak puste. Powodem był zakaz wnoszenia dużych flag, tzw. sektorówek uwarunkowany kwestiami bezpieczeństwa: chciano uniknąć problemów związanych m.in. z wnoszeniem w sektorówkach rac.

Stanowisko Kom. Miejskiej PSP (Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej - PAP) o zakazie wnoszenia większych flag uderza w piękno sportu, jest niezrozumiałe i powoduje więcej szkód niż pożytku. Zmieniono zasady obowiązujące od lat. Jeżeli w przyszłości PSP nie zmieni swojego stanowiska, finał PP nie będzie organizowany w Warszawie - komentował prezes PZPN Cezary Kulesza.

Jak oceniła Przyłębska, kibicowanie, to część całego spektaklu sportowego, więc brakuje tych kibiców Lecha Poznań. Kibicowanie jest wspaniałą rzeczą, jeśli wykorzystuje się to dla sportu, a nie do jakichś innych działań - zaznaczyła.

Jak mówiła, "serce jest po jednej stronie, ale wygrał lepszy". Na tym polega rywalizacja i na tym polega piłka - powiedziała.