Na niedzielny klasyk dwóch wielkich firm polskiego futbolu już dawno nie było biletów. Na trybunach zasiadł komplet kibiców (nie licząc oczywiście sektorów buforowych), ok. 1,7 tys. fanów wspierało widzewiaków.

Oba zespoły to nie tylko odwieczni rywale, ale również jedyne drużyny, które reprezentowały Polskę w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Widzew awansował do niej w 1996 roku, a Legia - rok wcześniej oraz w 2016 roku. To również jedyni polscy półfinaliści Pucharu Europy (poprzednika Ligi Mistrzów). Legia dokonała tego w 1970, zaś Widzew w 1983 roku.

Reklama

Gospodarze przystąpili do niedzielnej rywalizacji zmęczeni, lecz podbudowani po czwartkowym awansie do fazy grupowej Ligi Konferencji. W rzutach karnych wyeliminowali duński FC Midtjylland.

Trener Kosta Runjaic po tym piłkarskim "maratonie" zapowiadał roszady w składzie, ale wystawił dość mocną jedenastkę - z Josue, Pawłem Wszołkiem, Bartoszem Sliszem i Ernestem Mucim na czele. Na środku defensywy zadebiutował natomiast pozyskany z Wisły Płock francuski obrońca Steve Kapuadi.

Reklama

Od początku zagrał także Patryk Kun, natomiast jego brat - Dominik - usiadł na ławce rezerwowych gości i wszedł w trakcie drugiej połowy.

Biorąc pod uwagę tabelę uwzględniającą mecze ekstraklasy od początku 2023 roku, czyli wyłączając trzech spadkowiczów z minionego sezonu i trzech beniaminków z obecnego, Legia zdobyła najwięcej punktów (44 w 21 meczach), a Widzew najmniej (tylko 19 w 23).

Początek meczu potwierdził, kto jest faworytem. Już w szóstej minucie, po podaniu od... bramkarza Kacpra Tobiasza, w sytuacji sam na sam z bramkarzem Widzewa Henrichem Ravasem znalazł się Muci i dał gospodarzom prowadzenie. Albański piłkarz został niedawno powołany na wrześniowe mecze eliminacji Euro 2024 z Czechami w Pradze i z Polską w Tiranie.

Reklama

Szybko zdobyte prowadzenie uspokoiło grę Legii, która później dość długo kontrolowała przebieg wydarzeń na boisku.

W 18. minucie Runjaic został zmuszony do pierwszej zmiany. Za kontuzjowanego Blaza Kramera wprowadził Macieja Rosołka. Niespełna kwadrans później sędzia na krótko przerwał zawody z powodu zadymienia części boiska przez race odpalone przez fanów gości.

Kiedy wydawało się, że do końca pierwszej połowy już nic się nie zmieni, Widzew przeprowadził niemal identyczną akcję jak ta Legii z początku meczu. W 44. minucie po długim podaniu bramkarza Ravasa piłka trafiła do Jordiego Sancheza. Hiszpański napastnik wpadł w pole karne, minął dwóch obrońców Legii i strzelił gola - swojego trzeciego w tym sezonie.

W doliczonym czasie pierwszej połowy wicemistrzowie Polski mogli odpowiedzieć, ale w świetnej sytuacji - praktycznie przed pustą bramką - Rosołek, po podaniu Wszołka, nie trafił w piłkę. Końcówka pierwszej części gry zwiastowała jednak emocje po przerwie.

I faktycznie, od początku drugiej połowy oba zespoły znacznie przyspieszyły. W 48. minucie Sanchez mógł zostać bohaterem Widzewa, lecz tym razem nie wykorzystał dogodnej sytuacji.

Ta sytuacja wyraźnie obudziła legionistów, którzy ruszyli do ataków. Kilka razy zakotłowało się przed bramką Ravasa, ale wynik długo nie ulegał zmianie.

Wtedy fani Legii odpalili race i znów była konieczna przerwa w grze, tym razem nieco dłuższa.

W 71. minucie trener Legii znacznie wzmocnił ofensywę zespołu, wprowadzając na boisko Tomasa Pekharta i króla strzelców poprzedniego sezonu Marca Guala.

Cztery minuty później Legia już prowadziła, a w roli głównej ponownie wystąpił Muci, który pokonał Ravasa precyzyjnym strzałem z kilkunastu metrów.

Po chwili przed szansą stanął Pekhart - jego strzał głową obronił Ravas. W końcówce meczu Widzewa uzyskał przewagę, ale nie zdołał doprowadzić do wyrównania.

Kolejną bramkę zdobyła natomiast Legia. Po analizie VAR sędzia Tomasz Musiał podyktował rzut karny, który wykorzystał Josue, a chwilę wcześniej arbiter pokazał czerwoną kartkę obrońcy łodzian Luisowi da Silvie.

Po bramce dla Legii strzelonej z rzutu karnego w doliczonym czasie gry doszło do przepychanki, ale sędzia nie pozwolił na eskalację.

Widzewiacy czekają na zwycięstwo nad Legią w oficjalnym meczu 23 lata, a na Łazienkowskiej - ponad 26.

Stołeczna drużyna, choć ma dwa mecze zaległe, z dorobkiem 13 punktów awansowała na pozycję lidera. Drużyna trenera Janusza Niedźwiedzia (7 pkt) odnotowała czwartą porażkę w siódmym ligowym występie.

Legia Warszawa - Widzew Łódź 3:1 (1:1)

Bramki: 1:0 Ernest Muci (6), 1:1 Jordi Sanchez (44), 2:1 Ernest Muci (75), 3:1 Josue (90+7-karny).

Żółta kartka - Legia Warszawa: Josue. Widzew Łódź: Marek Hanousek. Czerwona kartka - Widzew Łódź: Luis da Silva (90+6-faul).

Sędzia: Tomasz Musiał (Kraków). Widzów: 27 079.

Legia Warszawa: Kacper Tobiasz - Radovan Pankov, Steve Kapuadi, Yuri Ribeiro - Paweł Wszołek (46. Makana Baku), Bartosz Slisz (72. Marc Gual), Juergen Elitim, Josue, Patryk Kun - Ernest Muci (85. Igor Strzałek), Blaz Kramer (18. Maciej Rosołek, 72. Tomas Pekhart).

Widzew Łódź: Henrich Ravas - Patryk Stępiński (82. Mateusz Żyro), Serafin Szota, Luis da Silva, Fabio Nunes - Bartłomiej Pawłowski, Dawid Tkacz (46. Ernest Terpiłowski), Marek Hanousek, Fran Alvarez (71. Dominik Kun), Mato Milos - Jordi Sanchez (82. Andrejs Ciganiks).