Nie ma znaczenia, czy zespół wygrywa w ciągu 90 minut, w dogrywce czy po rzutach karnych. Portugalczycy mogą powiedzieć przeciwnikom: "przecież mogliście nas pokonać". W niedzielnym finale mieli trochę szczęścia, bo Francuz trafił w słupek, ale też francuskiego bramkarza uratowała poprzeczka po pięknie wykonanym rzucie wolnym. Wszyscy ci, którzy Portugalczyków krytykowali, powinni też złożyć im gratulacje – dodał Piechniczek.

Jego zdaniem absencja lidera portugalskiej ekipy Cristiano Ronaldo (zszedł z powodu kontuzji w 25. minucie) nie miała wpływu na postawę drużyny.

Uważam nawet, że zespół zagrał bez niego lepiej. Ronaldo to wielki zawodnik, ale też mistrz PR, autokreacji. Jestem pełen uznania dla cierpliwości trenera Portugalczyków, że tolerował jego bieganie za linią boczną w dogrywce i nie kazał usiąść na ławce rezerwowych – stwierdził szkoleniowiec, który prowadził Polaków w finałach MŚ w 1982 i 1986 roku.

Reklama

Podkreślił, że dla Francuzów finałowa porażka to wielki cios.

Mają świetny zespół, znakomitych piłkarzy. Mogliby pewnie wystawić drużynę złożoną z tych nieobecnych na ME, która nie byłaby może gorsza. Ale też w fazie pucharowej mistrzostw zawsze przychodzi słabszy dzień po bardzo dobrym meczu. Z Niemcami w półfinale wygrali 2:0, Portugalczykom nie sprostali. Z drugiej strony, lepiej przegrać w finale, niż w ogóle do niego nie wejść – zauważył Piechniczek.

W jego opinii występ Polaków w mistrzostwach należy uznać za bardzo dobry.

Moim zdaniem odnieśliśmy sukces, choć może niektórzy będą mówili o jakimś niedosycie. Przecież w porównaniu z naszymi poprzedniki występami w ME nastąpił przełom. I mamy uzasadnione podstawy do optymizmu. Wierzę, że przebrniemy teraz eliminacje do mistrzostw świata i w finałach zrobimy dobry wynik. Dla naszych niektórych zawodników to może być ostatni wielki turniej w karierze, a ci młodsi będą już doświadczonymi piłkarzami. Będziemy więc teraz mieli co oglądać, o czym mówić i co komentować – zakończył Piechniczek.