W minionym tygodniu Laporta miał wyjaśnić głośną "sprawę Negreiry" - wiceszefa kolegium hiszpańskich sędziów, któremu Barcelona wypłaciła 7,3 mln euro przez 18 lat współpracy budzącej głęboki sprzeciw etyczny. Potępiły ją wszystkie kluby I i II ligi hiszpańskiej, najdłużej wahał się Real Madryt.Laporta i prezes Królewskich Florentino Perez to bliscy współpracownicy przy projekcie Superligi, która miałaby "uwolnić futbol od dyktatury i monopolu UEFA".

Reklama

Franco ratował Barcelonę przed bankructwem

Perez się ociągał, ale w końcu nie miał wyjścia. Musiał potępić bulwersującą i długoletnią współpracę Barcelony z kimś, kto szefował hiszpańskim sędziom. Rodzi to naturalne podejrzenie o korumpowanie arbitrów. Laporta nie zamierzał przepraszać, ale w swoim stylu przeszedł do ofensywy. Nazwał Real klubem cynicznym, reżimowym, który przez 70 lat korzystał i wciąż korzysta ze wsparcia sędziów. Bo był oczkiem w głowie dyktatury.

Reklama
Reklama

Wywołało to burzę w Hiszpanii. Real Madryt odpowiedział publikując wideo trwające 4 minuty i 37 sekund, w którym udowadnia, że to Barcelona była pieszczoszkiem generała Franco. "Kto jest klubem reżimowym?" - pyta w tytule pokazując migawki z 1957 roku, gdy stadion Camp Nou otwierał sekretarz generalny ruchu faszystowskiego Jose Solis Ruiz. Na nowym stadionie wybrzmiał hiszpański hymn, a ówczesny prezes Barcelony wzniósł hiszpańską flagę, co jest raczej wstydliwym wspomnieniem dla Katalończyków.

Real przypomniał, że Barcelona dwa razy odznaczyła Franco, a w 1965 roku uczyniła dyktatora honorowym członkiem klubu. Po latach, już po śmierci generała, odznaczenia zostały mu odebrane. "Franco trzykrotnie ratował Barcelonę przed bankructwem" - twierdzą autorzy filmiku, pokazując tytuł z jakiejś gazety, mówiący, że generał umorzył długi klubu. To stwierdzenie jest jednak kwestionowane przez historyków.

Wśród archiwalnych zdjęć widać piłkarzy Barcelony z dawnych lat, wykonujących faszystowski gest podniesionymi rękami. "Podczas dyktatury Franco Barcelona wygrała 8 tytułów mistrza Hiszpanii i 9 Pucharów Generalissimusa, tymczasem Real po wojnie domowej czekał na swój pierwszy tytuł 15 lat" - napisano.

Prawdopodobnie nie ma dowodów, że Barcelona korumpowała sędziów

Wróćmy jednak do współczesności. Nazajutrz po ostrym wystąpieniu Laporty, obiektywny "El Pais" napisał, że cała awantura miała swoje drugie dno. Zdaniem dziennika Laporta robi wszystko, by za "sprawę Negreiry" UEFA nie wyrzuciła Barcelony z europejskich rozgrywek. Klub stara się o powrót Leo Messiego. Dla drużyny z Messim i Robertem Lewandowskim wykluczenie z Ligi Mistrzów byłoby sportową i finansową katastrofą.

Wyjaśnieniem "Sprawy Negreiry" zajął się hiszpański sąd. Prawdopodobnie nie ma jednak dowodów, że Barcelona korumpowała sędziów. Laporta chciałby, żeby UEFA wydała swoją decyzję po wyroku sądu (proces potrwa długo). Tymczasem Komisja Dyscyplinarna UEFA, która prowadzi własne dochodzenie w tej sprawie, może podjąć decyzję szybko, nie czekając na to co zdecydują hiszpańscy sędziowie.

Media w Hiszpanii doniosły, że w czwartek Laporta poleciał do Słowenii do prezesa UEFAAleksandra Ceferina, by przekonać go do swoich racji. Według szefa Barcelony klub płacił synowi Negreiry za raporty sędziowskie oraz skautingowe i nie zrobił nic złego. O korupcji nie ma nawet mowy.

Rozmowy Laporty z Ceferinem nie mogły być łatwe, ze względu na fundamentalny spór o Euroligę. Prezes UEFA nazywał szefów Barcelony, Realu Madryt i byłego już prezesa Juventusu Andreę Angelliego futbolowymi zdrajcami. Spór trafił do Trybunału Europejskiego, który ma wydać wyrok, czy UEFA, blokując Superligę, faktycznie łamie zasady wolnej konkurencji.

Franco lubił ogrzewać się w blasku triumfów Królewskich

Zostawmy Laportę i jego współczesne problemy. Wróćmy do kontrowersyjnej historii Realu oraz Barcelony. I naszego śledztwa, który z gigantów La Liga był reżimowy. We wspomnianym już wideo Królewscy opowiadają, że po brutalnej wojnie domowej w Hiszpanii ich zespół przestał istnieć. Część graczy zabili faszyści Franco, część zmusili do emigracji. To o tyle istotne, że za Realem faktycznie ciągnie się dwuznaczna opinia klubu, który swoją wielkość zawdzięcza władzy generałów. Sześć Pucharów Europy w latach 1956-1966 klub zdobył, gdy Hiszpanią rządził Franco.

W 2008 roku legendarny trener Manchesteru United Alex Ferguson powiedział w wywiadzie dla "The Times": "Naprawdę nieprzyzwoitą rzeczą w tym wszystkim jest to, że Real Madryt, jako klub generała Franco, ma historię zdobywania kogo chce i robienia tego, co chce”. Te słowa padły przy okazji starań Królewskich o odkupienie z Manchesteru Cristiano Ronaldo. Potem w BBC Ferguson stwierdził jeszcze, że Real jest jak Hiszpania Franco. Rok później Real dopiął swego odkupując Portugalczyka za rekordowe wtedy 96 mln euro.

Czyżby Ferguson uległ stereotypom? Real przypomina, że w latach 50. i 60. XX wieku, kiedy królował w Europie, międzynarodowa pozycja Franco była bardzo niska. Jak dyktator mógł pomagać Królewskim w wygrywaniu poza krajem? Pomógł legendarnemu prezesowi Realu Santiago Bernabeu zbudować gwiazdozbiór z Alfredo di Stefano, Ferencem Puskasem, Raymondem Kopą i innymi? Znacznie bardziej prawdopodobne jest, że Franco lubił ogrzewać się w blasku triumfów Królewskich. Władza kocha sukces sportowy, on był i jest narzędziem propagandy. "Hiszpania jest wielka jak Real" - takie hasło każdy dyktator chętnie sprzeda rodakom.

Generał Jorge Rafael Videla, krwawy dyktator Argentyny, zorganizował mundial w 1978 roku, by pokazać światu, że rządzi demokratycznym, szczęśliwym społeczeństwem. W dodatku gospodarze zdobyli pierwszy tytuł mistrzów świata. Tylko czy największa gwiazda tamtych mistrzostw Mario Kempes lub trener Cesar Luis Menotti ponosili winę za to, że generał wykorzystał ich sukces? Jednym z nielicznych, którzy zbojkotowali tamte mistrzostwa był piłkarz Realu Niemiec Paul Breitner.

Barcelona pielęgnuje pamięć o Josepie Sunyolu, który podczas wojny domowej w Hiszpanii został rozstrzelany przez faszystów Franco. Prezes Barcelony wiózł 50 tys peset dla żołnierzy republikańskich, ale omyłkowo przekroczył linię frontu. Został schwytany i stracony razem z szoferem, jednym z działaczy i dziennikarzem. Tyle, że prezesa Realu Antonio Ortegę Gutierreza spotkało dokładnie to samo. Pułkownik armii republikańskiej został aresztowany i rozstrzelany w Alicante.

Faszyści zburzyli siedzibę Realu Madryt

Kiedy wojna domowa wybuchła, madryckim klubem rządził Rafael Sanchez-Guerra, który nie był tak wrogi wobec faszystów, a jednak był przez nich więziony 26 miesięcy, torturowany, aż uciekł do Francji w 1946 roku. Podczas wojny w Hiszpanii w Realu zastąpił go Juan Jose Vallejo, który udostępnił stadion Chamartin dla republikańskich Batalionów Sportowych. Siedziba klubu została zburzona podczas oblężenia Madrytu przez faszystów w jednym z nalotów bombowych.

Piłkarze Realu walczyli w wojnie, część zginęła, część musiała uciekać z kraju. Particio Escobala, kapitana drużyny reżim skazał na 30 lat więzienia. Zbiegł na Kubę i do USA. Legendarny bramkarz Ricardo Zamora był postrzelony, ale uciekł z więzienia i ukrył się w ambasadzie Argentyny, czekając na okazję ewakuacji do Francji.

Po wojnie zostało tylko czterech graczy z zespołu, który zdobył Puchar Republiki w 1936 roku. Wielu działaczy też straciło życie w tym strasznym konflikcie, który pochłonął pół miliona istnień. Wiele lat później prezes Santiago Bernabeu powiedział: „Kiedy słyszę, że Real był klubem reżimu, chcę nasrać na ojca tego, kto tak mówi”. Te słowa wykorzystali Królewscy jako puentę swojego głośnego wideo.

Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie atak na Barcelonę. Rząd Katalonii wziął w obronę klub z Camp Nou, który jest jednym z symboli regionu. Może Laporta cynicznie wykorzystał krzywdzące stereotypy, czy to upoważnia Real, by sięgać po tę samą broń?

Barcelona mówi o sobie „Więcej niż klub”, Real nazywa siebie „Klubem dżentelmenów”, może tymi stereotypami giganci piłki powinni się afiszować?

Autor: Dariusz Wołowski