Kilka dni temu reprezentacja Polski wróciła z mundialu w Katarze, po odpadnięciu w 1/8 finału, ale kwestie sportowe został zepchnięte przez temat m.in. premii, rzekomych konfliktów w kadrze i wielu innych spraw opisywanych w mediach.

Niestety, to jakaś nasza cecha, żeby "rozkręcać" tematy zastępcze. Jak przy okazji mundialu w 2002 roku, gdy najgłośniej było o reklamach, kubkach, koszulkach itd. Nie wiem, czy podobnie jest w innych krajach, ale nie sądzę. Myślę, że to jest wina wszystkich, którzy się w to zaangażowali. Niepotrzebnie zrobiono z tego niesamowitą sprawę, a wszystko skończyło się już komunikatem, że premii nie będzie. Będą wypłacone tylko z funduszy PZPN i FIFA. Mnie akurat sprawa finansów zupełnie nie "kręciła", bo nigdy nie zaglądałem do cudzej kieszeni. Co innego mnie bardziej zniesmaczyło.

Reklama

To znaczy?

Sposób powrotu reprezentacji z Kataru. W 2002 roku przegraliśmy w Korei Południowej, ale wróciliśmy wszyscy jednym samolotem i wyszliśmy do kibiców. Były różne reakcje, lecz generalnie raczej życzliwie. Wszyscy przylecieliśmy elegancko ubrani, odpowiadaliśmy na pytania dziennikarzy, choć wynik był gorszy niż obecnie. Teraz wróciła tylko połowa kadry. To po co było ciągnąć tam rządowy samolot dla kilkunastu ludzi, działaczy i kucharza? I jeszcze powrót gdzieś tam bocznym wyjściem. To mi się nie podobało. Nie mam pretensji do piłkarzy, lecz do kogoś, kto powinien wydać polecenie.

Razem wylatujemy - razem wracamy...

Skoro razem wyruszyli w ubiegłym miesiącu, to w takim samym składzie powinni też wrócić. Misja kończy się w momencie wylądowania w Warszawie i spotkania z kibicami. Bo polscy fani udowodnili, że są z drużyną na dobre i na złe. Gdyby to zostało oficjalnie zorganizowane, myślę, że kadra byłaby bardzo miło powitana.

Jednak w 2006 roku, gdy odpadliście po fazie grupowej mundialu, z lotniska w Hanowerze wylatywało niewielu piłkarzy.

Tak, ale to była inna sytuacja. Niektórzy zawodnicy z tamtej kadry grali w klubach np. w Niemczech, Austrii. Trudno, żeby lecieli do Warszawy, skoro z Hanoweru mieli do domu znacznie bliżej. Chodzi mi o sytuację, gdy kadra wraca z daleka, jak w 2002 roku z Korei Południowej, a teraz z Kataru. Powrót razem - tak to powinno wyglądać.

Jako prezes PZPN w latach 1999–2008 kilka razy podejmował pan decyzje dotyczące odwołania lub pozostania selekcjonerów reprezentacji Polski. Co teraz postanowiłby pan na miejscu Cezarego Kuleszy w sprawie Czesława Michniewicza?

Nie wiem... Miałem trudne momenty, nawet bardzo, gdy np. odszedł z funkcji trenera Zbigniew Boniek i musiałem szybko znaleźć następcę. Prezes Kulesza też był w takiej sytuacji, gdy nagle kadrę opuścił Paulo Sousa, ale sobie poradził. Myślę, że najważniejsza jest w tej chwili rozmowa z udziałem selekcjonera, prezesa i może kierownictwa PZPN na temat tego, co dalej. Bo rozpamiętywanie teraz, czy można było w Katarze więcej, ładniej, nie ma już sensu. Wypadliśmy przyzwoicie, na miarę możliwości. Nie było szału, ale też nie było zawodu, choć oczywiście chciałoby się więcej. Na pewno nie było takiej katastrofy jak u Niemców i Belgów. Teraz trener Michniewicz powinien przedstawić plan tej reprezentacji na dwa lata. Ale nie tylko plan wynikowy, bo wygranie tak słabej grupy eliminacji Euro 2024, jaką mamy, to nie jest sztuka.

Reklama

Czechy, Albania, Wyspy Owcze, Mołdawia - awans z tego grona jest obowiązkiem.

Dlatego chodzi o to, co zrobić, żeby w mistrzostwach Europy, do których na 90 procent awansujemy, mieć wyższe aspiracje niż wyjście z grupy. Ale w tym celu trzeba tę reprezentacją trochę przebudować, wkomponować nowych piłkarzy. Nieco zmienić styl, bo mundial w Katarze pokazuje, że bardzo defensywny futbol nie przynosi już sukcesów. Może trochę w przypadku Marokańczyków, ale oni też nie bronią się cały mecz. Na szczęście dla futbolu wróciła ofensywa. To już nie "catenaccio" i to już nie mistrz Europy z 2004 Grecja, gdy najgroźniejsze były stałe fragmenty gry. Futbol odzyskał swoje ofensywne piękno. Tylko taki styl ma szanse na sukcesy i poparcie kibiców. Fani muszą mieć widowisko.

A wracając do stylu biało-czerwonych na mundialu. Co pan zapamięta bardziej - obronę całym zespołem w meczach z Meksykiem i Argentyną czy bardzo dobrą pierwszą połowę z Francją?

Najbardziej zapamiętam dwie świetne połowy - drugą z Arabią Saudyjską i pierwszą z Francją. Czyli na osiem rozegranych połówek - dwie. To za mało. Oczywiście pamiętam też wspaniałe interwencje Wojciecha Szczęsnego, nasze strzały w słupek i poprzeczkę (z Arabią Saudyjską - PAP), akcję Lewandowskiego w stylu Włodka Lubańskiego, gdy odebrał rywalowi piłkę i popędził na bramkę (również z Arabią Saudyjską - PAP). Ale jednak za mało tych momentów do zapamiętania.

Polskich piłkarzy już nie ma w Katarze, natomiast pozostał Szymon Marciniak. Czy doczekamy się drugiego polskiego sędziego w finale mistrzostw świata (Michał Listkiewicz był sędzią liniowym w finale MŚ 1990)?

To jest moje największe marzenie, żeby wreszcie ktoś zdjął ze mnie ten ciężar. Czekam na Polaka w finale mistrzostw świata.

Realnie - czy Marciniak ma szansę poprowadzić finał? Na razie wiemy, że pozostał na fazę pucharową turnieju.

Na pewno Szymon umiejętnościami i obecnym poziomem, formą sportową, jak najbardziej na to zasługuje. Natomiast to zależy od wielu czynników, również geopolitycznych, układu drużyn - kto będzie grał w finale, itd. To nie jest takie automatyczne. Ale gdyby miała decydować forma sportowa, to na pewno jest jednym z głównym kandydatów.

A jak pan ocenia ogólnie poziom sędziowania w tych mistrzostwach? Obecnie jest łatwiej, bo każdy arbiter ma do pomocy VAR.

Łatwiej, ale i trudniej. Bo ten VAR musi jednak jakoś z umiarem interweniować. Nie może być prowadzenie meczów tylko na VAR. Generalnie sędziowanie stoi na wysokim poziomie. Dotychczas - we wszystkich meczach - było tylko kilka bardzo złych decyzji, ale procentowo to jest ułamek. Widać, że sędziowie są dobrze przygotowani. Włoch Pierluigi Collina jest twardym szefem, zmusza do ciężkiej pracy.

Na koniec - która z drużyn jest dla pana faworytem?

Już przed turniejem miałem faworyta. I na razie on nie zawodzi - to Brazylia. Myślę, że gdyby "Canarinhos" zdobyli mistrzostwo świata, to byłoby coś pięknego i symbolicznego również w kontekście Pelego (zmagającego się z ciężką chorobą - PAP).

Rozmawiał Maciej Białek

bia/ krys/