Zalewski jest zaprzeczeniem polskiej myśli szkoleniowej. Piłkarz wychowany we Włoszech nijak nie pasuje do obrazu adepta sztuki futbolu znad Wisły.

Zalewski lubi ryzyko

Syn polskich emigrantów jest pozbawiony kompleksów i respektu dla nawet najbardziej wymagającego przeciwnika. 22-latek nie boi się brać ciężaru gry na swoje barki. Próbuje być jednym z liderów kadry Michała Probierza. Nie unika odpowiedzialności i gry. Cechuje go dobre wyszkolenie techniczne i skłonność do podejmowania ryzyka.

Reklama

Zalewski grając na lewym wahadle napędza akcje ofensywne biało-czerwonych. Często w chodzi w pojedynki. Akcje indywidualne, rajdy i dryblingi to jego specjalność i znak firmowy w reprezentacji Polski. To właśnie po dwóch takich szarżach Szkoci nie potrafili powstrzymać zgodnie z przepisami. Dwa faule w polu karnym, dwie "jedenastki" i dwa gole. Jeden autorstwa Roberta Lewandowskiego, a drugi samego poszkodowanego.

Statystyka / dziennik.pl / Patryk Koch

Gracz AS Roma miał wielki wkład w pokonanie Szkotów. Zalewski na boisku na tle swoich kolegów wygląda jak zawodnik z innego piłkarskiego świata. I tak rzeczywiście jest. Na przykładzie Zalewskiego widać, że na Zachodzie inaczej się szkoli i wychowuje niż w Polsce.

Zalewski w Rzymie nie ma lekko

Dobra gra Zalewskiego w barwach reprezentacji Polski nie jest niczym oczywistym. Raczej trzeba powiedzieć, że 22-latek błyszczy w kadrze pomimo problemów w swoim macierzystym klubie.

Dla kolejnych trenerów Romy nie jest on graczem pierwszego wybory. Częściej zdarza mu się siedzieć na ławce rezerwowych niż rozpoczynać mecz w podstawowym składzie.

Spływa na niego krytyka ze strony dziennikarzy, a ostatnio hej ze strony kibiców. Fani zarzucili mu, że jest "kretem", bo według nich wynosi do mediów tajemnice z szatni Romy. Zalewski stanowczo zdementował te pogłoski.

Latem mógł zmienić otoczenie. Interesowało się nim kilka klubów. Najgłośniej było o jego możliwym transferze do PSV Eindhoven. Zalewski ostatecznie został w stolicy Włoch. Nie ma tam łatwego życia, ale mimo trudności zaciska zęby i walczy o swoje.

Statystyka / dziennik.pl / Patryk Koch
Reklama

Biało-czerwoni pojechali po zwycięstwo

Polacy tegoroczne rozgrywki Ligi Narodów zaczęli od zwycięstwa. Zwycięstwo w Glasgow na pewno nie było epokowym, ale daje nadzieję. Polacy popełnili sporo błędów i mieli sporo szczęścia. Krótko podsumowując - wynik lepszy niż gra, ale widać pozytywy w poczynaniach drużyny Michała Probierza.

Selekcjoner naszej reprezentacji nie zboczył z obranego kursu. Chce, by jego drużyna grała ofensywnie i biało-czerwoni na Hampden Park to czynili. Efekt to trzy strzelone gole. Zwycięski w ostatniej minucie doliczonego czasu gry. To pokazuje, że nasi piłkarze do Szkocji polecieli grać w piłkę i wygrać.

Statystyki / dziennik.pl / Patryk Koch

Oba cele zrealizowali. Mentalnie byli świetnie do tego przygotowani. Nie ma się co oszukiwać i patrzeć przez różowe okulary. Do poprawy jest sporo, jednak wreszcie patrząc na "popisy" naszych orłów nie bolą nas zęby.