"Wydaje mi się, że kluczowa w tej drużynie jest zagrywka, co pokazał choćby turniej kwalifikacyjny do igrzysk w Gdańsku. Pierwszy set naszego meczu w sierpniowej imprezie układał się na korzyść rywali właśnie ze względu na to, że dobrze serwowali i popełniali mało błędów w tym elemencie. W ME widać też, że w kluczowych momentach potrafią +odpalić+ zagrywką. Halę w Lublanie mają bardzo dobrze obeznaną, bo z tego, co się dowiedzieliśmy, są tu od trzech miesięcy. Aż ciężko w to uwierzyć" - zaznaczył Kaźmierczak.
Jak dodał, nawet jeśli współgospodarze turnieju będą sobie dobrze radzić w czwartek w tym elemencie, to biało-czerwoni muszą to przeczekać. Z jego analizy wynika, że w słoweńskiej ekipie - jak na razie - połowę turnieju na ataku grał Mitja Gasparini, a drugą część Ziga Stern.
"Kluczowe jest lewe skrzydło. To na nie kierowanych jest najwięcej piłek. Na to musimy najbardziej uważać" - podkreślił.
Spytany o słabe strony przeciwnika, uznał, że polska ekipa nie powinna się skupiać na tym, ale na swojej dobrej postawie.
"Nasza gra jest na tyle poukładana, że jeśli będziemy się tego trzymać, to nie ma co szukać słabszych stron rywali. Na pewno poprawili oni grę w obronie i będą mieć atut w postaci swojej hali oraz publiczności. Musimy się nastawić na swoją grę - popełniać jak najmniej błędów, starać się dograć dobrze do rozgrywającego piłkę z tej trudnej zagrywki i nie dawać im możliwości zdobywania bezpośrednio punktów" - wyliczał Kaźmierczak.
Na element zagrywki - zwłaszcza w wykonaniu Jana Kozamernika - zwrócił uwagę również Michał Mieszko Gogol.
"Po jego serwisie jest dużo asów, często też Słoweńcy zdobywają później punkty blokiem, a popełnia on bardzo mało błędów w tym elemencie" - podkreślił.
Asystent Heynena dostrzega również poprawę gry w przypadku Gaspariniego i znaczenie tego zawodnika.
"W Gdańsku podczas kwalifikacji olimpijskich grał mało i nie pokazał się z jakiejś rewelacyjnej strony. Tutaj gra na bardzo dużych emocjach, porywa publikę. Czasem się pomyli, ale zaraz znów kończy dwie piłki, nieraz w spektakularny sposób. Jest też osobą, która ma bardzo duży wpływ na atmosferę w swojej drużynie" - tłumaczył.
Gogol przypomniał też, że w tym sezonie przez większość czasu za rozegranie w ekipie Słoweńców odpowiadał Gregor Ropret, a podczas ME na tej pozycji głównie występuje Dejan Vincic.
"Nie mówię, że gra lepiej lub gorzej niż Ropret, ale na pewno inaczej, więc jest w stanie odmienić oblicze drużyny" - zastrzegł.
W czempionacie Starego Kontynentu biało-czerwoni zmierzą się ze Słoweńcami w trzeciej edycji z rzędu. W 2015 roku przegrali z nimi w ćwierćfinale, a dwa lata później - na własnym terenie - w barażu o "ósemkę".
"Czy są dla nas niewygodnym rywalem? Statystycznie w ostatnich latach tak, ale my teraz też jesteśmy inną drużyną niż wcześniej" - wspomniał.
Patrząc przez pryzmat serwisu, który jest silną stroną współgospodarzy turnieju, porównał występ w Lublanie do gry w... Zawierciu, skąd wywodzi ekstraklasowy klub Aluron Virtu Warta.
"Tam też gospodarze wychodzą, mają za sobą fantastyczną publiczność, bardzo mocno zagrywają i czekają na dalszy rozwój wydarzeń" - zauważył asystent Heynena.
Zaznaczył, że Polacy nie demonizują czwartkowego rywala, ale go doceniają.
"Gramy z silnym przeciwnikiem na jego terenie, hala mu tutaj bardzo pomaga. Z reguły drużyny bałkańskie nie bronią dużo, ale pod wpływem emocji nagle podbijają 10 piłek więcej w meczu, blokują wszystkich, których normalnie by nie zblokowali. To wszystko pod wpływem emocji, publiki, okoliczności. Słoweńców doceniamy i szanujemy. Bo często łatwo popaść w uśpienie - pomyśleć, że nie mamy już słabych stron i na dłuższym dystansie każdego przeciwnika jesteśmy w stanie dopaść. Bardzo ważne, by zachować trzeźwe myślenie i zastanowić się, co jeszcze możemy poprawić. Dwa sety pojedynku ze Słoweńcami w Gdańsku powinny być dla nas cenną lekcją i mam nadzieję, że ją odrobiliśmy" - spuentował Gogol.