Pełnienie funkcji kapitana podczas tegorocznego zgrupowania reprezentacji jest trudniejsze czy łatwiejsze niż zwykle?
Nie ma to żadnego znaczenia. Oczywiście, niektóre rzeczy trzeba ustalać z większą częstotliwością, ale rola się nie zmieniła i wygląda to bardzo podobnie.
A samo zgrupowanie też przypomina normalne przygotowania kadry z ubiegłych lat?
Teraz już tak. Choć nie mamy jakiegoś turnieju docelowego, to trenujemy w miarę normalnie. Zasady przebywania w ośrodku też są obecnie w miarę zwyczajne. Już nie trzeba nosić maseczek. Bardziej podoba mi się zaś to, że jest czyściej. Jest większy porządek i ład. Wszyscy wiedzą za co są odpowiedzialni i co mają robić. Jak ktoś ma posprzątać, to posprząta, jak ktoś ma zdezynfekować, to zdezynfekuje. My sami też bardziej dbamy o to, co się dzieje wokół nas.
Wspomniane trenowanie bez imprezy docelowej nie przekłada się na problemy z motywacją?
Nie sądzę, bo wszyscy wiemy, co tak naprawdę tu robimy i po co tu jesteśmy. Jako profesjonaliści zdajemy sobie sprawę, że po powrocie do klubów musimy być w dobrej formie. Nie może być tak, że przez trzy czy cztery miesiące nie robimy kompletnie nic i potem w klubach będziemy świecić oczami, bo np. przytyjemy czy będziemy kompletnie bez formy. Ja sam staram się o to dbać i podtrzymywać cały czas formę.
W tym roku w Spale spory nacisk położono na integrację. Dowiedział się pan czegoś nowego o kolegach z reprezentacji?
Mnie już naprawdę nic tu nie zaskoczy, bo po chłopakach można się spodziewać naprawdę absolutnie wszystkiego.
A znany z niecodziennych pomysłów Vital Heynen potrafi jeszcze zaskoczyć? Ostatnio oddał w wasze, zawodników, ręce ułożenie planu drugiej części zgrupowania...
Hmm, jak powiem, że nie, to pewnie się na mnie obrazi, bo... A powiem, że nie, już niczym nas nie zaskakuje. Trener zrobił się bardzo normalny. Czy aż do tego stopnia, że nudny? Nie, ale zrobił się bardzo normalny. Nie wiem, czym jest to spowodowane.
Wieczorami podobno wciąż bardzo popularne są w Spale gry planszowe...
Ja osobiście w planszówki nie gram...
Poker?
...pomidor. Gramy w karty, nie tylko w pokera, w różne gry. Staramy się jakoś wypełnić czas, który razem spędzamy.
To zgrupowanie służy wyłącznie integracji i zadbaniu o formę przed przyjazdem do klubów czy jednak może mieć też znaczenie w kontekście selekcji olimpijskiej?
To pytanie do trenera. Ma tu 19 zawodników, z których prawdopodobnie będzie wybierał "12" na igrzyska. Vital na wszystko zwraca uwagę i postawi na ludzi, którzy mu najlepiej pasują do zespołu. Nie wiem, jakimi kategoriami się kieruje przy wyborze. Ma mnóstwo pomysłów, jest człowiekiem kreatywnym, bardzo inteligentnym i przede wszystkim z dużym doświadczeniem, więc wie, czego naszej drużynie najbardziej potrzeba.
Da się wyczuć jakąkolwiek rywalizację między siatkarzami występującymi na tej samej pozycji?
Nie sądzę. Oczywiście, jak gramy w cokolwiek, to każdy chce wygrać i być lepszym od drugiego, ale nie jest to pod tym kątem, że jak dziś wygram z tobą w +plażówkę+, to na pewno ja pojadę na igrzyska. Nie o to w tym wszystkim chodzi.
Heynen już w ubiegłym roku kilkakrotnie powtarzał, że jest pan jedynym pewniakiem w składzie na Tokio. Takie postawienie sprawy daje komfort pod kątem przygotowań do turnieju olimpijskiego?
Nie wiem, czy komfort. Ja nigdy w życiu nie dostałem nic za darmo i nadal nie czuję, by tak było. Na wszystko, co mam, musiałem ciężko zapracować. To nie jest tak, że trener powiedział, że jadę na igrzyska, więc teraz już mogę leżeć, pachnieć i nic nie robić. Po pierwsze, nie jest to w moim stylu, a po drugie, jakbym tak zrobił, to w przyszłym roku bym przyjechał i większość chłopaków byłaby dużo lepsza ode mnie. A ja nie chcę odstawać od grupy i tego się trzymam.
Planował pan po tych igrzyskach przerwę w występach w drużynie narodowej. Patrząc na czas pozostały do przełożonej imprezy w stolicy Japonii myśli pan, że to tylko czy aż rok?
Ciężko powiedzieć. Każdy z nas podczas najbliższego sezonu klubowego będzie musiał pracować najlepiej jak tylko będzie umiał. Do igrzysk został rok. Czy tylko, czy aż – nie wiem. Został rok. Musimy to zaakceptować, nauczyć się z tym żyć i myśleć o tym, co będzie w przyszłym sezonie. Ale jeszcze bardzo dużo może się wydarzyć. Uniknijmy wszyscy poważnych kontuzji, a będzie dobrze.
Obawia się pan, że z powodu pandemii w 2021 roku igrzyska także mogą się nie odbyć?
Na pewno nie zostaną już przełożone po raz kolejny, więc będzie w jedną albo w drugą stronę. Nie mamy na to wpływu. Nie lubię sobie zawracać głowy rzeczami, na które nie mam wpływu. Jak będziemy grać, to zrobię wszystko, żebyśmy zdobyli złoto. Jak nie będziemy, to trzeba będzie żyć dalej i świat się nie skończy.
Pod koniec lipca reprezentację Polski czekają cztery mecze towarzyskie, które z trybun mają obserwować awatary...
Obecność kibiców na trybunach jest kluczowa. Widowisko sportowe bez nich to żadne widowisko. I tak naprawdę możemy się czarować, że awatary, nie awatary. Oczywiście, zostało to u nas wprowadzone i jakoś to będzie wyglądać, ale kibic to jest zawsze kibic.
W pierwszej połowie kwietnia był pan jeszcze w Japonii i wraca tam w sierpniu. Decyzje władz tego kraju związane z pandemią ocenia pan jako racjonalne?
Wprowadzono stan wyjątkowy, co polegało na tym, że rząd poprosił o niewychodzenie z domu. Bo tam rząd liczy się z konstytucją, w której jest zawarte, że obywatelowi nie wolno nic nakazać. Nie można kazać właścicielowi zamknąć restauracji, bo to jest niezgodne z prawem. Można ewentualnie poprosić go o to, a obywateli, by nie wychodzili z domu. Musimy pamiętać, że dla niektórych taka restauracja to jedyne źródło dochodu. Wiele z nich pozostało więc otwartych i można się było swobodnie poruszać. Było zatem w miarę normalnie. W Japonii w maseczkach chodzi się na co dzień, niezależnie od pandemii. Dla nas to nie było więc nic nowego. Mieszkamy w centrum 10-milionowego miasta i widzieliśmy trochę mniej ludzi na ulicach, ale jakoś diametralnie życie nie różniło się od tego sprzed koronawirusa.