W tegorocznych mistrzostwach globu ponownie dokonano zmiany w systemie rozgrywek. Podobnie jak w 2018 roku do rywalizacji staną 24 reprezentacje, jednak teraz zostały one podzielone na sześć grup, a nie cztery jak było cztery lata temu. Każda z drużyn w fazie grupowej rozegra trzy spotkania, a ten etap rywalizacji potrwa od 26 do 31 sierpnia.
Polacy trafili do grupy C, w której zmierzą się w katowickim Spodku kolejno z Bułgarią, Meksykiem oraz Stanami Zjednoczonymi.
Z każdej grupy do 1/8 finału awansują po dwa czołowe zespoły, a także cztery najlepsze spośród tych, które zajmą trzecie miejsca. Od 1/8 finału - początek 3 września - zmagania będą toczyć się systemem pucharowym.
W 1/8 finału organizatorzy turnieju, czyli Polska oraz Słowenia, będą rozstawieni ewentualnie z jedynką oraz dwójką, w zależności od tego, który z nich lepiej zaprezentuje się w fazie grupowej. Ten etap rywalizacji - zakończy się 6 września. Zwycięzcy awansują do ćwierćfinałów, które zostaną rozegrane 7 i 8 września w - podobnie jak wcześniejszy etap - Gliwicach i Lublanie. 10 września odbędą się półfinały, a mistrz świata wyłoniony zostanie w niedzielę 11 września.
W sumie zamiast pierwotnie planowanych 70 spotkań odbędą się 52. W drodze do triumfu trzeba będzie rozegrać siedem meczów, jak m.in. w piłkarskim mundialu czy wielkoszlemowych turniejach tenisowych.
"Na pewno będzie bardziej nerwowo, ale z drugiej strony mniej meczów w nogach. Pamiętam poprzedni turniej w Polsce, który był morderczy. Było bardzo dużo spotkań, jedno po drugim, z grupy do grupy, później do kolejnej i dopiero potem walka o medale. Dało się to przeżyć, ale teraz na pewno będzie trochę krócej i mniej zdrowia się straci" - przyznał Karol Kłos, środkowy polskiej reprezentacji, mistrz świata z 2014 roku.