Polska dość niespodziewanie po raz kolejny będzie gościć siatkarki mundial. Pierwotnie impreza miała się odbyć Rosji, jednak w związku z inwazją tego kraju na Ukrainę Międzynarodowa Federacja Siatkówki (FIVB) odebrała jej prawo organizacji. Po negocjacjach roli gospodarzy podjęły się Słowenia, gdzie odbędzie się więcej meczów, i Polska, w której rozegrane zostaną najważniejsze spotkania.

Reklama

W Polsce MŚ gościły już w 2014 roku - wtedy turniej był dłuższy, mecze rozgrywano w kilku miastach, a triumfowali biało-czerwoni po finałowym zwycięstwie nad Brazylią 3:1.

"Już jedne takie mistrzostwa przeżyłem, kibice nas nieśli w każdym meczu i mam nadzieję, że teraz będzie tak samo" - powiedział Karol Kłos, środkowy polskiej reprezentacji, jeden ze złotych medalistów z 2014 roku.

W związku z nieoczekiwaną zmianą organizatora zmienił się także format rozgrywek. Turniej został skrócony i rozbudowany system, składający się z trzech faz grupowych, zastąpiła faza pucharowa, która nastąpi bezpośrednio po pierwszej rundzie grupowej. Dzięki temu, by zostać mistrzem świata trzeba będzie rozegrać siedem spotkań, a łącznie zamiast 70 planowanych spotkań będą mieć miejsce 52.

Reklama

Dla porównania Polacy w drodze do złota w 2014 roku rozegrali 13 meczów (w sumie w turnieju były 103), a w 2018 roku 12 (łącznie 94). Będzie jednak równocześnie trudniej, bowiem po fazie grupowej każda porażka będzie skutkowała odpadnięciem z imprezy.

"Na pewno będzie bardziej nerwowo, ale mniej meczów w nogach. Pamiętam poprzedni turniej w Polsce, który był morderczy. Było bardzo dużo spotkań, jedno po drugim, z grupy do grupy, później do kolejnej grupy i dopiero potem walka o medale. Dało się to przeżyć, ale teraz na pewno będzie trochę krócej i mniej zdrowia się straci" - przyznał Kłos.

Między turniejami w 2014, 2018 i 2022 roku można jednak znaleźć kilka podobieństw.

Reklama

Polska kadra jest w takiej samej sytuacji jak osiem i cztery lata temu - przystępuje do MŚ z nowym szkoleniowcem. W 2014 roku stanowisko pierwszego trenera objął niespodziewanie Stephane Antiga, w 2018 mundial był pierwszym poważnym sprawdzianem ekscentrycznego Vitala Heynena, a teraz od trzech miesięcy z kadrą pracuje Serb Nikola Grbic.

Zarówno osiem, jak i cztery lata temu Polacy rozpoczynali turniej po nieudanym występie w najważniejszej poprzedniego sezonu. W 2014 roku były to mistrzostwa Europy, w których zajęli dopiero dziewiąte miejsce, w 2018 roku również europejski czempionat i 10. pozycja. Tym razem są to zeszłoroczne igrzyska olimpijskie w Tokio, w których reprezentacja Polski odpadła w ćwierćfinale piąty raz z rzędu.

Podobnie jak w 2014 roku obecna edycja mundialu odbędzie się w Polsce, a przed najważniejszą imprezą sezonu ze składu wypadł jeden z jego liderów - w 2014 roku trener Antiga zrezygnował z Bartosza Kurka, natomiast teraz Grbic nie może skorzystać z Wilfredo Leona, który wciąż wraca do pełni sił oraz formy po kontuzji i operacji kolana.

Ta decyzja Serba, podobnie jak brak w składzie na mundial atakującego Karola Butryna, spotkała się z krytyką niektórych ekspertów i kibiców. Wcześniejsza dyspozycja polskich zawodników podczas turnieju finałowego Ligi Narodów, w którym zajęli trzecie miejsce, i w sparingu z Ukrainą również pozostawiała trochę do życzenia.

Biało-czerwoni zagrali jednak znacznie lepiej w Memoriale Huberta Jerzego Wagnera, który odbył się w Krakowie tydzień przed MŚ. Wygrali trzy mecze bez straty seta z mocnymi ekipami Iranu, Argentyny oraz Serbii. W ostatnim sprawdzianie przed turniejem ponownie pokonali "Albicelestes" 4:0, więc można przypuszczać, że dyspozycja rośnie i strategia przygotowań Grbica zdała egzamin, o czym przekonują sami siatkarze.

"Ja cały czas myślę, że jesteśmy na dobrej drodze, mam nadzieję, że ta droga nas zaprowadzi do fajnego sukcesu w mistrzostwach świata" - podkreślił Kurek, kapitan polskiej reprezentacji, który w tej roli zastąpił Michała Kubiaka.

"Naszym celem jest, żeby poprawiać grę z dnia na dzień i dać z siebie sto procent. Jeśli dając z siebie maksimum przegramy jakieś spotkanie, to nie możemy od siebie wymagać więcej" - zapowiedział środkowy Jakub Kochanowski.

Konkretniejszy cel stawia przed zespołem sam trener, a także prezes PZPS Sebastian Świderski.

"Cel i przemyślenia mamy bardzo podobne, przynajmniej ja, jak trener Grbic, czyli to, że jesteśmy dwukrotnymi mistrzami świata, więc cel może być tylko jeden - obrona tytułu I w to będziemy mierzyć" - podkreślił szef federacji.

Historia i prawo serii przemawiają za Polakami. Do tej pory dwa kraje zdołały trzy razy z rzędu zdobyć mistrzostwo świata - Włochom udało się to w latach 1990-98, a Brazylijczykom w latach 2002-2010. Później już nastała era biało-czerwonych.

Najpoważniejszymi rywalami w walce o złoto wydają się być Amerykanie, z którymi zmierzą się już w fazie grupowej. Brakuje im co prawda poważnych sukcesów na największych imprezach w ostatnich latach, ale to zawsze groźny przeciwnik. W Lidze Narodów zaprezentowali się bardzo dobrze, pokonując Polaków w półfinale 3:0 i ostatecznie kończąc rozgrywki na drugim miejscu. Wśród faworytami są także Francuzi - mistrzowie olimpijscy z Tokio i zwycięzcy tegorocznej Ligi Narodów.

Polacy rozpoczną mundial w piątek meczem z Bułgarią. Dwa dni później zagrają z Meksykiem, a fazę grupową zakończą 30 sierpnia starciem ze Stanami Zjednoczonymi. Terminarz turnieju został ułożony w taki sposób, że wszystkie mecze, z ewentualnym finałem włącznie, rozegrają w katowickim Spodku.

W tej hali, zwanej mekką polskiej siatkówki, gdzie biało-czerwoni świętowali triumf osiem lat temu, rywalizować będą dwie grupy, a pozostałe cztery rozgrywać będą mecze w Arenie Stożice w Lublanie, gdzie w tym roku w Lidze Mistrzów zwyciężyła Grupa Azoty Zaksa Kędzierzyn-Koźle.

Po cztery potyczki 1/8 finału i ćwierćfinałowe odbędą się w Gliwicach i Lublanie, a od półfinałów siatkarze będą występować wyłącznie w katowickim Spodku. Finał zaplanowano na 11 września.