Niezręcznie o tym pisać, bo można kogoś boleśnie dotknąć, ale rywalizacja w siatkarskich ME w latach 70. i 80. trochę przypominała ściganie się na rowerach w Wyścigu Pokoju. Tytuły kolekcjonowały wtedy drużyny z państw bloku wschodniego, a takie Włochy czy Holandia zaczynały dopiero inwestować w ten sport. Czasy jednak się zmieniły i choć pewnie obrażą się na mnie koledzy Wójtowicz, Bosek, Drzyzga czy Jarosz (senior), to krążek z Izmiru ma naprawdę największą wartość.

Wartość podwójną, bo przecież trener Castellani nie mógł zabrać do Turcji Winiarskiego, Wlazłego i Świderskiego. Wydawało się, że w Turcji będzie bardzo trudno o jakikolwiek pozytywny wynik. Tymczasem rzeczywistość przerosła nasze najśmielsze oczekiwania. Chwała zatem trenerowi i jego wspaniałej drużynie za medal. W tej szalonej radości widzę jednak pola, na których Polski Związek Piłki Siatkowej ma jeszcze trochę do zrobienia. Może nawet nie do wymyślenia, a np. skopiowania całkiem skutecznego projektu pt. EuroBasket 2009.

Pierwszy to problem PR, z którym PZKosz poradził sobie modelowo. Mimo że siatkarzom szło wspaniale w Turcji, a koszykarze wygrali zaledwie dwa mecze z czterech, to aura w mediach była dla koszykówki stosunkowo przychylna. Wszystko za sprawą wcześniejszej kolędy po Polsce Marcina Gortata i akcji takiej jak bicie rekordu Guinnessa w odbijaniu piłki do koszykówki przez 30 tys. dzieci w całej Polsce.

Druga sprawa to efektywność projektu sportowego. Wszystkich polskich koszykarzy, którzy mają międzynarodowe pojęcie o tym sporcie, gra w drużynie Muliego Katzurina nie więcej niż ośmiu. Chwała więc im za to, że wygrali z Litwą i nawiązali walkę z Serbią, bo to znaczy, że zatrudnienie izraelskiego trenera i ściągniecie polskich gwiazd dało efekt. Na razie promocyjny, ale może to jest najważniejsze, aby młodzież, która chce uprawiać ten sport, miała swoich pozytywnych bohaterów. I tego brakuje mi w siatkówce. Skoro Wlazły, Winiarski i Świderski są kontuzjowani, to można było wziąć pod uwagę wykorzystanie ich w akcji promującej siatkówkę na czas wielkiego sukcesu w Turcji.

Może się czepiam, ale mam wrażenie, że powszechne odczucie w środowiskach siatkarskich jest takie: jest tak dobrze, że niewiele można już poprawić. Niebawem mamy w Polsce ME kobiet. Zobaczymy, czy sportowy sukces siatkarzy z Izmiru i organizacyjny EuroBasketu czegokolwiek nas nauczył.







Reklama