PRZEGLĄD SPORTOWY: „Czy wiesz, dlaczego moje serce bije tak mocno? Widziałem dziś Alberto Tombę!" - tak śpiewało 20 tysięcy kibiców na pana widok. A pan na mecie całował śnieg i dziewczyny, częstował wszystkich szampanem...Takiego showmana jak Alberto Tomba nie ma już dziś na alpejskich stokach. O pana wyczynach poza stokiem też krążą legendy.

Reklama

ALBERTO TOMBA: Legendy to właściwe słowo. Czy ktoś rozsądny uwierzy, że można szaleć całą noc, a potem wstać o szóstej rano, potrenować na trasie, wystartować w dwóch slalomowych przejazdach i zwyciężyć? W te opowieści wierzyli tylko ci, którzy nigdy nie uprawiali sportu wyczynowego. Wiadomo, że na takim poziomie czasem nawet brak jednej godziny snu wybija organizm z rytmu i może negatywnie wpłynąć na wynik. Więc radzę, abyście nie do końca wierzyli we wszystko, co piszą w mediach... oprócz „Przeglądu Sportowego" oczywiście!

PS: Kiedy upadł pan do stóp Kateriny Witt i wyznał jej miłość, to był tylko show dla mediów?

Oczywiście, to było wszystko przygotowane dla telewizji, która nas zaprosiła na wywiady. Świetnie się bawiliśmy, z Kateriną jesteśmy wciąż zaprzyjaźnieni i nic więcej oczywiście między nami nie było!

PS: To dla rozrywki zdecydował się pan po zakończeniu kariery sportowej zagrać w filmie?

To było zabawne i zupełnie nowe doświadczenie. Poznałem ciekawych ludzi, zupełnie inny tryb i rytm życia. Mam bardzo pozytywne i wesołe wspomnienia z tamtego okresu. Ale to był tylko taki, powiedzmy, wybryk. Spróbowałem czegoś i koniec. Nigdy w życiu nie myślałem poważnie o zostaniu aktorem!

PS: Oddzielmy jeszcze raz prawdę od legendy. Jak pan świętował swój pierwszy tytuł mistrza olimpijskiego?

Reklama

Było co świętować, przyznam. Piłem zatem trzy dni bez przerwy, miałem w tym czasie 200 kobiet... (śmiech). W rzeczywistości po zdobyciu złotych medali w Calgary musiałem natychmiast skupić się na zawodach o Puchar Świata w Whistler. Przeniosłem się więc do Vancouver, gdzie znowu jestem, i świętowałem ze znajomymi oraz przyjacielem Umberto, który jest właścicielem wielu włoskich restauracji w Kanadzie. Potem na szczęście... zawody w Whistler zostały odwołane z powodu złych warunków atmosferycznych, więc podarowałem sobie parę dni pełnego relaksu na Hawajach. Było cudownie!

PS: Po 12 latach wspaniałej kariery, licząc od pana pierwszego startu w Pucharze Świata, tytułach mistrza olimpijskiego i świata, trudno było zejść ze sceny? Czy po prostu przyszło zmęczenie, brak motywacji, świadomość własnego wieku?

Dla mnie osobiście to był najtrudniejszy moment w życiu, bo uprawiając sport na tym poziomie, cały czas ma się wypełniony przygotowaniami, podróżami, wyczerpującymi zawodami. Wciąż się przestrzega rozmaitych ograniczeń co do diety, godzin snu... Robi się to wszystko, aby osiągnąć trofea i sukcesy. Kiedy już doszedłeś do celu, kiedy wiesz, że wygrałeś praktycznie wszystko, co było możliwe, to czasami brakuje ci nowej motywacji i bodźców do tak wielkich poświęceń. Trudniej odnaleźć chęci i pełną koncentrację. Właśnie wtedy zdecydowałem się zakończyć karierę i wydawało mi się, że to jak najbardziej naturalna decyzja. Miałem odczucie, że oto zamknął się pewien okres w moim życiu.

p