Zatajają informacje, unikają konkretnych odpowiedzi, tłumaczą się zawile i w ten sposób brną coraz głębiej w czarna dziurę, z której wyjście będzie trwało wiele lat. Dokładnie tak, jak my, kiedy mistrzostwa świata w Lahti w 2001 roku skończyły się gigantycznym skandalem narodowym i światowym po przyłapaniu na dopingu aż sześciu fińskich zawodników - ocenił szef reprezentacji Finlandii Reijo Jylhae.
Przypomniał, że najpierw w lecie wyszła trzymana w tajemnicy nawet przed sponsorami przez wiele miesięcy sprawa Sundbyego, który stosował dozwolony preparat na astmę, lecz w zbyt dużych dawkach.
W październiku "wybuchła już konkretna bomba" z Therese Johaug, u której wykryto steryd anaboliczny klostebol. W obu przypadkach zawodnicy zarzekali się, że są niewinni. Te sprawy są bardzo różne, lecz dla opinii publicznej są po prostu serią podobnych przypadków i teraz wszyscy czekają na następne. Moim zdaniem szkoda została już wyrządzona i niestety jej efekty, jak widać na przykładzie naszego kraju, będą długotrwale - ocenił Jylhae, który przejął reprezentację Finlandii po skandalu w 2001 roku z zadaniem naprawienia wizerunku.
Podczas MŚ w Lahti w 2001 roku wykryto stosowanie sterdow anabolicznych oraz dopingu krwi u ikon fińskich biegów narciarskich. Byli to Hari Kirvesniemi, Jari Isometsae, Mika Myllylae, Janne Immonen, Virpi Kuitunen i Milla Jauho. Główny trener Kari Pekka Kyroe przyznał podczas śledztwa, że doping był wieloletni, systematyczny i doskonale znany działaczom federacji.
Jylhae zwrócił też uwagę na obecny budżet reprezentacji Norwegii w biegach narciarskich, który wynosi 82 miliony norweskich koron (39 milionów złotych) na sezon.
My mieliśmy wtedy dużo więcej, bo aż 16 milionów euro, które straciliśmy z dnia na dzień po odwróceniu się do nas plecami sponsorów. To był koniec naszych biegów - podkreślił.
Zachowanie się NSF przypomina swoją arogancją kampanię kandydata na prezydenta USA Donalda Trumpa - skomentował z kolei kanał fińskiej telewizji YLE przypominając, że w 2001 roku "pierwsi rzucali w nas kamieniami Norwegowie".
Podobne zdanie mają fińscy biegacze. Mistrz olimpijski z Soczi (2014), 35-letni dzisiaj Sami Jauhojaervi miał w 2001 roku 20 lat i wszedł w skład reprezentacji, wypełniając miejsce po zawieszonych kolegach.
Bardzo się cieszyłem z tego zaszczytu, lecz moje pierwsze zagraniczne zawody odbyły się w Norwegii. Tam przez publiczność zostaliśmy przywitani jak trędowaci, wszyscy traktowani jednakowo, z wielkim i wyraźnym niesmakiem - powiedział biegacz.
Wyjaśnił, że języki norweski i szwedzki są podobne i posługujący się nimi rozumieją się, lecz fiński należy do zupełnie innej grupy.
Dlatego do dzisiaj pamiętam, jak biegały za nami norweskie dzieci coś krzycząc, a na trasie publiczność głośno komentowała nasz przejazd. Nie rozumieliśmy nic, oprócz jednego słowa. Było to głośno akcentowane doping! doping!. Dlatego myślę, że teraz tak będzie z Norwegami i tak się składa, że kolejne MŚ odbędą się właśnie w Lahti, gdzie Norwegowie też będą rozumieć tylko jedno słowo krzyczane przez publiczność - powiedział Jauhojaervi.
Norweskie media mają podobne zdanie i uważają, że federacja w dalszym ciągu zachowuje się arogancko. Każdy dzień bez otwartej konferencji prasowej Johaug i NSF tylko pogrąża norweskie biegi narciarskie, którym mało co już może pomóc - skomentował dziennik "Verdens Gang".
Dlatego ostanie działania NSF wywołują, jak się podkreśla w skandynawskich mediach, tylko "uśmiech zażenowania".
Norwescy działacze zwrócili się właśnie, podczas trwającego zgrupowania w Val Senales, do wszystkich zawodników reprezentacji nakazując "zachowanie daleko idącej skromności i trzymanie niskiego profilu na zawodach PŚ".
Polecenie zostało skierowane zwłaszcza w kierunku znanego z aroganckiego zachowania w stosunku do szwedzkich rywali Pettera Northuga.
Od tej pory zakazane są zabawy w King Konga i tym podobne, a skromność ma być zakodowana w szpiku kręgosłupa - oświadczył szef reprezentacji Norwegii Ulf Morten Aune.