Dwie najlepsze zawodniczki na pewno były poza zasięgiem, ale o zdobyciu brązowego medalu decydowała tak zwana dyspozycja dnia. Od trzeciego miejsca są narciarki, z którymi w tym sezonie potrafiłam wygrywać - dodała podopieczna trenera Aleksandra Wierietielnego.

Wygrała Norweżka Marit Bjoergen, która o 41 sekund wyprzedziła Szwedkę Charlotte Kallę i o 55,5 rodaczkę Astrid Uhrenholdt Jacobsen. Kowalczyk od zwyciężczyni była wolniejsza o 1.34,5, a do podium straciła dokładnie 39 sekund.

Reklama

Bjoergen jest rekordzistką pod względem liczby złotych medali MŚ. We wtorek na najwyższym stopniu podium stanęła po raz 16. W Lahti natomiast wcześniej była najlepsza w biegu łączonym.

Osiągnięcia Bjoergen nie ma co komentować. To wynik dla zwykłego śmiertelnika po prostu nieosiągalny - powiedziała Kowalczyk.

Polka miała na 10 km techniką klasyczną walczyć o podium. Do tego startu przygotowywała się ostatnie dwa lata. To właśnie w tej konkurencji zdobyła osiem lat temu swój pierwszy medal MŚ, kiedy w Libercu była trzecia. W 2011 roku w Oslo stanęła na drugim stopniu podium, a największy sukces odniosła w 2014 w Soczi, sięgając po złoto igrzysk olimpijskich.

Reklama

Przez ostatnie osiem, dziewięć miesięcy zachowywałam się najbardziej profesjonalnie w swoim życiu. Przygotowaniom do mistrzostw oddałam wszystkie swoje siły. Zrobiłam co mogłam. Nie będę rozdzierała szat, bo nie było tak, żebym całkowicie zawaliła. To był dobry bieg, ale nie wyszedł tak, jak powinien. Być ósmym na świecie to nie jest wstyd, ale wiadomo, że wszyscy chcieliśmy więcej i mieliśmy prawo oczekiwać więcej - oceniła.

Do MŚ w Lahti Kowalczyk przygotowywała się inaczej niż w poprzednich latach. Przez dwa miesiące nie startowała w Pucharze Świata z powodu dominujących wówczas konkurencji techniką dowolną. Była to jednak konieczność.

Po prostu nie jestem w stanie biegać "łyżwą". Gdybym zaczęła trenować styl dowolny, to za dwa tygodnie, czy dwa miesiące z powodu stanu kolana wylądowałabym na stole operacyjnym - podkreśliła.

Wtorkowe zmagania od początku nie układały się po jej myśli.

Kiedy zorientowałam się, że od samego początku sporo tracę, nie wiedziałam co się dzieje. Nie czułam się bowiem źle. Coś w moim ciele jednak nie zagrało, choć ja dałam z siebie wszystko. Nie popełniłam większych błędów. Po prostu byłam wolniejsza od rywalek - powiedziała.

Kowalczyk zaczyna już myśleć o przyszłorocznych igrzyskach olimpijskich w Pjongczangu. W Korei najważniejszym dla niej startem będzie 30 km techniką klasyczną. To z myślą o nim wróci w najbliższych tygodniach do udziału w maratonach.

Do igrzysk jeszcze można wiele zrobić. Na pewno jestem teraz lepszą zawodniczką niż rok temu. Nie ma jednak co wróżyć, na jakie miejsce będzie mnie tam stać, choć powtórzę raz jeszcze – zawodniczki od trzeciego miejsca z dzisiejszego biegu to dziewczyny, które można wyprzedzić nawet za tydzień. Jestem pełna optymistycznych myśli - zapewniła.

Słabo wypadły pozostałe Polki. Kornelia Kubińska była 40. (ze stratą 3.26,6), Ewelina Marcisz - 42. (3.53,8), a Martyna Galewicz została sklasyfikowana jako 53. (4.37,4).

Wszystkie biało-czerwone, razem z Kowalczyk, wystąpią jeszcze w czwartek w sztafecie 4x5 km. Początek zaplanowano na 14.00.