- Wyprawa była dla mnie trudna ze względu na dziwne relacje, które stopniowo stawały się coraz gorsze. Czułem się nieswojo, byłem nerwowy. Było dla mnie niewiarygodne, że kierownik wyprawy blokuje mnie, nie zezwala na wejście, a potem bardzo miło rozmawiamy. Nie rozumiem, jak można mieć dwie różne twarze – powiedział Urubko w rozmowie z portalem desnivel.com.

Reklama

Trwa ładowanie wpisu

Urubko stwierdzi, że gdy wrócił po swojej solowej akcji, zwrócił się do Wielickiego słowami "cześć dowódco, jestem, wszystko jest w porządku, działamy dalej". - Kilka minut później poprosiłem o dostęp do internetu i Krzysztof odpowiedział mi, że mam zakaz, bo pisałem złe rzeczy. Pokazał mi stronę internetową z tym, co rzekomo napisałem, ale to pisał ktoś inny. Gdy powiedział, że nie będę miał dostępu do internetu, to poprosiłem grupę trekkingową, by towarzyszyła mi następnego dnia podczas zejścia. Byłem oszołomiony działaniem Wielickiego i relacją socjalistyczno-komunistyczną. Zdecydowałem, że nie ma tam dla mnie miejsca. Nikt mnie nie prosił, abym został - zaznaczył Urubko.

Jego zdaniem decyzja o odwrocie i rezygnacji z atakowania K2 podjęta przez Wielickiego ma drugie dno. - Przypuszczam, że decyzja o zakończeniu wyprawy zależna jest od relacji w grupie i nie zależy od pogody. Widzę, że prognozy są korzystne i można było pracować. Problemy tkwią jednak w mentalności, umysłach członków i kierownika wyprawy - ocenił Urubko.

Kilka dni temu Krzysztof Wielicki, kierownik narodowej wyprawy na niezdobyty zimą szczyt w Karakorum K2 (8611 m) przyznał, że z bólem serca, w porozumieniu z zespołem, podjął decyzję o zakończeniu akcji górskiej.

K2 było atakowane zimą w ogóle tylko trzykrotnie. Na przełomie 1987 i 1988 roku próbę podjęła międzynarodowa grupa pod kierunkiem Andrzeja Zawady, w 2003 roku ekipą dowodził Wielicki, a w 2012 wspinali się Rosjanie. Żadna z tych ekspedycji nie przekroczyła jednak progu 7650 m.