Jak poinformował, sprzętowe zakupy wiążą się z poważnymi kosztami dla kluby. Cena kija waha się w okolicach tysiąca złotych, para łyżew – to wydatek trzech tysięcy. Cały ekwipunek bramkarza kosztuje ok. 18-20 tys. złotych, zawodnika z pola – ok. sześciu tysięcy. Na dwóch bramkarzy trzeba liczyć ok. 50 kijów na sezon.

Reklama

"Trudno przed sezonem przewidzieć dokładnie, ile poszczególnych elementów trzeba zamówić. To duże pieniądze, a z wytrzymałością sprzętu bywa różnie. Zużycie jest bardzo indywidualną sprawą" – powiedział PAP Kucharewicz.

Zauważył, że najwięcej strat w sprzęcie ma miejsce w trakcie treningów. "Są przecież codziennie przez półtorej godziny, a w dniu meczu mamy półgodzinny rozruch. Nawet więc, jeśli zawodnik mniej gra w trakcie meczów, to jego sprzęt też się zużywa" – dodał.

Reklama

Samo ostrze łyżwy, tzw. stalka, nie jest zbyt kosztowne, a poza tym da się wymienić. "Problemem jest but. Jest obecnie lekki, wykonany z tworzywa, ale trwałość jest nieprzewidywalna. Kiedyś, w skórzanych butach, można było grać cztery lata, teraz nie ma na to szans" – ocenił.

Buty są dobierane bardzo skrupulatnie. Zawodnicy mają z reguły ulubione modele i producentów. Ważny jest nie tylko rozmiar, ale i tęgość. Stopy hokeistów są skanowane, by dobrać jak najlepsze parametry obuwia.

Reklama

"Czasem po takim skanowaniu na mobilnej platformie okazuje się, że zawodnik powinien np. grać nie w +dziewiątce+, jak dotychczas, tylko w rozmiarze 8,5" – śmiał się kierownik drużyny mistrza Polski.

Łyżwy są regularnie ostrzone, częstotliwość wynika z indywidualnych potrzeb i sposobu gry. Przy kopaniu krążka przy bandzie "stalki" się niszczą. Dla dobrego dopasowania butów rozgrzewa się je przed pierwszym włożeniem w specjalnym "piecu", wtedy układają się dokładnie na nodze. Bywają też buty na zamówienie.

"Robione są na nietypowe stopy albo kiedy np. język jest z jednego modelu, but z innego, a ostrze łyżwy dłuższe niż zwykle" – wskazał.

Zapytany o kwestię kijów, z zadumą przyznał, że to... temat rzeka. Zawodnicy mają swoje preferencje m.in. w kwestii długości czy wygięcia łopatki. Przy zamawianiu bardzo pomocny jest tzw. paszport każdego zawodnika, precyzyjnie określający parametry kija. Dostawcy podaje się tylko nazwisko gracza i sprzęt jest dostarczany według informacji wcześniej zapisanych w tym dokumencie.

Ważna jest też twardość, rodzaj powłoki, która zapobiega przesuwaniu się rękawic po trzonku, oraz to, czy kij jest +leżący+, czy +stojący+, czyli kąt nachylenia.

"Oczywiście leworęczny zawodnik nie zagra kijem dla praworęcznego i odwrotnie. Różne bywają też wygięcia, w zależności od tego, czy hokeista np. strzela z nadgarstka, czy z +klepy+" – wspomniał Kucharewicz.

Zaznaczył, że niektórzy zawodnicy wolą grać dłuższymi kijami od standardowych, inni – obcinają je i nie zawsze zależy to od wzrostu graczy.

"Bardzo ważna jest też waga kija. To także z tego powodu zrezygnowano z wytwarzania ich z drewna" – dodał.

Cięższy jest kij bramkarza, który w dodatku trzyma go cały mecz w jednej ręce. Pozostali zawodnicy się często zmieniają i używają do uchwytu obu dłoni.

Kije są przywożone do klubu jako "golasy". Dopiero potem zawodnicy przygotowują je do użycia po swojemu. Owijają taśmami łopatki i miejsca do uchwytu, czasem przycinają, dokładają "gałki", które zapobiegają wyślizgnięciu się z rękawicy.

Ciężki żywot mają też pozostałe elementy wyposażenia hokeistów. Muszą przetrwać zderzenia z bandami, bójki, szarpanie.

Kolorystycznie zindywidualizowane są kaski bramkarzy, którzy często zamawiają malowanie w wymyślony przez siebie sposób.

"Kaski się zużywają, niszczy się gąbka, która jest w środku. Są hokeiści idący chętnie za nowymi trendami, a niektórych ciężko namówić na zmianę. Mieliśmy gracza, który bardzo długo używał jednego kasku uważając, że jest on najlepszy na świecie, chociaż dla nas był to już +garnek+. Przekonał się wreszcie do nowego modelu i też był z niego zadowolony" – wspominał pracownik tyskiego klubu.

W tyskim klubie w ciągi sezonu kupowanych jest ok. 500 krążków. Ta liczba wynika z ich zużycia. Łamią się, wycierają, tracą równość kantów. Kiedy tyska drużyna uczestniczyła w rozgrywkach Ligi Mistrzów, pracownicy klubu musieli zabezpieczyć... zimne krążki.

"Trzyma się je w torbach z lodem, żeby po rzuceniu na taflę się nie przylepiały, tylko od razu ślizgały. Takie są wymagania organizatora rozgrywek" – przekazał.

Jednym z ciekawszych urządzeń w szatni tyszan przenośna suszarka rękawic. Jednocześnie można na jej dyszach ułożyć 12 rękawic, a przy okazji... tyle tysięcy kosztuje. Jej poprzednikiem była wymyślona przez pracowników klubu konstrukcja z dużej suszarki do włosów i "choinki" ułożonej z plastikowych rurek hydraulicznych.

Ważny jest w zespole sprzęt sportowy, ale zawodnicy nie potrafią się też obejść bez... kawy.

"Dlatego w szatni stoi ekspres, który zabieramy też na mecze wyjazdowe. Kiedy krótko przed świętami dołączył do zespołu fiński obrońca Niko Tuhkanen, zaraz po wejściu do szatni poprosił o kubek kawy" – zakończył Kucharewicz.