Iga Świątek z grudnia 2018 roku i teraz to ta sama osoba czy zupełnie inna?
Może nie zupełnie inna, ale... rozwijam się. Jestem też w takim wieku, w którym zachodzą największe zmiany w życiu każdego człowieka. Na pewno się zmieniłam i myślę, że na lepsze. Uważam, że pomoże mi to w sporcie.
A jako tenisistka w minionym sezonie większy postęp odnotowała pani w sferze czysto sportowej czy mentalnej?
W obu. Tenisowo pod koniec sezonu czułam się o wiele lepiej. Trudno mi powiedzieć, czy to zasługa tego, że pokonałam pewną barierę, którą miałam w głowie, czy tego, że rozwijam się fizycznie, sportowo. Ale wszystko zaczęło działać coraz lepiej. Na pewno gdy w głowie jest większy porządek, to więcej rzeczy zaczyna wychodzić.
Wspominając mecz 1/8 finału w Toronto z Naomi Osaką mówiła pani, że cieszyła się z powodu dobrej gry bardziej niż Japonka ze zwycięstwa. Potrafi pani już skupić się w pierwszej kolejności na analizie występu, a nie na wyniku?
Nie zawsze tak patrzę na swoją grę, raczej dążę do tego. Nie umiem jeszcze tak całkowicie nie koncentrować się na wyniku.
Tamten pojedynek dał pani więcej radości niż pokonanie rundę wcześniej Caroline Wozniacki?
Karierę Naomi śledziłam od kiedy wygrała w 2018 roku w Indian Wells. Potem zdobyła dwa tytuły wielkoszlemowe. Podziwiałam ją za to, że w tak młodym wieku udało jej się wygrać tak prestiżowe imprezy. Jest mi bliższa wiekiem, można powiedzieć, że jesteśmy z jednego pokolenia. Z Caroline już nie. Za sprawą tego wszystkiego mecz z Osaką był może trochę bardziej ekscytujący, bo byłam jej fanką. Ale oba wspomniane spotkania były świetne, dużo mnie nauczyły i dodały mi pewności siebie.
W 2018 roku zaliczyła pani awans w rankingu WTA o ponad 500 miejsc, w tym o ponad 100...
No tak, drugi raz skoku o ponad 500 pozycji już się nie uda zrobić... A mówiąc poważnie, to mam nadzieję, że w kolejnym sezonie poprawię obecną 60. pozycję o 40. Chciałabym być w "30".
Na pytanie o 2020 rok w pierwszej kolejności często wymienia pani igrzyska w Tokio. Tenisiści raczej nie wskazują tej imprezy jako swojego priorytetu. To zasługa taty, który jako wioślarz był olimpijczykiem w Seulu?
Trochę dzięki tacie na pewno. Opowiadał mi, jak wspaniałe są igrzyska i że w stołówce stał między Steffi Graf a Gabrielą Sabatini. Sama byłam na razie na młodzieżowych igrzyskach. Widzę też, jak ważna jest to impreza dla innych dyscyplin. Zawodnicy przygotowują się do niej praktycznie przez cztery lata, to ich cel życiowy. Skoro uprawiam sport, to byłoby dziwne, gdyby mnie to w ogóle nie obchodziło.
Śledziła pani w przeszłości olimpijską rywalizację w telewizji?
Nie pamiętam z niej za wiele, głównie Rio de Janeiro. Nie podobało mi się, bo pamiętam puste trybuny na tenisie, a i zawodniczki, którym kibicowałam szybko odpadły. Z innych sportów oglądałam wszystkiego po trochę. Nie miałam ulubionego zawodnika, którego występy śledziłabym ze szczególnymi emocjami.
Wśród założeń na przyszły sezon wspomina pani też o poprawie regularności. Ponoć do tego trzeba dorosnąć...
Tak mówiłam, ale teraz już nie jestem taka pewna, czy to przychodzi z wiekiem. Na pewno nad tym chciałabym popracować. Być bardziej stabilna w ciągu całego roku. Myślę, że to głównie kwestia mentalna. Dlatego pracuję z psycholog i układa nam się to bardzo dobrze. Właściwie wszystkie dziewczyny w światowej czołówce potrafią grać w tenisa i decydują szczegóły.
Od pół roku jest już pani prawnie dorosła i skorzystała z tego, głosując w październikowych wyborach parlamentarnych. W jakiś inny sposób jeszcze odczuła pani zmiany związane z ukończeniem 18 lat?
Jest trochę większa odpowiedzialność. Wiem, że prawnie odpowiadam za to, co robię. Może stałam się przez to trochę bardziej uważna, ale mimo wszystko wiek to tylko liczba.
Ta odpowiedzialność za własne życie cieszy czy chętnie wróciłaby pani do dzieciństwa?
Na początku przez chwilę było to trochę przytłaczające, ale potem bardziej cieszyło mnie, że będę miała kontrolę nad swoim życiem i decyzjami. Mam nadzieję, że będę podejmować dobre.
Czeka panią jeszcze w maju szkolny egzamin dojrzałości. Myśl o maturze bardzo stresuje?
Liczę się z tym, że może mnie to trochę przytłoczyć, ale postaram się tak wszystko sobie ułożyć i przygotować się, by być spokojną o wynik. Mam tendencję do stresowania się przed ważnymi egzaminami. Tak samo było na zakończenie gimnazjum. Mam już za sobą tamto doświadczenie, teraz zacznę się wcześniej przygotowywać. W tenisie też wciąż jest presja, ale po prostu lepiej sobie już z nią radzę.
Przed maturą zazwyczaj uczniowie biorą udział w studniówce...
Mnie moja raczej ominie, w tym czasie będzie Australian Open. Bal gimnazjalny też opuściłam.
Wielkoszlemowy turniej w Melbourne będzie pani pierwszym startem w nowym sezonie, a w kolejnych miesiącach przed panią wiele podróży. Doświadczeni tenisiści narzekają zazwyczaj na trudny życia na walizkach.
Ja mam z tego dużą frajdę. Gdy jesienią byłam dłużej w Warszawie, to już chciałam gdzieś ruszyć. Brakowało mi też słońca i ciepła, więc cieszę się, że przed świętami pojechaliśmy potrenować w Dubaju. Bardziej jednak niż na myśl o samych podróżach w przyszłym roku cieszę się, że spotkam wiele osób, które poznałam w poprzednim sezonie lub które znam już dłużej. W tourze będzie teraz Maja Chwalińska, zobaczę się znów ze Słowenką Kają Juvan...
Czy tegoroczne wyniki przełożyły się na wzrost popularności na co dzień?
Myślę, że tak. Brałam udział w spotkaniu dla dzieci i reagowały na mnie bardzo żywiołowo. Byłam zaskoczona, że aż tak. Było to bardzo miłe. Jakiś czas temu oprowadzałam po Warszawie koleżankę i podeszło do mnie parę osób.
Tenisiści opowiadają też nieraz o ciemnej stronie, czyli o hejcie. Doświadczyła tego pani?
Raczej nie za bardzo. Ktoś napisał mi w komentarzu w sieci po jednym meczu, że powinnam zakończyć karierę. Przeczytałam to jednak dopiero pół roku po fakcie, więc nie przeżywałam zbytnio. Słyszałam, że zdarzają się znacznie gorsze przypadki. Mnie to omija na razie. Może nikt nie chce hejtować 18-latki i skupia się to na starszych zawodnikach?