Gortat Enterprise. Na razie nie ma takiego przedsiębiorstwa, ale tak Marcin Gortat nazywa swoją drużynę, która dba o jego interesy. Ktoś musi doglądać fundacji koszykarza, praw do wykorzystania wizerunku, strony internetowej... Grający w NBA Polak nie ma na to czasu, poświęca go na treningi, mecze i wydawanie pieniędzy, choć on woli określenie "inwestowanie". A ma co inwestować. W lipcu podpisał 5-letni kontrakt z Orlando Magic wart prawie 34 miliony dolarów, co plasuje go na drugim miejscu wśród najlepiej zarabiających polskich sportowców po Robercie Kubicy.

Reklama
Do interesów i do PlayStation

Floryda, Orlando. W centrum miasta królują szklane wieżowce, na południu Disney’s World, aquaparki, efektowne hotele i ogromne outlety. Polski koszykarz mieszka na północy, niedaleko kompleksu sportowego Orlando Magic. - Nie tracimy czasu na dojazdy. Mieszkamy w domu wynajętym przez Marcina. Dwa piętra, chyba siedem sypialni... We dwóch można tu się zgubić, intercom bardzo nam się przydaje. Poważnie. Jak Marcin chce czegoś ode mnie, to dzwoni - twierdzi Michał Micielski, asystent i menedżer Gortata. - Jasne, że mógłbym kupić dom, ale nawet nie wiem, czy za dwa, trzy lata jeszcze tu będę grał w Orlando, więc po co? - wyjaśnia Gortat.

Obaj są rówieśnikami, razem grali w ŁKS Łódź. Gortat zaproponował Micielskiemu przyjazd do USA rok temu, gdy szukał kogoś zaufanego, kto będzie jego prawą ręką. - Marcin nie musi się o nic martwić, skupia się wyłącznie na koszykówce, realizowaniu swoich zainteresowań oraz odpoczynku. Ja załatwiam wszystkie codzienne sprawy. Byliśmy kumplami jeszcze w Łodzi i zastanawiałem się, czy przyjąć tę propozycję, bo wiadomo, że nie zawsze przyjaźń pomiędzy szefem a pracownikiem jest możliwa. Ale jak do tej pory nigdy nie mieliśmy żadnego zgrzytu.

Beztroskiego życia dwóch 25-latków nie burzą żadne przyziemne problemy. - Kuchnia? Mamy panią Violettę, która nie dość, że gotuje, to regularnie dba o naszą lodówkę. Porządek? W tym jesteśmy słabi, umówiliśmy się, że każdy pilnuje swojej sypialni. Kiedy już jest naprawdę źle z resztą pokoi, wzywamy panią Alex. Kłopoty z domem? Telefon do Norisy, to agentka nieruchomości, która pomagała mi wynająć dom. Potem się zaprzyjaźnili, pomagała też Michałowi zaadaptować się w Ameryce - opowiada Gortat. - Z Michałem rozumiemy się bez słów. Bywa, że budzimy się o północy, by usiąść przed PlayStation i zagrać kilka meczyków albo przejść parę planszy, gdzie można się postrzelać.

Reklama

- Pani Violetta przyrządza nam to, co Marcin lubi, głównie polskie obiady: schabowe, mielone z ziemniakami, mizerią, buraczkami lub surówką. Wszystko jest bardzo dobre, ale Marcin i tak tęskni za kuchnią mamy. W ogóle to zjada pięć razy tyle co ja. Potrafi pochłonąć 3 - 4 kotlety, a po dwóch godzinach znów jest głodny. Czasem zjada trzy dania obiadowe dziennie. Nie otrzymał żadnych szczegółowych zaleceń z klubu co do diety, po prostu musi jeść potrawy wysokoenergetyczne, aby nie tracić wagi. Nawet powinien jej trochę nabrać. Przy każdym posiłku musi też pić mleczny shake Gatorade o nazwie Nutrition, uzupełniający wszystkie minerały - opowiada Micielski.

"Przedsiębiorstwo Gortat", w którym pracuje już osiem osób, działa na kilku frontach. Mająca siedzibę w Łodzi firma MG13 sprzedaje w Polsce prawa do wizerunku koszykarza, w przyszłości będzie handlować ubraniami sygnowanymi jego nazwiskiem. Już dzisiaj można kupić piłki i koszulki. Ktoś opiekuje się fundacją wspierającą koszykarskie talenty, ktoś codziennie zasila tekstami stronę internetową, ktoś pełni rolę rzecznika prasowego. - Ale na czele tych wszystkich osób stoi Michał, tylko przez niego można się do mnie dostać. Ja staram się ukrywać - zastrzega Gortat.

To często stawia przed Micielskim nieoczekiwane wyzwania, czasem musi być nawet ochroniarzem. - Tutaj ludzie szaleją na punkcie sportu. W czasie play-off, kiedy zainteresowanie koszykówką osiąga apogeum, nawet stojąc na światłach, ludzie podchodzą do Marcina i proszą o autografy. Czasem spotykamy jakiegoś natrętnego fana, wtedy staram się zagrodzić mu drogę. Nic więcej nie mogę zrobić. To są Stany Zjednoczone, tutaj za byle co ludzie wytaczają innym poważne procesy. Zwłaszcza jeśli mają do czynienia z gwiazdą sportu, która zarabia miliony - zdradza Micielski, który przyznaje, że czasem wozi ze sobą broń. Tak na wszelki wypadek. Zresztą nie tylko on. W czasie ostatnich świąt media amerykańskie rozpisywały się, że koszykarz Washington Wizards Gilbert Arenas trzymał w szafce niezaładowaną broń. Davin Harris z New Jersey Nets stwierdził nawet, że posiada ją 75 procent graczy NBA.

Ale fani zwykle są nie tyle niebezpieczni, co natrętni. - Niewiarygodne, jacy ludzie piszą do Marcina. Dziewczyny przysyłają listy ze zdjęciami, proponują spotkanie. Większość chce jednak pieniędzy. Ktoś opisał całe swoje życie, a potem wyznał, że stracił majątek w kasynie i zapytał, czy Marcin nie przeleje mu 250 tys. dolarów, bo chwilowo nie ma z czego żyć - opowiada menedżer. - Sorry, ale myślę, że takim osobom bardziej potrzebny jest szpital psychiatryczny niż moja pomoc - śmieje się Gortat.

Wszystko zamienia w złoto

Gortat potrafi godzinami opowiadać, w co inwestuje swoje pieniądze. Za ten sezon skasuje 5,854 mln dolarów, to zasługa jego agenta Guya Zuckera, ostatniego członka Gortat Enterprise. - Nawet nie liczyliśmy, że uda się wynegocjować aż tyle - przyznaje Micielski. - Poprzedni 2-letni kontrakt gwarantował Marcinowi 1,2 mln.

Czytaj dalej...



W klubie działa specjalny program dla pierwszoroczniaków. Sztab psychologów uczy koszykarzy, którzy niemal z dnia na dzień stali się milionerami, jak nie stracić głowy oraz motywacji do dalszej gry. Prawnicy tłumaczą, jak mają się zachowywać, żeby nikt nie wymusił na nich gigantycznego odszkodowania (największą grupą ryzyka są fani i przyszłe narzeczone zawodników). - Jeśli Marcin chciałby kupić na przykład dom, wystarczy telefon do opiekuna, by zajął się poszukiwaniem najlepszego agenta nieruchomości - opowiada Micielski. Doradcy inwestycyjni służą pomocą, co zrobić ze świeżym dopływem gotówki. - Kilka razy w roku mamy mityngi, na których doradcy opowiadają, jak obchodzić się z pieniędzmi. W NBA gra wielu milionerów, więc temat pieniędzy jest w szatni czymś naturalnym. Wiele nauczyłem się od starszych kolegów, słucham rad kolegi z zespołu Adonala Foyla - zdradza Gortat i robi krótki wykład. - Działam według pewnych zasad. Przede wszystkim inwestuję pieniądze w odpowiednim momencie. Są różne krachy na rynkach nieruchomości, giełdach i sztuka polega na tym, by wykorzystać te momenty. Druga sprawa, trzeba mieć zabezpieczenia w wielu różnych dziedzinach, dlatego inwestuję w papiery wartościowe, firmy, nieruchomości, ale mam też lokaty bankowe - dodaje. Nie brzmi to zbyt odkrywczo, ale Gortata dobre samopoczucie nie opuszcza. - Muszę powiedzieć, że jak na 25-letniego człowieka jestem dobry w inwestowaniu. Kryzys nie wpłynął na mnie. Wszystko, czego się dotykam, zamienia się w złoto - zapewnia i daje dobrą radę. - Bycie biznesmenem polega nie tylko na kupowaniu i wypłacaniu pieniędzy. Ważne jest odpowiednie podejście mentalne. Trzeba poszerzać swoje horyzonty w wielu dziedzinach.

- Kiedy podpisywałem kontrakt w NBA, momentalnie zgłosiło się mnóstwo osób, które chciały namówić mnie na różne inwestycje. Ostatnio ktoś zadzwonił z propozycją, abym zainwestował w młodych bokserów, którzy za kilka lat mieliby wygrywać i przynosić mi coraz większe zyski. Odmówiłem. Dlaczego? Uznałem, że ten interes jest bez sensu, bo ma bardzo niestabilny grunt - przyznaje Gortat.

Samochodów się nie wyrzeknie

Wielu koszykarzy nie poradziło sobie z własnym bogactwem. Ostatnio głośno było o sprawie Antoine’a Walkera. Były koszykarz Boston Celtics przez 12 lat występów w NBA zarobił 110 mln dolarów, miał jednak wiele pomysłów, jak je wydać. Utrzymywał 70 członków rodziny i przyjaciół, matce kupił posiadłość z krytym basenem, dziesięcioma łazienkami i pełnowymiarowym boiskiem do koszykówki. Sam nosił wysadzane brylantami roleksy, miał sześć luksusowych samochodów, w tym dwa bentleye. W lipcu 2009 r. został aresztowany w Nevadzie. Okazało się, że ma 4,5 mln dolarów długu wobec tamtejszych kasyn. - Oczywiście są zawodnicy tacy jak Walker czy Dennis Rodman, którzy przepuścili swoje majątki. Widocznie nie chodzili na mityngi, na które ja uczęszczam - śmieje się Gortat. - Na razie jestem takim małym milionerem i nie narzekam.

Pewnych słabości jednak się nie wypiera, największą z nich są samochody. - To moja pasja i na niej nie będę oszczędzał. Mam całkowicie przebudowane bmw M5 i lincolna aviatora, ale myślę nad zakupem nowego lexusa LFA - mówi. Lexus LFA to droga zabawka. Producent ma w planach zaledwie 500 sztuk tego modelu. W USA będzie kosztować 375 tys. dolarów.

Jest jeszcze coś. - Mam nowe hobby: modę. Uwielbiam kupować drogie, markowe ciuchy. Jak sprawiam sobie garnitur za 2 - 2,5 tys. dolarów, to wiem, że będę czuł się w nim dobrze. Traktuję to też jako nagrodę za moją ciężką pracę - mówi. Ale koszykarz przyznaje, że do sklepów nie zawsze chodzi sam. - Jest jedna osoba w moim życiu, to modelka, jedna z najlepszych w naszym kraju. Ma też dużo witamin, jak to polska kobieta, chyba pierwszy raz od początku życia mam taką chemię z kobietą - dodaje.

Gortat cieszy się, że jego dziewczyna jest Polką, sam też na każdym kroku podkreśla, skąd pochodzi. - W domu czy w szatni wszędzie mam porozwieszane polskie flagi, polskie koszulki, szaliki, na szafach mam naklejki. W pierwszych miesiącach po przyjeździe miałem wrażenie, że Ameryka jest fantastyczna, że Amerykanie są jakimiś wyjątkowymi ludźmi. Jednak wolę, chcę być Polakiem. My mamy charakter ludzi, którzy nigdy nie odpuszczają, są waleczni - zapala się Gortat.

Polskość podkreślają też jego przydomki: Polish Hammer i Polish Machine, choć tylko ten ostatni jest oficjalny. - Niedawno pojawiły się także dwa nowe - Polish Shark i Polish Snow. Dlaczego snow? No, że jestem biały jak śnieg. Najbielszy w całym zespole - zdradza koszykarz.

Cena sukcesu

W rundzie zasadniczej, w ciągu pięciu i pół miesiąca każdy zespół NBA rozgrywa 82 mecze. Magicy w grudniu wybiegali na boisko 13 razy, w styczniu zrobią cztery razy więcej, czyli niemal co drugi dzień. - Nie ma czasu nawet na treningi. W dni, w których nie grają o punkty, zajęcia rozpoczynają się o godz. 12 i trwają dwie i pół godziny. Ale Marcin przyjeżdża wcześniej i ćwiczy indywidualnie: albo na siłowni, albo ze swoim trenerem. Nie ma takiego obowiązku, ale podobnie robi wielu zawodników. Jest to mile widziane. Trzeba się doskonalić - mówi Micielski.

Połowa z 82 meczów rundy zasadniczej odbywa się na wyjeździe. Dzień po naszej rozmowie Orlando wylatywali na Zachodnie Wybrzeże, gdzie w ciągu tygodnia czekały ich mecze w: Oakland, Los Angeles, Salt Lake City i Phoenix. W styczniu będą kolejno w Minneapolis, Chicago, Indianie, Waszyngtonie, Sacramento, Denver, Portland, Los Angeles, Charlotte, Memphis i Detroit. - Są miesiące, w których spędzam 2 - 3 dni w domu. Reszta to 8 - 10-dniowe wycieczki, podczas których objeżdżamy pięć miast. Bywają tygodnie, kiedy śpię w pięciu różnych hotelach. Nie znoszę życia na walizkach. Ciężko się do tego przyzwyczaić i bywają momenty, kiedy naprawdę mam już dosyć i myślę, by rzucić to wszystko. Jednak taką drogę obrałem, więc hotele będą musiały być mi codziennością jeszcze przez kilkanaście lat - dodaje.

Wszystko jest podporządkowane jednemu celowi: grać jak najlepiej i osiągnąć w NBA tak dużo, jak tylko się da. Wielu uważa, że Gortat ma przed sobą dużą karierę. Na przykład dziennikarz z Orlando, który miał pewność co do dwóch rzeczy: że popisy cheerleaderek są zbyt wyzywające, jak na wiek dziewcząt, i że ȁE;Polish MachineȁD; to znakomity zawodnik. - Przecież to tak naprawdę dopiero jego drugi sezon w NBA, a już grał w finale ligi. Jest świetnym zmiennikiem dla Dwighta Howarda. Może jeszcze nie teraz, ale w przyszłości stać go na to, żeby być podstawowym centrem w jakimś innym klubie - przekonywał.