Strach paraliżuje głównie piłkarzy drużyn grupy B, którym przyszło występować w Kabindzie - stolicy enklawy, w której rebelianci walczą z armią Angoli. Reprezentacja Togo wróciła wczoraj do kraju, zgodnie z zaleceniami rządu swojego kraju. Na lotnisku w Lome witały ich setki szlochających kibiców, którzy jeszcze długo będą pamiętać o tragedii, do której doszło w piątek, kiedy w zamachu na autokar Togijczyków zginęły trzy osoby. Piłkarze przylecieli do kraju samolotem wysłanym przez premiera Gilberta Houngbo.

"Wróciliśmy, aby opłakiwać śmierć naszych przyjaciół" - powiedział kapitan Togo Emmanuel Adebayor. Razem z kolegami długo zastanawiał się, czy wycofać się z turnieju, czy grać dalej. W końcu piłkarze posłuchali władz swojego kraju. CAF (Afrykańska Federacja Piłkarska) nie chce, żeby Togo wróciło do udziału w turnieju, o co usilnie zabiegali działacze sportowi z tego kraju.

Niemal wszystkie drużyny biorące udział w PNA zwróciły się do organizatorów o dodatkową ochronę. Na ulice angolskich miast wyszły uzbrojone oddziały wojska. Mimo gwarancji bezpieczeństwa grupowi rywale Togo - Wybrzeże Kości Słoniowej - planują wycofanie się z turnieju. Didier Drogba po zamachu długo rozmawiał z piłkarzami z Togo. Kapitan WKS zastanawia się, czy nie wrócić natychmiast do Anglii.



Reklama

"Droga powiedział, że czuje się zdruzgotany psychicznie" - relacjonował pomocnik Togo i francuskiego Grenoble Alaixys Romao.

Rebelianci z Kabindy zapowiadają kolejne ataki podczas PNA. "Na wojnie wszystko może się zdarzyć, to jest dopiero początek" - powiedział samozwańczy przywódca buntowników Rodrigues Mingas.

Policja angolska zatrzymała w prowincji Kabinda dwie osoby związane z napadem. Podejrzani próbowali przekroczyć granicę z Demokratyczną Republiką Kongo. W ataku na piłkarzy Togo brało udział podobno pięciu napastników z Frakcji Zbrojnej Frontu Wyzwolenia Kabindy.

Przedstawiciele komitetu organizacyjnego mistrzostw świata w RPA zabrali głos w sprawie zamachu na zawodników z Togo.

"Prosimy nie generalizować i nie pytać nas o bezpieczeństwo podczas mundialu" - powiedział szef komitetu organizacyjnego Kirsten Nematandani. "Ludzie myślą, że to samo, co się stało w Angoli, ma się też stać w RPA. Jesteśmy w stu procentach gotowi, żeby zapewnić bezpieczeństwo wszystkim ekipom, które przyjadą do nas na mistrzostwa.

Grupa B mimo gróźb i zagrożeń rozpoczęła wczoraj rozgrywki. Ghana zagrała z Burkiną Faso z byłym piłkarzem Legii Moussą Ouattarą w składzie. Wcześniej rozgrywki rozpoczęły zespoły grupy A. Na inaugurację turnieju w Luandzie doszło do fascynującego meczu. Gospodarze mistrzostw podejmowali Mali. Angola do 79. min prowadziła 4:0 i wydawało się, że turniej rozpocznie od efektownego zwycięstwa. Piłkarze z Mali dokonali jednak nieprawdopodobnego wyczynu - w kilkanaście minut strzelili cztery gole i mecz zakończył się remisem 4:4. Do dużej niespodzianki doszło też wczoraj. Finalista mistrzostw świata Algieria przegrała wysoko z niedocenianym Malawi 0:3.

"Wierzę w Afrykę i mam nadzieję, że nic złego nie wydarzy się już w czasie PNA ani w czasie mistrzostw świata. FIFA cały czas będzie wspierać Afrykę, bo to przecież kontynent, na którym urodziło się wielu wybitnych piłkarzy" - napisał prezydent FIFA Sepp Blatter w liście do swojego zastępcy, szefa CAF - Issy Hayatou.

















p

Michał Listkiewicz Były prezes PZPN jest pewny, że podczas mistrzostw świata piłkarze będą chronieni lepiej niż w Angoli



ARTUR SZCZEPANIK: Czy FIFA popełniła błąd, przyznając RPA organizację mistrzostw świata?

Reklama

MICHAŁ LISTKIEWICZ: Z tego, co wiem, to na jednego uczestnika mistrzostw będzie tam przypadać po dwóch bodyguardów. I nie dotyczy to tylko piłkarzy i ich ekip. Chronieni będą wszyscy - sędziowie, oficjele, dziennikarze. Wszyscy oprócz niestety kibiców. Ale o nich też się bym nie martwił, gdyby tylko była pewność, że będą przestrzegać wszystkich zaleceń organizatorów. Jak ktoś nie będzie wychodzić z hotelu, to nic mu nie będzie grozić.

Ale chyba nie na tak powinno wyglądać wielkie piłkarskie święto.

Oczywiście, że nie, ale coś za coś. Nie ma wyjścia, trzeba zachować środki ostrożności. Nie można skreślić Afryki i tamtejszych kibiców. Im też się coś należy. Dajmy im szansę. W Azji też dochodzi do zamachów, że nie przypomnę już WTC i Madrytu. To jest choroba współczesnego świata. Gdyby ekipa Togo słuchała zaleceń organizatorów Pucharu Narodów Afryki, to do żadnej tragedii by nie doszło. Wszystkie ekipy miały przylecieć do Angoli samolotami. Lotniska są w stu procentach zabezpieczone. Togo zlekceważyło ten nakaz i przyjechało autokarem. Rebelianci gdzieś się o tym dowiedzieli i zaatakowali. Dla nich to jest okazja, żeby o ich żądaniach dowiedział się cały świat. Atak na ekipę sportowców to taka sama tragedia jak morderstwo na turystach, ale oddźwięk w świecie jest zdecydowania większy.

W ostatnim roku spędził pan sporo czasu w Afryce. Czuł się pan bezpiecznie?

Byłem miesiąc w Nigerii. Tam od razu dowiedziałem się, że jak nie będę stosować się do różnego rodzaju zakazów, to może dojść do tragedii. Miałem dwumetrowego, wielkiego jak szafa uzbrojonego ochroniarza i z nim czułem się bezpiecznie. Nie mogłem jednak nic zwiedzić, pojechać na safari, pospacerować po mieście, iść na bazar. Nie wolno i koniec. Miesiąc siedziałem w hotelu. Sędziowie, którzy trenowali tam przy okazji mistrzostw świata juniorów do lat 17, byli pod ochroną 24 godziny na dobę. Wszędzie jeździliśmy z eskortą. Nigeria podeszła do organizacji tej imprezy bardzo poważnie. Takie były bowiem wymagania FIFA. Puchar Narodów Afryki jest organizowany przez CAF. Mistrzostwa świata w RPA - przez FIFA. Normy bezpieczeństwa w światowej federacji są dużo wyższe.