20-letni Polak do Anglii trafił cztery lata temu z malutkiego MSP Szamotuły. Nigdy nie grał w polskiej pierwszej, czy nawet w drugiej lidze. I nie żałuje. "Nic nie straciłem. Tutaj jest jak w raju. Weźmy na przykład masażystów - jest ich aż czterech. Jest dwóch Chińczyków, którzy zajmują się tylko akupunkturą. Niedawno miałem kontuzję. Powsadzali mi igły w plecy i w brzuch. Pomogło. W Polsce gwiazdy są leczone w pierwszej kolejności. W Boltonie nie ma znaczenia, czy nazywasz się Diouf, czy Fojut" - mówi Fojut. "Tutaj wszystko jest jak w pszczelim ulu - każdy dokładnie wie, co ma robić. Od sprzątaczki po menedżera" - dodaje zachwycony.

Reklama

W profesjonalnym klubie nie ma fali, starsi nie mają prawa wysługiwać się młodymi. "W Polsce jest tak, że jak masz kilkanaście lat i trafisz do pierwszej drużyny, to jesteś na samym dnie hierarchii, generalnie masz niewiele praw. A tutaj jest równość. Nieważne, czy jesteś gwiazdą, czy żółtodziobem - piłek nosić nie musisz. Są od tego ludzie, którym się za to płaci. Podobnie jest z myciem butów" - mówi DZIENNIKOWI Fojut.

Klub Premiership robi wszystko, aby jego piłkarz martwił się tylko treningami i meczami. Na początek oferuje samochód i mieszkanie za darmo (nawet jeśli nie ma takiego zapisu w umowie). Problemy z dziećmi? Nie ma sprawy. Klub znajdzie dla nich odpowiednią szkołę, zapłaci też za lekcje. Problemy z żoną? To też nic. Podpowiedzą jakąś poradnię.

"Tutaj choroba to nie przekleństwo, jak w Polsce. Wystarczy telefon. Albo lekarz przyjeżdża do mnie, albo ja do niego. Nic nie płacę" - mówi Fojut. "Jedzenie za darmo, mieszkanie za darmo. Wszystko za darmo. Przyjechałem tu jako niepełnoletni, więc klub zagwarantował mi także odpowiednią opiekę. Przez trzy lata mieszkałem u angielskiej rodziny. Dzięki temu bardzo szybko nauczyłem się kultury i języka. W Szamotułach mieszkałem w jednym pokoju z trzema kolegami. Teraz mam swój dom. Może nie taki, jak Grzesiek Rasiak - nad morzem - ale własny" - opowiada z dumą.

Reklama

Stadion Boltonu robi wrażenie, zresztą jak każdy obiekt Premiership. Ani śladu prowizorki, czy pośpiechu. "Klub zarabia na tym stadionie. Jest tutaj ekskluzywny hotel, agencja prasowa, agencja pracy i kilkanaście sklepów. Bolton wynajmuje powierzchnie handlowe, zyski z tego tytułu liczy w setkach tysięcy funtów rocznie" - zapewnia piłkarz. "U nas i za dziesięć lat nie wybudujemy takich stadionów. W Polsce wciąż sporo ludzi ma mentalność rodem z poprzedniej epoki" - podkreśla.

Czy w Anglii jest cokolwiek, co tutejsi piłkarze mogliby zazdrościć polskim ligowcom? "Owszem, kibice są niesamowici, ale brakuje im tej żywiołowości, którą mają fani w naszej ekstraklasie. Tutaj nie można wejść na płot, bo go nie ma, nie można sobie pokrzyczeć na sędziego, ani pomachać swoją prywatną flagą" - uważa Polak.

Mimo wszystko Fojut czuje się w czepku urodzony. "W Polsce mogą mówić, że niby jestem w Premiership, ale tak naprawdę to mnie tu nie ma, bo nie gram. Ale ja wiem, że doczekam się takiej chwili podczas meczu z Manchesterem United, w której wejdę na boisko" - uśmiecha się Polak. "Wiem, że klub we mnie wierzy. Muszę tylko 'ustawić' nieco trenera. Mówi na mnie „Fożut”. Pewnie myśli, że jestem Francuzem..." - śmieje się polski młodzieniec.