Więcej szans nie będzie. Polski pięściarz zapowiedział, że porażka oznacza emeryturę. Dlatego w sobotę w Madison Square Garden musi wygrać z młodszym o 13 lat rywalem. Jeżeli to zrobi, dostanie pojedynek o pas. "Nie mam tytułu i to jedyna zadra w mojej karierze" - mówi DZIENNIK Polak.

Reklama

Pojedynek z Mollo będzie trudny. Amerykanin ma bardzo niewygodny styl walki - rzuca się na rywala od pierwszych sekund pojedynku (z 20 zawodowych walk wygrał 19, w tym 12 przez nokaut). Gołota tego nie lubi. Z Brewsterem, który zrobił to samo, przegrał w 53 sekund. "Jeżeli Andrew wykona nasz plan, nic złego mu sie nie stanie" - zapewnia trener Gołoty, Sam Colonna.

Jeżeli planu nie wykona? "To przegra" - pada krótka odpowiedź. "Z tym rywalem nie ma miejsca na błędy. Nawet na jeden. Chwila nieuwagi i koniec. Tak było z Brewsterem, jeden błąd zakończył walkę. A Mollo jest tak samo niebezpieczny. Jeżeli Andrew będzie się zachowywał jak sarna podczas polowania, przegra i koniec" - dodaje trener.

Colonna doskonale zna Mollo, bo trenował go przed laty u siebie w Windy City Gym. Teraz Mollo trenuje z Mike'em Garcią, też byłym zawodnikiem Colonny. "Sam wie o nich bardzo dużo. Ja mniej, ale myślę, że wystarczająco dużo, by sobie poradzić. Mollo atakuje, ale w boksie ważna jest też obrona. Na pewno jakoś go trafię" - mówi DZIENNIKOWI Gołota.

Przez ostatnie dni Colonna zarządził delikatne treningi, by Gołota był wypoczęty, a przede wszystkim szybki. "Trenuje i porusza się jak 25-latek, a nie facet po czterdziestce. Na pewno nie można go nazwać panem w średnim wieku. To mówienie o 40-tych urodzinach staje się już denerwujące. Jak zawsze jest w świetnej kondycji, do tego tym razem jest szybki, znacznie szybszy niż w ostatniej walce z Kevinem McBridem. Ciosy McBride'a były powolne, jak na zwolnionym filmie. A Mollo to jego przeciwieństwo. Nie uderza raz, a trzy. Jak karabin maszynowy. Ma bardzo szybkie ręce, chyba najszybsze w wadze ciężkiej. Andrew to wszystko wie i będzie potrafił go zatrzymać, a potem samemu zaatakować. Jest w dobrym nastroju, spokojny i wyciszony" - twierdzi Colonna.

A w jakim nastroju jest trener? "Zawsze jest niepewność. Ale jestem dobrej myśli, bo wiem, jak ciężko pracowaliśmy. Zaryzykuję i powiem, że Andrew wygra przez nokaut w piątej rundzie - mówi Colonna.

Dobrej myśli jest też promotor Don King. "Andrew słyszy dzwon, wie, że musi odpowiedzieć na wezwanie i pokonać Mollo" - mówi promotor DZIENNIKOWI. "Czy odpowie? Proszę pana, to tylko człowiek, a ludzie popełniają błędy. Ale ja czekam na to, że tych dwóch wojowników z Chicago zrobi wielkie show" - dodaje.

Reklama

Ceny biletów na show w Madison Square Garden są najwyższe od lat. Ustalili je właściciele hali, nie Don King Productions. Miejsca tuż przy ringu kosztują 15 tysięcy dolarów każde. Te w drugim rzędzie 12,5 tysięcy. Nikt nie chciał ich kupować. Najtańsze bilety, pod kopułą hali, wyceniono na 100 dolarów. Kibice muszą tyle płacić, by zobaczyć walkę wieczoru, w której Felix Tito Trinidad zmierzy się z Royem Jonesem Jr. Pojedynek dwóch wielkich, ale podstarzałych pięściarzy.

Nowojorskie gazet piszą tylko o nich, zamieszczają tylko ich zdjęcia. Przed wejściem do hali wisi tylko ich plakat. Ale ten pojedynek byłby hitem, gdyby doszło do niego kilka lat wcześniej, nie teraz. Trinidad ma 5. tytułów i ponad 80 procent walk wygranych przez nokaut. Przez ostatnie lata częściej jest jednak na sportowej emeryturze, niż w ringu.

Jones był mistrzem 8 razy w czterech kategoriach wagowych (w tym w ciężkiej), wygrał dwa ostatnie pojedynki po trzech porażkach z rzędu. "Niektórzy powtarzają, że nie mam już nic do zaoferowania w boksie. Dostałem więc okazję, by im udowodnić, że są w błędzie" - mówi Jones. "Tito jest mniejszy ode mnie i będzie musiał walczyć w nienaturalnej dla siebie wadze. Będę zdziwiony, jeżeli zabawa potrwa dłużej niż cztery rundy" - opowiada.

Limit wagi to 170 funtów (77,1 kg). Tito zawsze boksował w niższych kategoriach. Teraz musiał przytyć, ale zapewnia, że nie stracił szybkości, a do tego jest silniejszy. To przestroga dla Jonesa, któremu w ostatnich walkach zdarzało się padać na deski (w pojedynku z Antonio Tarverem prawie wyleciał w ringu pod linami). "Jones może sobie gadać, co chce. To ja wygram, dla siebie i dla całego Portoryko" - mówił Trinidad na konferencji, a kibice i dziennikarze z Portoryko jak zwykle go zagłuszali, krzycząc: Tito, Tito, Tito.