Czytała pani „Krzyżaków”?

Dlaczego pani pyta?

Jagienka, bohaterka powieści Henryka Sienkiewicza, jest uosobieniem kobiecej siły. Rozłupywała orzechy, siadając na nich.

Też muszę kiedyś spróbować. A porównanie akceptuję. Z tego, co pamiętam, Jagienka była nie tylko bardzo silna, ale i urodziwa.

Reklama

Kiedy okazało się, że jest pani silniejsza niż inne dziewczyny?

Reklama

W szkole średniej. Nauczyciel wychowania fizycznego zabrał nas na siłownię i kazał wykonać najprostsze ćwiczenie – wyciskanie na ławce. Uzyskałam 25 kg, najwięcej ze wszystkich dziewczyn. Nauczyciel skontaktował mnie wtedy z moim obecnym trenerem. Na początku traktowałam ćwiczenia jako rozrywkę i sposób spędzania wolnego czasu. Ale zaczęłam jeździć na zawody, bardzo szybko przyszły dobre wyniki i zakochałam się w tym sporcie.

To niezwykłe w przypadku dziewczyny.

Poprzednio trenowałam taniec towarzyski, ale jakoś mnie nie wciągnął. Wolałam zostać strongwomen.

Reklama

Wywalczyła pani tytuły mistrzyni świata i Europy, ale w Polsce nie ma pani konkurentek.

Rzeczywiście, jestem jedyną kobietą w naszym kraju uprawiającą ten sport. Kiedyś było w Polsce więcej dziewczyn w tej dyscyplinie, ale gdzieś się wykruszyły. Może dlatego, że jest to bardzo specyficzny sport. Chcąc go uprawiać, trzeba mieć dostęp do specjalistycznego sprzętu. Ja byłam w komfortowej sytuacji, ponieważ odziedziczyłam przyrządy po moim trenerze.

Ile trzeba trenować, by osiągnąć takie wyniki jak pani?

Przed zawodami w okresie startowym trenuję dwa razy dziennie po trzy godziny. Są to tak wyczerpujące zajęcia, że po ich zakończeniu często nie mogę ustać na nogach. Mdleję, ale mimo to nadal z ochotą idę na następny trening, bo to, co robię, sprawia mi po prostu przyjemność.

Przy takich obciążeniach łatwo chyba o kontuzję?

Poważny uraz przytrafił mi się tylko raz. Pojechałam na zawody w siłowaniu na rękę i wróciłam ze śrubami w kości. Na szczęście po tej kontuzji nie ma już śladu.

Czy trenując i startując w zawodach znajduje pani czas na życie prywatne?

Czas by się pewnie znalazł, ale po 6 godzinach przerzucania ciężarów nie mam już siły na życie towarzyskie. Oczywiście spotykam się ze znajomymi, ale nie jestem królową prywatek. Tuż przed zawodami w ogóle nie ma o tym mowy. Ale mi to nie przeszkadza, bo ja się przecież nie poświęcam.

Mężczyźni czują przed panią respekt?

Okazują to w żartobliwy sposób. Podczas pokazów ochroniarze podchodzą do mnie i mówią, że będą grzeczni, że nic nie zrobili i proszą, by im nie robić krzywdy. Mężczyźni często pytają, ile wyciskam leżąc i jaki mam obwód bicepsu.

A ile pani wyciska?

Około 135 kg. W bicepsie mam 36 cm.

Lubi pani, kiedy mówią o pani „Pudzianowski w spódnicy”?

Nie znoszę. Jakoś do Pudzianowskiego nikt się nie zwraca per „Florczyk w spodniach”. To się bierze stąd, że ludzie kojarzą zawody strongmenów wyłącznie w mężczyznami. A jeśli już trafi się w tym sporcie jakaś kobieta, to wszyscy traktują ją jak babochłopa. Tymczasem ja na co dzień chodzę w spódniczkach i butach na wysokim obcasie.

Ale jak trzeba, to skręci pani w dłoniach patelnię. Po internecie krąży filmik z takim pokazem w pani wykonaniu.

Zastanawiałam się, co zrobić, by przyciągnąć uwagę publiczności. Coś nietypowego i niezwykłego. Widziałam, jak ktoś drze książkę telefoniczną i wtedy wpadłam na pomysł pomysł skręcania teflonowej patelni w rulonik. Ostatnio zaprosiła mnie hiszpańska telewizja, która zorganizowała bicie rekordu Guinnessa w skręcaniu patelni. Udało mi się zwinąć w rulon cztery sztuki.

Zawody siłaczy wymagają aż takiej promocji?

Muszę przyznać, że w Polsce zmagania strongmenów są bardzo popularne. Wiem, co mówię, bo mam firmę, która zajmuje się organizacją takich imprez. Nie narzekam na brak zleceń. Ale z drugiej strony promocji nigdy za wiele.

No właśnie. Taką promocją będzie na pewno pani udział w telewizyjnym show „Gwiazdy tańczą na lodzie”?

To dla mnie coś nowego. Lubię wyzwania, więc nie zastanawiałam się długo nad przyjęciem tej propozycji.

Jak wyglądały przygotowania do programu?

Nie myślałam, że trening będzie aż tak ciężki. Na początku moje ciało zamieniło się w jeden wielki siniak. Byłam strasznie poobijana, bo tak naprawdę nigdy wcześniej nie jeździłam na łyżwach. Nie licząc oczywiście wypadów na ślizgawkę w dzieciństwie. Musiałam więc nauczyć się wszystkiego od początku.

Występ w tym programie koliduje z tegorocznymi mistrzostwami świata, które organizuje pani w Tczewie.

Finał programu jest w piątek, a zawody w sobotę. Jeśli się okaże, że dotrwam do finału, to nie zdążę się przygotować do swoich zawodów. Wtedy pojadę tam jako organizator.

Czy jest coś, czego boi się najsilniejsza kobieta na świecie?

Poważnej kontuzji, która uniemożliwiłaby mi kontynuowanie kariery. I myszy.