Engel opracował dla nich wspólną tzw. metodykę zajęć treningowych, a na biurku ministra sportu leży, zgłoszony przez niego (PZPN), projekt finansowania tych akademii. Kampania Engela odbywa się pod chwytliwym hasłem skrócenia dystansu dzielącego Polskę od krajów zachodnioeuropejskich.

Reklama

Co o programie wiceprezesa PZPN sądzą trenerzy na co dzień pracujący z młodzieżą? "Dowożenie 16-latków do takiej akademii z miejscowości odległych o sto i więcej kilometrów jest bez sensu. Jeżeli już chemy koniecznie zgromadzić kandydatów na piłkarzy w jakimś ośrodku, zróbmy to w powiatach" – komentuje Bernard Szmyt, trener MSP Szamotuły, wychowawca m.in. Szymona Pawłowskiego, Macieja Rybusa i Jakuba Wawrzyniaka. W kraju całkowicie leży szkolenie chłopców w wieku od 10 do 15 lat i to jest największy problem naszej piłki. Zdarza się, że do Szamotuł trafiają 15-latkowie, którym wykonanie przewrotu wprzód grozi złamaniem obojczyka. Przez trzy lata pracy ze starannie wyselekcjonowanym już rocznikiem muszę przede wszystkim nadrabiać braki tych chłopców w abecadle techniki".

Rudolf Kapera szkoli piłkarską młodzież od 30 lat. Dzisiaj jest trenerem koordynatorem Stowarzyszenia Edukacji Młodych Piłkarzy (SEMP) z warszawskiej dzielnicy Ursynów. Kiedyś kierował katedrą piłki nożnej w warszawskiej AWF, jego studentem był m.in. Maciej Skorża. "Program Engela to utopia, on piłki juniorskiej nie czuje, bo nigdy nie pracował z młodzieżą" – podkreśla Kapera i dodaje: "Nauczanie i szkolenie musi odbywać się w miejscu zamieszkania młodych ludzi. W ich szkole powszechnej lub w miejscowym klubie, a nie w sztucznie do tego celu powołanej placówce z siedzibą w stolicy województwa. U nas wszyscy, nie tylko Engel, nagle porwali się na organizację treningu, jego metodykę. Tymczasem panowie teoretycy zapomnieli, że młodzi ludzie, którym próbuje się narzucić organizacyjny gorset, często nie potrafią prosto kopnąć piłki".

"Narodowy plan szkolenia autorstwa Engela to powrót do zlikwidowanej przed pięcioma laty idei SMS, czyli istniejących wtedy w kraju pięciu Szkół Mistrzostwa Sportowego" – dodaje Mirosław Dawidowski, dyrektor sportowy SMS Łódź, jedynej ocalałej do dziś placówki tego typu. "PZPN z prezesem Listkiewiczem parę lat temu odwrócili się do nas plecami, a dzisiaj zależy im na opinii odnowicieli polskiej piłki młodzieżowej?" – ironizuje Dawidowski, który wychował m.in.: Radosława Matusiaka, Pawła Golańskiego, czy Marcina Kowalczyka. "Chłopcy z liceów powinni być szkoleni w klubach, a nie w wojewódzkich akademiach, w których przebywają od poniedziałku do piątku, a potem mają grać mecz w IV lidze? Kto ma im, nieobecnym przez tydzień w klubach, zagwarantować miejsce w składzie drużyn grających o pieniądze?" – pyta retorycznie na łamach DZIENNIKA.

Reklama

Czyżby koncepcja Engela była więc jedynie sztuką dla sztuki? "Na razie jesteśmy na etapie podnoszenia się z kolan, bo Europa już dawno nam uciekła" – tłumaczy Andrzej Dawidziuk, trener koordynator bramkarzy w PZPN i MSP Szamotuły, asystent Leo Beenhakkera w reprezentacji Polski. "W gminach nie ma dziś ani boisk, ani fachowców od szkolenia młodzieży. Nowo powołane wojewódzkie akademie mają być zorganizowane na wzór podobnych placówek we Francji, gdzie najzdolniejsi w regionie piłkarze przez pięć dni w tygodniu do znudzenia ćwiczą podania i przyjęcia piłki obiema nogami..."

Engel, opracowując Narodowy Program Szkolenia Młodzieży chciał wykorzystać doświadczenia byłego reprezentanta Polski, Joachima Marxa. Ten we Francji przez kilkanaście lat był dyrektorem szkółki młodzieżowej w Valenciennes.

"Polak nigdy nie będzie Francuzem, Holendrem czy nawet Czechem, dlatego wierne przenoszenie do nas tamtejszych wzorców nie może się udać" – komentuje Dawidowski. "Wielokrotnie jeździłem do słynnego francuskiego centrum szkolenia w Claire Fontaine. Podglądałem też pracę z młodzieżą w Feyenoordzie Rotterdam, z którym nasz SMS ściśle współpracował. Trochę zapożyczyłem od Francuzów, nieco więcej od Holendrów, dodałem coś swojego i tak powstał nasz system szkolenia".

Reklama

Problem w tym, że ci najzdolniejsi 15. i 16-latkowie z całego kraju od kilku lat trafiają do piłkarskich szkół prywatnych lub do klubów ekstraklasy. Engel, kopiując – i to tylko częściowo – wzorzec francuski, wcale nie był konkurencyjny dla już działających i na dodatek nieźle zorganizowanych ośrodków młodzieżowych. W Polsce, będącej szkoleniową pustynią, takie oazy można jednak policzyć na palcach jednej ręki.

Niestety, ciężar szkolenia polskich 10-15-latków (i młodszych) nie spoczywa wcale na barkach trenerów MSP Szamotuły, SMS Łódź, Promienia Opalenica, Gwarka Zabrze, Lecha Poznań, czy Legii Warszawa. Warunki treningowe dla kandydatów na piłkarzy w naszym kraju od lat są identyczne. To poryte kretowiskami boiska – łąki klubów LZS. To wiejscy trenerzy, spośród których wielu nie ukończyło kursu instruktora piłki nożnej. Zresztą nawet gdyby takie uprawnienia zdobyli, ich wynagrodzenie miesięczne i tak nie przekroczyłoby trzystu złotych, trudno byłoby im więc w pełni poświęcić się pracy szkoleniowej.

"Dopóki finansowaniem młodzieży nie zajmą się urzędy gmin, dopóty poziomem szkolenia będziemy w Europie dorównywali jedynie Albanii" – podsumowuje trener Bernard Szmyt.

Czy z tym problemem też zechce się zmierzyć Engel?