Za dwa tygodnie mija termin, w którym przyjmowane są zgłoszenia kandydatów na prezesa PZPN. Jeśli Michał Listkiewicz dotrzyma słowa i nie będzie startować w wyborach, schedę po nim najpewniej przejmie jeden z jego najbliższych współpracowników - Grzegorz Lato. Pozostali chętni, którzy do tej pory się ujawnili (Janusz Jesionek, Ryszard Czarnecki i Tomasz Jagodziński) nie są traktowani poważnie. W środowisku szepce się jednak, że wyskoczy jeszcze jakiś królik z kapelusza, który będzie miał szansę pokonać Latę. Czy jednak Boniek, który nigdy nie był faworytem tzw. terenu może spełnić taką rolę?

Reklama

"Nic nie zrobiłem"

"Nigdy nikomu nic złego nie zrobiłem. Jak przegram, to nic mi się nie stanie, ale z drugiej strony, dlaczego nie powalczyć o zwycięstwo, przedstawić swój program. Mógłbym to zrobić. Muszę się jednak nad tym jeszcze lekko zastanowić, skonsultować z kilkoma osobami. Zupełnie inaczej widzę rolę prezesa niż ma to miejsce obecnie. Prezes to nie powinien być urzędnik, który przychodzi na ósmą rano do biura i wychodzi o szesnastej".

Według Bońka powinien być to raczej strateg, który ma wizję i profesjonalnych, dobrze opłacanych menedżerów, zarządzających związkiem i rozliczanych z tej roli.

"Jeśli jednak się zdecyduje to najbliższy miesiąc będzie bardzo ciężki. Nie wierzę, że nie ma w Polsce grupy fajnych ludzi, którzy chcieliby stworzyć nową strategię polskiej piłki i to wszystko, zreformować i zupełnie inaczej poukładać. Wydaje mi się, że Zbigniew Boniek to jest dobra firma, mam dobrą markę, jestem rozpoznawalny na świecie" – dodał „Zibi” w rozmowie z DZIENNIKIEM.

Boniek jasno deklaruje jaką rolę w przypadku swojego zwycięstwa widziałby dla Michała Listkiewicza. "Michał musi się zająć tylko i wyłącznie Euro 2012. Nie powinien być ani wiceprezesem, ani członkiem zarządu".

Nęcące kontrakty

Reklama

Deklaracji Bońka o ubieganiu się o stanowiska szefa polskiego środowisku nikt rozsądny w piłkarskim środowisku nie może lekceważyć. Tym bardziej że „Zibi” teoretycznie może się zadowolić rolą wiceprezesa do spraw organizacyjno-finansowych lub zagranicznych. Podobnie było dziewięć lat temu, kiedy Boniek również ubiegał się o fotel prezesa, ale ostatecznie połączył siły z Eugeniuszem Kolatorem i Michałem Listkiewiczem i wspólnie pokonali w wyborach ubiegającego się o reelekcję Mariana Dziurowicza. Listkiewicz został wtedy szefem PZPN, a Kolator i Boniek jego najważniejszymi wiceprezesami. W piłkarskich władzach byłby pewnie do dzisiaj, ale po nieudanym dla Polski mundialu w Korei połakomił się na funkcję selekcjonera kadry narodowej, a po dymisji niezręcznie było mu wracać do poprzedniej roli.

Boniek doskonale zdaje sobie sprawę, że funkcja wiceprezesa ds. organizacyjno-finansowych może być dla niego ciekawsza niż kierowanie całą federacją. Kiedyś w PZPN odpowiadał już za finanse i to za jego kadencji został podpisany słynny „kontrakt stulecia”, czyli opiewająca na 100 mln dolarów pięcioletnia umowa z Canal Plus o sprzedaży praw telewizyjnych i marketingowych do polskiej ligi. Teraz prawa telewizyjne kosztują już dwa razy więcej. Wybrane pod koniec października nowi sternicy PZPN będą mieli wpływ na nowy kontrakt telewizyjny (w 2011 roku), który ma być rekordowo wysoki. Do sprzedania będzie też nowy pakiet praw do meczów reprezentacji Polski, który w perspektywie Euro 2012 również powinien osiągnąć niespotykaną wcześniej wartość. Boniek wielokrotnie dawał do zrozumienia, że do takich skomplikowanych negocjacji świetnie się nadaje, bo po prostu się na tym zna.

Lato plus Engel?

Wybory w PZPN mają się odbyć 30 października, ale dzień elekcji jest już od dwóch lat (!) przez obecnie rządzących działaczy bezczelnie przesuwany. "Tym razem nie widzę powodów, żebyśmy mieli szukać kolejnego terminu" – twierdzi kojarzony z piłkarskim „betonem” wiceprezes Kolator.

Nawet on nie wyklucza ubiegania się o fotel prezesa. "Jeszcze nie podjąłem żadnej decyzji" – ostrożnie odpowiada.

Konkretny jest za to Antoni Piechniczek: "Nie zamierzam walczyć o funkcję prezesa PZPN. Tak postanowiłem i na pewno zdania nie zmienię" – obiecał. W podobnym duchu wypowiada się inny były selekcjoner Jerzy Engel, lecz on zastrzega, że być może przyjmie funkcję wiceprezesa (np. do spraw futbolu zawodowego). "Kogo poprę w wyborach? Na pewno człowieka, który wywodzi się ze środowiska trenerskiego, bo to jest mój świat" – deklaruje Engel. Na razie takie kryterium spełnia Lato.

"Nie wykluczam, że to będzie właśnie mój kandydat na szefa" – potwierdza trener biało-czerwonych na MŚ w 2002 roku. Engel jako wiceprezes do spraw piłki zawodowej zagroziłby interesom Ekstraklasy SA, która na tym stanowisku chce mieć swojego człowieka (Andrzeja Rusko).

W środowisku plotkuje się, że ambicje wyborcze ma również sekretarz generalny Zdzisław Kręcina, który wczoraj odbył tajne spotkanie z działaczami okręgów. Oficjalnie sam zainteresowany jednak zaprzecza. Wysokie notowania miał też Henryk Kasperczak, który jednak dzisiaj zostanie trenerem Górnika Zabrze. Ciekawe, że doświadczony szkoleniowiec w kontrakcie zadbał o klauzulę umożliwiającą mu zerwanie umowy bez odszkodowania, w przypadku jeżeli obejmie inną funkcję „służącą interesowi polskiej piłki”. Może więc chodzić o rolę selekcjonera kadry narodowej, ale również przykładowo o wiceprezesa PZPN do spraw szkolenia.

Ważny teren

Na szczęście nowa ordynacja wyborcza uniemożliwia zgłaszanie kandydatów z sali, czyli w ostatniej chwili (wówczas co najwyższej będzie się można wycofać z kandydowania). Oznacza to, że już na miesiąc przed wyborami lista kandydatów będzie zamknięta. Skoro każdy z pretendentów musi mieć 15 głosów poparcia piłkarskiego środowiska (kluby Ekstraklasy i I ligi oraz wojewódzkie ZPN) a tych głosów jest w sumie 150, to kandydatów na prezesa może być maksymalnie 10.

O wyborze prezesa zadecyduje 116 delegatów zwykłą większością głosów. Skuteczną receptą na zwycięstwo będzie przekonanie przynajmniej części przedstawicieli tzw. terenu, bo piłkarscy działacze mają 60 mandatów. Jeżeli się zmobilizują i zagłosują blokiem, to zawodowe kluby nie będą ich w stanie pokonać.

Czterech oprócz Bońka

Ryszard Czarnecki

Kandydowaniem na stanowisko prezesa PZPN zajmuje się już niemal zawodowo – bo taki status przypisuje sobie niezmiennie od dwóch lat. Wtajemniczeni twierdzą, że w ostatniej chwili się wycofa, udzielając poparcia innemu kandydatowi. Jest europosłem i członkiem Wydziału Zagranicznego PZPN.

Tomasz Jagodziński

Były senator RP i rzecznik prasowy PZPN z czasów głośnej wojny prezesa Mariana Dziurowicza z ministrem sportu Jackiem Dębskim. Autor skandalizującej książki „Cwaniaczku nie podskakuj”, ostatnio członek rady nadzorczej klubu z jego rodzinnej miejscowości – GKS-u Bełchatów.

Janusz Jesionek

Członek Wydziału Zagranicznego PZPN i były ambasador Polski na Cyprze. W czasach selekcjonera Kazimierza Górskiego był kierownikiem kadry narodowej, ale później na długie lata usunął się w cień. Prowadzi intensywną kampanię wyborczą. Odwiedza kluby i wojewódzkie Związki Piłki Nożnej

Grzegorz Lato

Król strzelców mundialu z 1974 roku a obecnie członek zarządu PZPN. Ma opinię człowieka Listkiewicza, ale podobno ostatnio bardzo się usamodzielnił i na własną rękę stara się zmontować ekipę, która da mu wyborcze zwycięstwo. Popiera go znaczna część środowiska trenerskiego i tzw. teren.