>>>Greń: Oszukaliśmy wyborców

To bowiem właśnie Greń przekonał większość delegatów na ostatnim zjeździe wyborczym do głosowania na króla strzelców MŚ 1974. Teraz jednak wokół Grenia zbiera się grupa działaczy, która ma zamiar podjąć próbę odsunięcia Laty od władzy. I to w ciągu kilku najbliższych tygodni - bo już na styczniowym zjeździe.

Reklama

Greń był ojcem sukcesu wyborczego nowego prezesa PZPN - jako nieformalny szef jego kampanii wyborczej załatwił mu zwycięstwo w konfrontacji ze Zbigniewem Bońkiem, Zdzisławem Kręciną i Tomaszem Jagodzińskim. Był tak skuteczny w nakłanianiu do poparcia Laty, że ten wygrał wybory już w pierwszej turze.

>>>Tomaszewski: Lato sam nic nie potrafi

Dziś to już jednak historia, a obaj panowie po niespełna miesiącu urzędowania Laty jako prezesa PZPN znaleźli się po przeciwnych stronach barykady. "Co się takiego stało? Lato szedł do wyborów z konkretnym programem, który miał realizować w momencie, kiedy zostanie prezesem. Do tej pory nic nie zostało zrobione. A PZPN-owi potrzebna jest rewolucja. Gdzie są konkretne propozycje zmian do przepisów prawnych, o które upominał się minister Drzewiecki? Gdzie jest audyt finansowy, który zawsze powinien być przeprowadzony na początku urzędowania przez nowe władze?" - wylicza Greń.

Reklama

"Nie wiem, o co temu Kazikowi chodzi. Przecież w miesiąc nie da się wszystkiego zrobić. Zamiast rewolucji, prezes Lato wybrał ewolucję, czyli systematyczne zmiany. Dopiero na wiosnę będzie można dokonać pierwszych ocen jego działalności jako nowego prezesa" - mówi z kolei inny członek zarządu Witold Dawidowski.

>>>Przez 26 dni Lato nie zrobił kompletnie nic

Reklama

"Przecież poprawki do przepisów prawnych, o które upominał się minister sportu Mirosław Drzewiecki są przygotowane, biuro prawne w PZPN zaraz zostanie powołane, będzie też rzecznik prasowy. Więc czego niby nie zrobiłem?" - broni się przed zarzutami Lato. "Nie wiem o co chodzi Greniowi. Sam przecież deklarował, że żadnego stanowiska w PZPN nie chce. Więc o co teraz ma pretensje?" - dodaje zdenerwowany prezes.

Ale Greń przekonuje, że podobnie jak on myśli wielu działaczy PZPN. "Codziennie dzwonią do mnie z poparciem z całej Polski. Powiem więcej, w zarządzie też są ludzie, którzy myślą podobnie jak ja i też zawiedli się na nowym prezesie. Dawidowski nie wie o co mi chodzi? To ciekawe, bo godzinę wcześniej dzwonił do mnie i deklarował pełne poparcie. Widzi pan, to tacy ludzie. Jak był Listkiewicz, to najgłośniej krzyczał: Michał, Michał! A jak przyszło co do czego, Witek był pierwszym, który go zdradził" - mówi Greń.

Ci, co dalej stoją murem za Latą twierdzą, że szef jego kampanii wyborczej zmienił front, bo w nowym rozdaniu nie ma takich wpływów, na jakie liczył. "Kazik oczekiwał, że zostanie prawą ręką nowego prezesa i będzie pociągał za wszystkie sznurki z tylnego siedzenia. Tymczasem okazało się, że Lato bardziej polega na Piechniczku i Bugdole. No to teraz Greń chce się zemścić" - mówi DZIENNIKOWI jeden z członków obecnego zarządu PZPN.

Sam Greń przyznaje, że liczył na to, iż będzie miał zdecydowanie większy wpływ na decyzje podejmowane przez Latę. "Spodziewałem się, że zostanie stworzony zespół doradców przy nowym prezesie, który będzie opiniował pewne rozwiązania. Nic takiego się nie stało. Ciągle słyszę, że przecież minął dopiero miesiąc. Jaką mam gwarancję, że po kolejnym coś się zmieni, skoro jak do tej pory nie można było wybrać nawet rzecznika prasowego?" - twierdzi.

Do prawdziwej próby sił ma dojść na styczniowym zjeździe. Wtedy ma paść wniosek o wotum nieufności w stosunku do Laty. "No, chyba że do tego czasu polityka nowych władz związku zmieniłaby się o 180 stopni. Ale mało kto w to wierzy. Ci, co tak ślepo popierają Latę, nawet nie znają programu, z którym szedł do wyborów. Stoją za nim, bo oni są w PZPN dla samego trwania" - zaznacza Greń. Wtajemniczeni twierdzą, że w jego głowie powstał już nowy plan. Żeby doszło do zjazdu wyborczego, do dymisji musi się podać co najmniej sześciu członków zarządu - taki właśnie jest plan Grenia. Jeśli w styczniu uda się odwołać Latę, w ciągu trzech miesięcy będą musiały odbyć się nowe wybory. Tym razem Greń mógłby poprzeć... Zbigniewa Bońka. Pod warunkiem, że ten da się namówić do ponownego startu w wyborach.

"Z tego co wiem, to będzie zjazd statutowy a nie sprawozdawczo-wyborczy. Ale pożyjemy, zobaczymy. Niech pan Greń robi sobie opozycję" - mówi Lato. Jak na razie jednak Boniek twierdzi, że sprawy PZPN już go nie interesują. W tym tygodniu wybiera się jednak do Rzymu specjalna delegacja związana ze związkową opozycją, która ma namówić Bońka do zmiany zdania.