Trudno uwierzyć, że po tylu latach odchodzi pan z Legii. Żal rozstawać się z klubem, w którym spędził pan połowę piłkarskiej kariery?
Aleksandar Vuković: Staram się podchodzić do tego pozytywnie. Zawsze będę emocjonalnie związany z Legią. Nie muszę zaglądać w statystyki, żeby stwierdzić, że to najlepszy i najwspanialszy polski klub. Jestem dumny, że mogłem grać w nim przez tyle lat i zawsze chętnie będę tu wracał.
Gdzie będzie pan grał wiosną? Podobno jest pan już prawie dogadany z Iraklisem Saloniki.
Nic z tych rzeczy. W tej chwili nie ma żadnego klubu, z którym byłbym dogadany. Prowadzę negocjacje z kilkoma drużynami i szukam pracodawcy. To chyba normalne, w końcu nie zamierzam w styczniu zostać na lodzie. Na razie jadę do Belgradu, a potem do rodzinnej Banja Luki. Pójdę grać tam, gdzie dadzą mi więcej.
Kiedy w 2004 roku wracał pan do Legii z greckiego Ergotelisu, mówił pan, że żałuje odejścia z Łazienkowskiej.
Tym razem nie będę niczego żałował, nawet jeśli znowu wyjadę do Grecji i spadnę z moim nowym klubem do trzeciej ligi. Kilka lat temu kierowałem się innymi zasadami. Powinienem był zostać w Warszawie i wyjechać za granicę trochę później. Z kolei teraz chciałem dograć w Legii do końca swojej przygody z piłką. Okazało się to niemożliwe, więc zdałem sobie sprawę, że muszę odejść.
Kiedy spotkał się pan z prezesem Walterem i poprosił o rozwiązanie kontraktu?
To było w ostatnim tygodniu września. Spotkałem się z panem Walterem i poprosiłem o wcześniejsze rozwiązanie umowy. Jestem mu wdzięczny, że nie robił żadnych problemów. Pamiętam, że powiedział mi: jeśli zmienisz zdanie, drzwi zawsze są otwarte. Poczułem się wtedy doceniony.
I od września nie wahał się pan ani przez moment?
W pewnym momencie wielu ludzi zaczęło mnie namawiać na zmianę decyzji. Gdybym czuł, że sprawa jest tego warta, może zostałbym w Legii. Po rozmowie z trenerem Urbanem, jaką przeprowadziliśmy przed sezonem, postanowiłem jednak oddać opaskę kapitańską i odejść. Nie odpowiadało mi stanowisko klubu: zostań do końca sezonu, a potem może porozmawiamy.
Po siedmiu latach spędzonych w jednym klubie nie wypadało jakoś pożegnać się z fanami?
Przed meczem z Bełchatowem działacze chcieli wręczyć mi kwiaty i odpowiednio pożegnać. Zrezygnowałem z tego, bo zależało mi na zwycięstwie nad GKS, a nie żadnych uroczystościach.
Nie ma pan wrażenia, że czołowy polski klub żegna się z najbardziej zasłużonymi piłkarzami w mało elegancki sposób? Kiedy z Legii odchodzili Jacek Magiera, Tomasz Sokołowski, czy Bartosz Karwan narzekali, że czuli się mało potrzebni.
Mam swoje przemyślenia na ten temat, ale jeśli je przedstawię, mogą pojawić się zarzuty, że brakuje mi obiektywizmu. To wszystko na ten temat.
Kiedy za kilka lat przyjedzie pan na Legię, podacie sobie ręce z dyrektorem Trzeciakiem?
Oczywiście. Nawet wczoraj rano chwilę rozmawialiśmy. Nie mam mu absolutnie nic do zarzucenia. Gdyby postąpił wobec mnie nieuczciwie, na pewno bym o tym głośno powiedział. Myślę nawet, że Trzeciakowi zależało, żebym został w Legii. Pewnych rzeczy po prostu nie da się przeskoczyć.
>>>Legia jest wielka, ale jej działecze mali
Którego z trenerów Legii będzie pan wspominał najlepiej po tych siedmiu latach?
Najważniejszym trenerem był dla mnie Dragomir Okuka, który ściągnął mnie do Legii i bezsprzecznie na mnie stawiał. Kolejnych trenerów po wyjeździe z Polski będę wspominał raczej pozytywnie.
Nawet zamieszanego w aferę korupcyjną Dariusza Wdowczyka?
Kiedy zobaczyłem go w telewizji skutego kajdankami to był dla mnie prawdziwy szok. Myślę jednak, że trener Wdowczyk miał trochę pecha. Nie sądzę, żeby był najczarniejszą owcą w polskiej piłce. W pewnym momencie w tym środowisku zaczął dominować korupcyjny układ. Cieszę się, że przez cały czas byłem poza nim, a handlowanie meczami nie było w moich czasach takie powszechne.
Byłby pan zdziwiony, gdyby kogoś z obecnych pracowników Legii wezwano do wrocławskiej prokuratury?
Mam nadzieję, że nikt związany z Legią nie będzie miał takich problemów, ale stuprocentową pewność mogę mieć tylko w stosunku do siebie.