Jest pan w Iraklisie już cztery miesiące. Jakie wrażenia?

Aleksandr Vuković: Kiedy podpisywałem kontrakt zaryzykowałem, bo drużyna wcale nie była pewna utrzymania w lidze. Okazuje się, że dość oboniliśmy się przed spadkiem - na trzy kolejki przed końcem. Po czterech miesiącach w Iraklisie czuję, że jestem już częścią tej drużyny. Prawdziwym sprawdzianem będzie jednak następny sezon, który zaczniemy pod wodzą nowego trenera Olega Protasowa. To duże nazwisko w Grecji, Rosji czy na Ukrainie. Mieliśmy tu zresztą duże zamieszanie z trenerami, w tym sezonie trzykrotnie dochodziło do zmian. Na razie jestem zadowolony - pasuje mi miasto, klub jest solidny i ma swoją tradycję. Trzeba jeszcze tylko poukładać pewne sprawy organizacyjne, które w Iraklisie szwankują.

Reklama

Jakie to sprawy?

W Grecji wszystko jest "na jutro". Gdziekolwiek nie pójdziesz słyszysz: jutro, jutro, jutro. Wszystko tu toczy się w wolniejszym tempie i jest mniej poukładane niż bym chciał.

Ma pan pewne miejsce w składzie Iraklisu?

Z Polski przyjechałem na 13 kolejek przed końcem ligi i zagrałem w siedmiu meczach od początku, a w dwóch wchodziłem na zmiany. Nie ma więc powodów do narzekań, tym bardziej że do Iraklisu trafiłem prosto z wakacji. Na szczęście udało się uniknąć kontuzji, co jest niebezpieczne, kiedy zaczyna się grać z marszu. Mamy tu międzynarodowe towarzystwo - jest Wojtek Kowalewski, trzech Hiszpanów, jeden Argentyńczyk, Niemiec i chłopak z Wybrzeża Kości Słoniowej. Jestem już jednak tak dojrzałym zawodnikiem, że bez problemu aklimatyzuję się w nowym środowisku.

Mówiło się, że Kowalewski będzie musiał zmienić klub, bo popadł w konflikt z trenerem Katsavakisem. Tymczasem pierwszy wyleciał trener...

Reklama

"Gibon" ma niepodważalną pozycję w drużynie i klubie, bo jest zdecydowanie najlepszym bramkarzem Iraklisu. To raczej klub musi się martwić, czy takiego piłkarza zdoła zatrzymać na dłużej.

Ma pan kontakt z innymi Polakami grającymi w Grecji?

Często widuję się z Piotrkiem Włodarczykiem grającym w Arisie, bo mieszkamy obok siebie. Z Kubą Wawrzyniakiem widziałem się tylko przy okazji meczu naszych drużyn i chwilę porozmawialiśmy. Transfer "Wawrzyna" do Panathinaikosu był dla mnie -- tak jak dla wszystkich -- niespodzianką. Tak się jednak dzieje, gdy poważny klub decyduje się na zakup piłkarza. Nie pisze się o tym przez pół roku, tylko jak się chce gościa, to można sfinalizować umowę w ciągu jednej nocy.

Polacy chętnie zamieniają ligę polską na grecką. Jak by pan porównał ich poziom?

Olympiakos i Panathinaikos to mocne zespoły, które na pewno są lepsze od czołowych polskich drużyn. Podobnie słabsze greckie ekipy są na odrobinie wyższym poziomie niż ich odpowiedniki w Polsce. W takim Panioniosie gra Alvaro Recoba kupiony z Interu. W innych drużynach też są piłkarze, którzy robią różnicę.

Jak wypada Iraklis w porównaniu z Legią, w której spędził pan ostatnie lata?

Na pewno dużo lepiej jeśli chodzi o stadion i bazę treningową. Iraklis od pięciu lat gra na stadionie olimpijskim w Salonikach, ma także ośrodek z sześcioma boiskami i świetnym zapleczem. Pod tym względem niestety Legia nie dorównuje nawet Iraklisowi, ale jak wiadomo wkrótce się to zmieni. Piłkarsko lepsza jest na pewno Legia, aczkolwiek gdyby obie drużyny stanęły naprzeciw siebie na boisku, to "wojskowi" nie mieliby łatwo. Przypomnijmy, że dwa lata temu Iraklis jak równy z równym walczył z Wisłą o awans do fazy grupowej Pucharu UEFA i krakowianie okazali się lepsi dopiero po dogrywce.

Grecka liga jest czysta?

Przede wszystkim nikt tam nie kwapi się do tego, by wskazywać palcem winnych. Jestem pewien, że nie jest to liga bardziej uczciwa niż polska. W Polsce wszystko potrafi się jednak wyolbrzymić, z niekorzyścią dla wizerunku własnego futbolu.

Ciężko nie wyolbrzymiać, gdy taka Arka ustawia niemal wszystkie mecze sezonu...

Ale przez to, co działo się na niższych szczeblach rozgrywek, traci Ekstraklasa, która moim zdaniem jest uczciwą ligą z jednym, odbiegającym od tego wyjątkiem - organizacją sędziowską. Ja wiem, że grałem w drużynie, która nie bawiła się w sprzedawanie i kupowanie meczów.

Jak zakończyłby pan aferę korupcyjną w Polsce?

W polskiej piłce cały system przez lata podporządkowany był temu, że można oszukiwać. Trzeba więc uświadomić wszystkim, że tak dalej być nie może. Postawić grubą kreskę i powiedzieć: "panowie, od teraz winni idą siedzieć na wiele lat". To jedyne rozwiązanie w sytuacji, gdy uwikłanych w korupcję jest tak wielu ludzi. Przecież to koło, z którego trudno wyjść, a czas ucieka! Ja jestem uczciwy, ale umiem wybaczyć. Nie cieszę się z tego, że na przykład Wdowczyk został zatrzymany i skuty w kajdanki. Jestem w stanie zrozumieć, że korupcyjny system spowodował, że ci ludzie nie zdążyli się zastanowić i pomyśleć co robią. Nie podoba mi się natomiast postawa starszych piłkarzy, kiedyś reprezentantów, ale mniejsza o nazwiska, którzy teraz się mądrzą na temat korupcji, a kiedyś sami tworzyli ten system. Potrzebne są też zmiany w prawie. Polski rząd powinien wprowadzić wysokie kary za przekręty w piłce. I to jak najszybciej, bo nie można tego ciągnąć 20 lat.

Jak jest w Grecji z presją kibiców? Podobno bywa gorąco...

Kibice mają tu naprawdę dużo do powiedzenia. Grecy są szaleńcami na punkcie piłki i rzeczywiście potrafią w różny sposób zademonstrować swoje oczekiwania wobec drużyny. Naturalną rzeczą są na przykład odwiedziny na treningu - kibice przychodzą na zajęcia i wyrażają swoje pretensje do piłkarzy czy trenera. Najczęściej dzieje się to zresztą za pozwoleniem władz klubu.

Iraklis też już odwiedzili?

Tak, na trening wpadła wielka, około 100-osobowa grupa. Było dużo hałasu, ale czy coś z tego wynika? Na pewno działa to na wyobraźnię zawodników. Kiedy fani Iraklisu przyszli na trening grała akurat druga drużyna z juniorami, czyli piłkarze, którzy w ogóle nie brali udziału w ligowych meczach. Ale że byli, to akurat na nich spadły wszelkie pretensje. W tym czasie pierwsza drużyna była już w szatni po pomeczowym rozbieganiu. W Polsce takie rzeczy się nie dzieją i dobrze, bo to nie jest droga, którą idzie cywilizowany świat. Sam, gdy byłem kibicem Partizana, wielokrotnie wściekałem się na piłkarzy czy koszykarzy tego klubu. W życiu nie przeszło mi jednak przez myśl, że można iść w grupie na trening. Są inne sposoby wyrażania swojego niezadowolenia.

Na trybunach też dużo się dzieje?

Jest gorąco. Na greckich stadionach panuje "wolna amerykanka". Mecze często są przerywane, a kibice chodzą sobie po boisku. Na meczu Iraklisu też się zdarzyło, że fani postanowili sobie wyjść pochodzić i "Gibon" musiał ich wyganiać. Wychodzą na boisko ot tak - wystarczy, że im się nie spodoba kilka decyzji sędziego. Podczas derbów Salonik pomiędzy PAOK-iem i Arisem nie da rady wykonać rzutu rożnego. Strach podejść do narożnika, bo z z trybun leci masa przedmiotów. Na Arisie jeden z piłkarzy został trafiony butelką. Nie wytrzymał i odrzucił ją w trybuny, a wtedy to dopiero zrobiło się zamieszanie. Co tu dużo kryć - prawo stadionowe w Grecji nie istnieje.

Żałuje pan wyjazdu z Polski?

Na pewno nie. Wiedziałem co robię i na razie utwierdzam się w przekonaniu, że była to słuszna decyzja. Za spokojny o swój los jednak być nie mogę, bo w Grecji wszystko zmienia się w ekspresowym tempie.

A spóźnień w wypłatach nie ma? To częste w Grecji...

To niestety prawda - spóźniają się i nie płacą regularnie. Ja przeżywałem to kiedyś w Legii i nie mam problemów, by się do tego dostosować. Mogę poczekać na pieniądze.

Wystarczy panu cierpliwości? Nie lubi pan być oszukiwany.

Oczywiście, że mam limit cierpliwości, ale jest on bardzo duży. Jak się wyczerpie, to też są rozwiązania.