Samochody fabrycznych zespołów są doskonałe. Teoretycznie Hołowczyc nie ma żadnych szans w rywalizacji z Mitsubishi, Vokswagenem czy BMW. Powinien w Rajdzie Dakar przyjeżdżać na metę w drugiej dziesiątce, a tymczasem zrobił on wielka niespodziankę. Po dziwiatej pozycji na I etapie, w kolejnym był szósty, czym wzbudził podziw konkurentów i podejrzenia u komisarzy technicznych.

Reklama

"Panowie przyszli, poglądali, a że nie mieli się do czego przyczepić, to stwierdzili, że chlapacz przy kole jest krzywy, ale ich wyśmialiśmy" - opowiada Hołowczyc. "Na pewno nasz Nissan nie jest tak mocny jak auta fabryczne. Pewnie gdyby był, to walczylibyśmy o zwycięstwo, ale i tak nie mamy się czego wstydzić".

Kierowca Orlen Teamu wypowiadając te słowa zaprasza nas do kokpitu. Patrząc na mnóstwo przycisków, ekraników, wyświetlaczy łapiemy się za głowę - jak to wszystko można ogarnąć. Okazuje się, że Hołowczyc ze swoim pilotem Jeanem-Markiem Fortinem świetnie dają sobie radę w „kosmicznym” samochodzie. „Hołek” opisuje nam wszystko, pokazując np. jak ustawia się stałą prędkość, by na odcinkach dojazdowych się nie męczyć. Wskazuje, którym przyciskiem uruchamia się hydrauliczne podnośniki unoszące samochód w ułamku sekundy i co wyświetla się na elektronicznych ekranach - pisze DZIENNIK.

>>>Rajd Dakar 2009 - zobacz, jak idzie Polakom

"Na tym" - pokazuje jeden z nich - "mamy GPS. Kolorowy. Pierwsi wprowadziliśmy taki wyświetlacz i niewielu kierowców do dziś ma podobny. Ale kolory nie są najważniejsze. Gdyby nie Jean-Marc, który jest pilotem doskonałym, nic by mi nie pomogły te wszystkie rzeczy. To dzięki jego świetnej nawigacji na drugim etapie byliśmy tak wysoko. Gdy wielu kierowców zgubiło drogę, on świetnie ją odnajdywał".

Do końca Rajdu Dakar jeszcze wiele etapów, ale jeśli komputer pokładowy i pilot nie zawiodą naszego kierowcy, to z pewnością jeszcze nie raz Nissan Navara polsko-belgijskiej załogi znajdzie się przed teoretycznie szybszymi rywalami.