Powodem jest decyzja sędziego po upadku Emila Sajfutdinowa, który zdaniem Pedersena specjalnie położył motocykl przy pierwszym kontakcie, aby go wykluczyć. "W żadnym wypadku to nie ja powinienem zostać wykluczony. Sędzia podejmując decyzję wyraźnie nie oglądał telewizyjnej powtórki" - uważa broniący tytułu mistrza świata Pedersen.

Reklama

Duńczyk przypomniał, że podobna sytuacja wydarzyła się podczas Grand Prix w Lesznie i właśnie upadek Sajfudtinowa go wtedy wykluczył.

>>>Młodzieniec lepszy od starych lisów

"Sędziowie traktują mnie stronniczo i dlatego stwierdzam, że tej sytuacji nie ma sensu się starać, walczyć i w dodatku wykładać dużych pieniędzy, aby w najważniejszym momencie zostawać wykluczonym z zawodów. Biorę pod uwagę bojkot turnieju w Kopenhadze. Wolę pojechać na wakacje niż się denerwować następnym występem. Muszę zareagować dla dobra tego sportu i być może zbojkotowanie wielkiej imprezy obudzi wreszcie sędziów i organizatorów całego cyklu" - powiedział Pedersen duńskiemu dziennikowi "Ekstrabladet".

Duńskie media skomentowały, że "Nicki został w Goeteborgu okradziony". Trener reprezentacji Danii Jan Staechman określił zdarzenie jako "kradzież w biały dzień".

Pedersen porównał żużel do wyścigów F1. "W F1 są duże pieniądze, a za nimi stoją silne zespoły fabryczne, których głos się liczy i dlatego protesty są dokładnie rozważane i decyzje często zmieniane. W żużlu taka sytuacja nie istnieje i o wszystkim może decydować jeden sędzia, od którego błędnej decyzji może zależeć nawet mistrzostwo świata. Żużel pomimo ogromnego rozwoju w ostatnich latach jak widać pozostał dalej chłopskim sportem" - podkreślił Pedersen.