A za tydzień Jastrzębski Węgiel zmierzy się z BOT Skrą Bełchatów. W tym spotkaniu na parkiecie może się pojawić aż sześciu medalistów niedawnych mistrzostw świata w Japonii i jeszcze dwunastu innych zawodników, którzy mają za sobą występy w reprezentacjach swoich krajów! To pokazuje, jak silną ligą będzie w tym sezonie PLS i jak wielkie emocje czekają kibiców, którzy na pomundialowej fali popularności siatkówki przyjdą do hal. Dwa mecze z każdej kolejki będzie też transmitować TV 4 i Polsat Sport. Emocji na pewno nie zabraknie, bo jeszcze nigdy liga nie była tak wyrównana i nie miała aż czterech faworytów, których budżety przekraczają milion euro. Nigdy wcześniej na stołku sędziowskim nie stała także kobieta – Katarzyna Sokół poprowadzi już dzisiejsze spotkanie Delecty z Jastrzębskim Węglem.



"PLS będzie w tym sezonie jedną z trzech najsilniejszych lig na świecie" - stwierdził prezes Polskiego Związku Piłki Siatkowej Mirosław Przedpełski po powrocie z mistrzostw świata w Japonii. Trochę przesadził. Polską Ligę Siatkówki uznać można najwyżej za trzecią na Starym Kontynencie, bo do Włoch i Rosji jest nam jednak jeszcze daleko.



W Polsce zagra w tym sezonie aż 25 obcokrajowców i nie są to wcale Rosjanie lub Czesi i Słowacy drugiego sortu. Aż 11 z nich brało udział w japońskim mundialu, a to o czymś świadczy. Pozostali też powinni być wiodącymi postaciami w swoich drużynach. Czasy, w których zawodnika z zagranicy ściągało się tylko ze względu na małe wymagania, dawno już minęły. Teraz obcokrajowiec musi być gwiazdą.

Nawet reprezentanci mogą nie mieć pewnego miejsca w podstawowym składzie. W BOT Skrze Bełchatów zaledwie rezerwowym jest bardzo solidny Kanadyjczyk Dan Lewis. W Jastrzębskim Węglu, gdy wszyscy będą zdrowi, może brakować na parkiecie miejsca dla Igora Yudina. Australijczyk przyjechał do Polski za własne pieniądze, ale testy wypadły tak dobrze, że szybko podpisał kontrakt i teraz będzie walczył o złoty medal, bo taki właśnie jest cel jastrzębian.



Wicemistrz kraju stracił wprawdzie Plamena Konstantinowa, którego skusiło 500 tysięcy euro zaproponowane przez Gazprom Surgut, ale skład ma równie imponujący jak szacowany na sześć milionów złotych budżet. Tyle samo pieniędzy przeznaczył na obecny sezon mistrz z Bełchatowa, niewiele mniej olsztynianie i częstochowianie. To pokazuje, że choć daleko nam jeszcze do krezusów zza wschodniej granicy, w polskiej siatkówce krążą coraz większe pieniądze. Nawet budżety beniaminików szacuje się na dwa miliony. To taka dolna granica przyzwoitości.



"Nie ma kadry bez klubów, nie ma klubów bez reprezentacji" - podkreśla prezes PLS Artur Popko. Sukces w Japonii powinien wzmóc zainteresowanie ligą. Nawet kibice w Warszawie, która uważana jest za bardzo trudne miasto dla siatkówki, ludzie powinni chętniej teraz chodzić do hali. Okazją będzie nie tylko przyjazd medalistów mistrzostw świata (w PLS gra dziewięciu Polaków, mających za sobą mundialowy sukces i jeden brązowy medalista, Bułgar Jewgienij Iwanow), ale też kandydatów do gry w reprezentacji. Poza tym Politechnika po kilku słabszych sezonach marzy po cichu o awansie do czołowej czwórki.



"Zapowiada się najbardziej wyrównany sezon w historii. Będą zdarzały się niespodzianki, a czwórka najsilniejszych klubów wcale nie musi gładko wygrywać. Będzie wiele świetnych meczów, tym bardziej że nie ma już w PLS chłopców do bicia. Każdy zespół wiele potrafi" - mówi Popko.



O wzrost poziomu zadbają także zagraniczni trenerzy: Argentyńczyk Daniel Castellani, który już pokazuje, prowadząc BOT Skrę w Lidze Mistrzów, że świetnie zna swój fach, oraz Holender Harry Brooking, który poprowadzi do boju amerykański zaciąg w Częstochowie. Udowodnić, że polska myśl trenerska nie jest gorsza, spróbują przede wszystkim Ryszard Bosek (Jastrzębski Węgiel pozyskał wracającego z Włoch Dawida Murka) i Ireneusz Mazur, który przez ostatnie dwa lata zdobywał mistrzostwo ze Skrą, a teraz jest szkoleniowcem PZU AZS Olsztyn.



Panie i panowie, walkę o mistrzostwo Polski czas zacząć. Przed nami ekscytujące sześć miesięcy, w których wszystko zdarzyć się może.