Rafał Kazimierczak:Co jest w boksie ważniejsze: tytuły mistrzowskie czy pieniądze?
Tomasz Adamek: W Polsce jest taka mentalność: pas, champion, prestiż. Ok, ale w Ameryce pas to jedna sprawa, a pieniądze druga. Liczy się przede wszystkim to, z kim i za ile walczysz.

Pan znowu będzie walczył z rywalem mało znanym za niewielkie pieniądze.

Nie ukrywam, że Dawson nie jest moim wymarzonym rywalem i nie za bardzo chcę z nim walczyć. Ale on jest pierwszy na liście pretendentów do tytułu, więc w dziewięć miesięcy i tak musiałbym z nim walczyć. Nie chciałem bezczynnie siedzieć w domu, bo wiem, że tak długie przerwy nie są dobre.

Andrzej Gołota przed walką z Lamonem Brewsterem też mówił, że nie chce tej walki. Teraz twierdzi, że przegrał, bo zlekceważył Brewstera. Pan nie zlekceważy Dawsona?

Nie ma mowy! Boks to za ciężki sport, żeby kogoś lekceważyć. Czasami przeciętny zawodnik może bardziej poturbować niż wielki mistrz. Nie wierzę, że Andrzej zlekceważył Brewstera. Widziałem, jak ciężko trenował. Brewster go zaskoczył, a wiadomo, że Andrzej nie jest dobry w obronie. Dla mnie walka z Dawsonem jest ważna, bo odbędzie się w Ameryce i zostanie pokazana w telewizji.

Pan ma w tej walce więcej do stracenia.
Nie miałem wyboru. Dawsona chciała telewizja. Innych rywali nie chciała. Don King robił problemy, Glennowi Johnsonowi zaproponował tylko 50 tysięcy dolarów.

Johnson i inne gwiazdy nie chcą współpracować z Kingiem.

Wiadomo, że na mojej walce z kimś znanym King zarobiłby więcej. Ale on żąda, by w razie mojej porażki zostać współpromotorem kolejnych walk, np. Johnsona. A Glenn czy Roy Jones nie chcą o tym słyszeć. To milionerzy i mają Kinga w nosie. Ja muszę z nim współpracować do wygaśnięcia kontraktu, czyli jeszcze 2,5 roku.

Jak się rozmawia z Kingiem?
Tym razem powtarza, że mam szczęście, bo z Dawsonem będę walczył przed Super Bowl, czyli największym sportowym wydarzeniem Ameryki. On zawsze bajeruje.

Wierzy pan Kingowi?

Wierzę Bogu. Kingowi nie za bardzo. Gdyby nie mój prawnik Pat English byłoby mi o wiele ciężej. Na szczęście jest coraz lepiej. King wreszcie zaczyna z nami normalnie współpracować. Na walkę z Dawsonem dostaliśmy prawa telewizyjne na Polskę. King już wie, że jeśli pokonam Dawsona, moja kolejna walka będzie w Polsce. Glenn Johnson przyjedzie za 250 tysięcy dolarów. Nawet za dwie stówki przyjedzie.

Pan dostanie więcej od Johnsona?
Na pewno więcej.

Dawson jest mańkutem. Jak przygotowuje się pan do walki z takim rywalem?

Zaraz po świętach rozpocząłem sparingi z synem mojego trenera, Buddy'ego McGirta, też mańkutem. W tym tygodniu przyjadą do nas profesjonalni sparingpartnerzy, oczywiście wszyscy leworęczni. Z mańkutami walczyłem wiele razy. To nie jest duże utrudnienie, chociaż 70 procent bokserów jest praworęczna. Przestawiam się, będę przygotowany na to, że petarda może nadlecieć z innej strony. Przez cztery tygodnie, które zostały do walki, będę nad tym pracował. Nawet podczas walki z cieniem ćwiczę pod mańkuta.

Dawson zapowiedział, że przegryzie pana na pół.
Słucham tego lewym uchem, wypuszczam prawym. W Ameryce każdy bokser jest mocny w gębie. To są marketingowe zagrywki. Może Dawson chce, żebym się go wystraszył. Ale ja boję się tylko Boga. I trochę żony. Dawsonowi mogę poradzić, żeby bardzo ciężko potrenował przed naszą walką. Przekona się, ze Adamek mocno bije.

On twierdzi, że nie ma pan uderzenia.
Bardzo się myli. Ja zrobię swoje, tak jak w walkach z Paulem Briggsem. Paul kilka razy utrzymał się po ciosach, po których powinien paść na deski. Byłem dla niego pełen podziwu. Briggs jest twardzielem.

A Dawson?
Niewiele o nim wiem. Oglądałem dwie jego walki. Wysoki chłopak. Piszą, że o trzy, a nawet cztery centymetry wyższy ode mnie. Zobaczymy, jak stanie obok. W Ameryce często naciągają takie sprawy. Chudy, nie przypakowany. Ale nie chcę mówić, że nie ma siły, bo w ringu może się okazać, że bije bardzo mocno.
Podobnie jak ja nie przegrał jeszcze walki, więc na pewno dużo umie. I bardzo dobrze. Ja nie chcę łatwych walk. W Ameryce nazwisko można sobie wyrobić tylko ciężkimi pojedynkami.

Jaki ma pan plan na tę walkę?
Atak, bo większość mańkutów nie lubi, kiedy się ich atakuje. Gubią się w obronie. A ja lubię atakować.

Nie nudzi się panu na Florydzie samemu, bez rodziny i przyjaciół?
Nudzi, bo na Florydzie nie ma co robić. Tylko treningi, spanie, internet, telefony do domu. I tak w kółko. Mieszkam w hotelu przy plaży. Na szczęście jest ciepło, prawie 30 stopni. Gdyby nie treningi, czułbym się jak na wakacjach.

Wyciągnął pan wnioski z walk z Briggsem, w których zebrał pan bardzo dużo ciosów?

Briggs za często mnie trafiał. Miałem za to do siebie pretensje, bo nie lubię przyjmować ciosów. Niektórzy mówią, że moja walka z Ullrichem była fajna, bo w ogóle nie dostałem. Ale w pojedynku z Briggsem tempo było większe, tak samo częstotliwość ciosów.

W drugiej walce z Briggsem leżał pan już w pierwszej rundzie, a mimo to obronił pan tytuł.
Mam mocną psychikę. To dar od Boga. Wiedziałem, że muszę wstać i walczyć dalej. Ja nigdy nie pękam.

Jest pan najlepszym polskim pięściarzem?
Nie chcę tak mówić. Jestem chłopakiem z Gilowic, który został mistrzem świata. Wiem, że coś już w życiu osiągnąłem. Najwięcej z Polaków, bo nikt z naszych nigdy nie zdobył tytułu w Ameryce. Ale ja chcę więcej.