Wyłanianie szefa FIFA i UEFA nie różni się niczym od wyborów, jakich dokonuje polski Sejm. O sukcesie kandydata decyduje przede wszystkim polityka, a nie merytoryczne kryteria. Nowy prezydent urzędowanie zacznie od spełnienia obietnic złożonych członkom, którzy zdecydowali o jego triumfie. I nie mówimy tu o obietnicach składanych w świetle telewizyjnych kamer, a o tych zakulisowych. W tym momencie najważniejszych dla Polski.
Do rywalizacji stanęli Lennart Johansson i Michel Platini. Obu nie trzeba przedstawiać. Szwed jest szefem UEFA od 17 lat i właśnie ubiega się o piątą kadencję. Platini to była gwiazda europejskich boisk, człowiek, który uznał, że dojrzał do najpoważniejszych wyzwań. Obaj mogą liczyć na sporo głosów, szanse są wyrównane. W Düsseldorfie spodziewana jest najbardziej zacięta walka o posadę prezydenta UEFA od 17 lat.

Powszechnie uważa się, że UEFA jest obecnie podzielona na trzy obozy. Pierwszy, pro-Johanssonowski, stanowią kraje skandynawskie, brytyjskie i Włosi. Przeciwni obecnemu szefowi będą Francja i Niemcy, które to kraje od lat uważane są za głównych sojuszników Josepha Blattera. A ten, kto jest za prezydentem FIFA, jest przeciwko prezydentowi UEFA. Tu podział polityczny i podział głosów będzie więc jasny.
Trzecim istotnym blokiem są kraje środkowo-wschodniej Europy. Zazwyczaj głosują one dość zgodnie, choć i tam istnieją frakcje pro- i anty-Blatterowskie. Tu jednak osoba szefa FIFA będzie miała mniejsze znaczenie, bo popierany przez niego Platini obiecał dać większe prawa (czytaj: więcej pieniędzy) federacjom z krajów mniej się liczących i do maksimum ograniczyć działalność grupy G 14, zrzeszającej najbogatsze kluby świata.

"Prezydent FIFA nie powinien popierać żadnego z kandydatów, to skandal" - grzmiał jeszcze niedawno Johansson. "Nikogo nie popieram. Ja tylko powiedziałem, że moja sympatia jest po stronie Michela Platiniego, który od 1998 do 2002 roku był moim doradcą i z którym blisko współpracuję" - z uśmiechem odpowiada Blatter, a spokojnemu na co dzień Szwedowi zaczynają puszczać nerwy. Od czasów objęcia funkcji w UEFA jego pozycja nigdy jeszcze nie była tak słaba. I nigdy tak bardzo nie groziła mu porażka. Nawet on wolał, by zamiast niego kandydował Adam Crozier, dyrektor wykonawczy angielskiej FA. Ten jednak nawet nie zgłosił się do wyborów. Wycofał się też Franz Beckenbauer, pod którego kątem wybrano nawet gospodarza kongresu, niemiecki Düsseldorf. W tej sytuacji 77-letni Johansson sam musiał stanąć do walki.

"Powiedział, że nie będzie ubiegał się o reelekcję, ale gdy usłyszał, że ja startuję, zaczął szukać kogoś, kto stanie przeciwko mnie" - mówi Platini. "Wreszcie sam stanął do wyścigu. Nie wiem, dlaczego we mnie nie wierzy. Nazwał mnie rewolucjonistą, a potem powiedział, że w moim programie nie ma nic ciekawego. Słucham, jak Johansson kpi z mojej przeszłości jako piłkarza i mam wrażenie, że wraca stary reżim. Słuchając go, miałem wrażenie, że są dwie grupy. Pierwsza to ci, którzy mają wszystkie prawa, drudzy to ci, którzy mają słuchać, wykonywać i siedzieć cicho" - tłumaczy były piłkarz reprezentacji Francji.

Liga Mistrzów według Platiniego powinna być bardziej dostępna dla mniejszych krajów. Francuz chce skończyć jej z elitarnością, ograniczyć liczbę klubów z Anglii, Niemiec, Hiszpanii, dać szansę mniejszym. Uważa, że Niemcy muszą czasem grać na Malcie lub w Luksemburgu, by była równość. Tym zdobędzie dużo głosów.

W skład delegacji PZPN na kongres wchodzą Michał Listkiewicz, Eugeniusz Kolator i Ryszard Czarnecki. Można się spodziewać, że Polska poprze Platiniego. Francuz będzie przeciwwagą dla silnych federacji i dla G 14. Przy wyborze organizatora Euro będzie pewnie prowłoski, ale dla polskich klubów to lepszy wybór.

Platini chce, by małe kluby były w stanie zatrzymać swoich najlepszych młodych zawodników, chce kontynuacji wymyślonego z Blatterem hasła „Futbol dla każdego, każdy dla futbolu”, czyli końca elitarnych rozgrywek. Mniejsze obietnice (czterech sędziów liniowych, walka z rasizmem) są mniej istotne. Tak jak mało istotna jest opinia Johanssona, który zapowiada wprowadzenie salary cap, czyli ograniczeń zarobków.

Dla Polski najważniejsze jest to, że Platini lepiej dla nas rokuje. Gdyby nie nasze poparcie dla Francuza, Blatter już zawiesiłby Polskę jako członka FIFA. Na razie nasz głos zbyt wiele znaczy.


Zacięta walka o 52 głosy:

W piątkowym głosowaniu udział wezmą wszyscy członkowie UEFA. Jest ich dokładnie 52, a każda federacja dysponuje jednym głosem, który w tajnym głosowaniu oddaje szef delegacji (w przypadku Polski będzie to Michał Listkiewicz). Głos wielkiego kraju, ważnego na piłkarskiej mapie (np. Włochy, Hiszpania), znaczy dokładnie tyle samo co głos maluczkich (Andora, Kazachstan). Johansson wie o tym doskonale, bo wybory wygrywał już czterokrotnie. Pierwszy raz zasiadł na fotelu prezydenta UEFA w kwietniu 1990 roku po wygraniu starcia z Freddy'm Rumo ze Szwajcarii. Podczas kongresu na Malcie Szwed dostał 20 głosów (Rumo 15) i zastąpił na tym stanowisku Jacquesa Georgesa. Kolejne trzy głosowania Johansson wygrywał już z ogromną przewagą. Platini to pierwszy poważny rywal, z jakim przyjdzie mu walczyć.

Johansson w ostatnich 17 latach doznał tylko jednej porażki - w 1998 roku stanął do walki o fotel prezydenta FIFA, ale okazał się słabszy od obecnego szefa światowej federacji, Josepha Blattera. Właśnie dlatego Blatter wspiera jak może Platiniego