Do Gilewskiego zadzwonił dziennikarz "Gazety Krakowskiej". Spytał wprost o przesłuchania, bo wszyscy wiedzą, że nazwisko sędziego pojawiło się w zeznaniach podejrzanych o handlowanie meczami. Arbiter się oburzył. "Nie byłem przesłuchiwany przed żadnym Wydziałem Dyscypliny. Rozmawiałem tylko z jego szefem mecenasem Michałem Tomczakiem. Składaliśmy sobie świąteczne życzenia" - rzucił wściekły.

Reklama

Tymczasem okazuje się, że musiał składać zeznania. "Przesłuchanie było latem. Pan sędzia zaprzeczył jakimkolwiek związkom z korupcją. Tak jak przesłuchiwany tego samego dnia sędzia Marek M. i jeszcze jeden sędzia" - wyjaśnił Robert Zawłocki z Wydziału Dyscypliny PZPN.

Kilka dni temu okazało się, że Grzegorz Gilewski kilkanaście razy rozmawiał z Ryszardem F. pseudonim Fryzjer, którego uważa się za ojca chrzestnego mafii w polskiej piłce. "Rozmawianie z kimś przez telefon nie jest jeszcze wykroczeniem. Przypomnę, że te billingi dotyczą długiego okresu. W tym czasie kontaktowaliśmy się może osiem, dziesięć razy. Kiedy odnosiłem sukcesy na arenie międzynarodowej, pan Ryszard miał zwyczaj dzwonić do mnie z gratulacjami. Czasem składał też życzenia..." - powiedział Gilewski w rozmowie z "Przeglądem Sportowym".