Zagłębie Lubin, ani Widzew Łódź nie zostały w czwartek zdegradowane do drugiej ligi. Na razie odwlekły decyzję o tydzień. Wydział Dyscypliny PZPN, pod przewodnictwem mecenasa Michała Tomczaka, zgodził się na trwającą siedem dni przerwę w obradach.
Oba kluby złożyły piśmienne wnioski o dobrowolnym poddaniu się karze, co już jest nowością, jeżeli chodzi o walkę z korupcją w polskiej piłce. "Dotychczas kluby szły w zaparte. Mówiły, że nic o korupcji nie wiedzą. Że brali wszyscy, a całemu złu winien jest PZPN" - mówił Tomczak. "Dziś nikt nie kwestionuje zebranego materiału dowodowego i jest wyraźna chęć oczyszczenia się oraz poddania karze" - dodaje.
Problem w tym, że Wydział i kluby mają zupełnie inne wyobrażenie tego jak owa kara powinna wyglądać. Punktem wyjścia na pewno jest degradacja do niższej klasy rozgrywkowej, a także ujemne punkty i grzywna finansowa. Wydaje się, że przedstawiciele obu klubów robią wszystko, by uniknąć degradacji. Przez te siedem dni, o które zostało odroczone wydanie wyroku, kluby mają się zastanowić nad karą, złożyć swoje propozycje i - jak to określił Tomczak - spotkać się w połowie drogi z propozycją, którą ustali PZPN - pisze DZIENNIK.
Prezes Zagłębia Lubin Robert Pietryszyn do wczoraj nie chciał nawet słyszeć o dobrowolonym poddaniu się karze. "Dopiero w czwartek po raz pierwszy mogłem zobaczyć co jest w dokumentach przesłanych z prokuratury" - mówił na konferencji prasowej. "I niewątpliwie coś jest na rzeczy. Zagłębie chce walczyć z korupcją i widzimy potrzebę oczyszcznia. Kary na pewno nie unikniemy, chcemy jednak by była ona adekwatna do popełnionych przez klub czynów" - tłumaczył.
Prezes nie chciał jednak powiedzieć, jaka według niego pokuta byłaby adekwatna: "Ustaliliśmy z przedstawicielami Wydziału, że nie będziemy publicznie o tym mówić" - uciął sprawę.
Mecenas Tomczak nie ukrywał, że postawa obu oskarżonych klubów robi na nim bardzo pozytywne wrażenie. "Są to dwa bardzo sensownie i nowocześnie budowane kluby. Mają jednak za sobą dramatyczną przeszłość korupcyjną" - mówił szef WD. "I muszą zostać surowo ukarane. Bierzemy jednak pod uwagę to, że w obu przypadkach nastąpiło oczyszczenie, że ci ludzie, którzy byli odpowiedzialni za korupcję już dawano w żadnym z podmiotów nie pracują, że obaj prezesi chcą współpracować z Wydziałem, że nie kwestionują materiału dowodowego" - dodał.
Faktycznie, ani w Lubinie, ani Łodzi osobników odpowiedzialnych za dawne grzechy już nie ma - co zresztą do niedawna było główną linią obrony Zagłębia. W Widzewie nastąpiła zmiana właściciela. Od Wojciecha Szymańskiego akcje klubu odkupił Sylwester Cacek. Teraz nie ukrywa, że czuje się oszukany: "Mam wielkie pretensje do pana Szymańskiego" - mówił Cacek. "Gdy przejmowałem klub nie było mowy o tym, że Widzew uczestniczył w korupcyjnym procederze. Zwyczajnie zostało to zatajone. Nie miałem niestety nawet możliwości, by sprawdzić to na własną rękę, gdyż w sierpniu o tych faktach nie miała pojęcia nawet prokuratura" - żalił się Cacek.
Cacek nie wyklucza możliwośći, że pozwie byłego właściciela do sądu. "Jeżeli zaistnieje możliwość pociągnięcia go do odpowiedzialności, to poważnie się nad tym zastanowię" - kategorycznie stwierdził właściciel Widzewa, przy okazji dodaje jednak, że nie zamierza rezygnować z finansowania łodzkiego klubu. "Nie po to kupowałem akcje, by się teraz na gwałt ich pozbywać" - tłumaczył.
W materiałach z prokuratury Widzew oskarża się o kupienie 12 meczów. Zagłębie ma zostać pociągnięte do odpowiedzialności za 9 kupionych spotkań. Jak tłumaczy jednak Tomczak, nie ilość będzie brana pod uwagę przy wyznaczaniu ostatecznej kary, a jakość. "Widzew w tamtym sezonie (2004/05) nic szczególnego nie osiągnął. Zagłębie z kolei wywlaczyło awans do ekstraklasy" - wyjaśnia.
Przedstawiciele mistrza Polski także dlatego nie zgodzili się wczoraj na karę proponowaną przez Wydział Dyscypliny, bo ich zdaniem materiał dowodowy posiada jednak pewne luki. "Tak naprawdę tylko cztery kupione mecze są dobrze udokumentowane" - mówił DZIENNIKOWI anonimowo jeden z członków lubińskiej delegacji.
"Na pewno wykonaliśmy wielki krok do przodu" - podsumowywał zadowolony Tomczak. "Wszystkie strony zgadzają się co do tego, że kara musi zostać nałożona. Teraz konieczne jest wypracowanie kompromisu. Choć w dalszym ciągu możliwe są jeszcze wszystkie scenariusze. Także taki, że się nie dogadamy i wejdziemy w spór" - przyznał.
Ostatni rozdział ma nastąpić w przyszły czwartek. Tak naprawdę jest jednak wątpliwe, by klubom udało się wykpić jedynie karą finansową i ujemnymi punktami. No chyba, że tych punktów zostanie odjętych trzydzieści lub więcej. Ale przecież w takim przypadku to także oznacza niemal pewny spadek.