"Dostaliśmy do wglądu jakieś wydruki komputerowe. To zwykłe teksty, bez jakichkolwiek pieczątek i podpisów świadczących, że pochodzą z prokuratury! Każdy mógł coś takiego napisać, nawet zbierając do kupy artykuły prasowe, jakie ukazywały się w prasie w ostatnich tygodniach" - wścieka się Robert Pietryszyn.

Reklama

Lubinianie i ich prawnicy podważają też sens karania klubu degradacją. Ich zdaniem to zbyt surowa sankcja. "Arka ustawiła ponad 40 spotkań, a w kupowanie meczów dla tej drużyny byli zamieszani niemal wszyscy, od sekretarki po prezesa. I drużyna z Gdyni wyleciała tylko do drugiej ligi. Dlaczego mamy być karani równie dotkliwie, skoro u nas miało być ustawionych kilkakrotnie mniej spotkań? Nasz były prezes Jerzy F. przyznał się tylko do czterech meczów, na dodatek ustawiał te spotkania chyba ze swoich pieniędzy. Zrobiłem audyt w klubie i nie znalazłem dowodów świadczących, że wyprowadzał z klubu pieniądze na łapówki dla sędziów" - dodaje Pietryszyn.

Szef Zagłębia przyjeżdża dziś do PZPN w Warszawie w bardzo bojowym nastroju, bo wie, że to prawdopodobnie jego ostatnia poważna bitwa. Chce dać się zapamiętać kibicom z Lubina jako prezes walczący o klub. "Wiem, że moje dni są policzone" - przyznaje w rozmowie z "Faktem" Pietryszyn.

W KGHM, który jest właścicielem klubu, rusza personalna karuzela. Od władzy w kombinacie odsuwani są ludzie związani z PiS, a do takich on również należy. Co prawda z pensją zaledwie 9 tys. złotych netto szef Zagłębia jest najsłabiej opłacanym prezesem ze wszystkich spółek należących do KGHM, ale jego posada jest wręcz wymarzona dla młodych, mało doświadczonych menedżerów.

Reklama

Faworytem do objęcia posady po Pietryszynie jest mało znany poza Lubinem, a związany z PO Paweł Jeż, syn byłego lokalnego partyjnego funkcjonariusza PZPR. To prawdopodobnie on będzie musiał za kilka tygodni rozmawiać z piłkarzami, którzy będą chcieli odejść z Zagłębia.

Nie jest bowiem tajemnicą, że tacy gracze jak: Maciej Iwański, Michał Golińsk, Wojciech Łobodziński, Manuel Arboleda, czy Grzegorz Bartczak nie będą chcieli grać w drugiej lidze.

Żaden lubiński zawodnik nie ma klauzuli o automatycznym rozwiązaniu umowy w wypadku degradacji, ale większość ma wpisane kwoty odstępnego. Najwięcej trzeba zapłacić za wykupienie "Iwana" i "Goliny" - po 700 tysięcy euro.