Ktoś może się oburzyć - jak to "ekstraklasa okaleczona"? Raczej uzdrowiona! Może i tak, może na tę gangrenę nie było innego lekarstwa, może rzeczywiście trzeba było amputować chore kończyny. Ale to nie zmienia faktu, że sami właśnie tworzymy ligę kaleką. I jeśli z siekierką będziemy biegać dalej, jest całkiem możliwe, że cofniemy nasz klubowy futbol do ery kamienia łupanego - do stadionów bez krzesełek, bez sztucznego oświetlenia, bez prawdziwych boisk i zaplecza.

Reklama

Po prostu może nam zabraknąć klubów, spełniających licencyjne wymagania. Będziemy łatać dziury czym popadnie, zwykłym kitem, kolejnymi Poloniami Bytom. To smutna konsekwencja robienia porządków - pisze DZIENNIK.

Wielu słowom "Fryzjera" nie wierzę, ale gdy mówi, iż nie było w Polsce klubu, który nie miałby absolutnie nic wspólnego z korupcją - to wierzę mu w stu procentach. Dlatego powinniśmy walczyć z korupcją ze wszystkimi tego konsekwencjami. Z przykrą świadomością, że może się zdarzyć, iż o mistrzostwo będą rywalizować prowincjonalne kluby, bo cała futbolowa śmietanka gzić się będzie gdzieś szczebel niżej. Albo że tytuły zgarniać będą nie ci najuczciwsi, ale najsprytniejsi - ci, których złapać się za rękę nie udało, bo akurat ustawiając mecze korzystali z usług kogo innego niż "Fryzjer" lub też w ogóle robili to własnymi siłami.

Karząc jednego uczestnika tej ligi oszustów, windujemu innego. Na degradacji klubu A, zyskuje klub B - byłbym wyjątkowo naiwny sądząc, że w górę idzie uczciwszy. Dla mnie wszyscy są tacy identyczni - przez lata, przez całe dekady wiedzieli o wszystkich machlojkach. Raz sami potrzebowali pomocy, raz pomoc oferowali. No i stara rynkowa zasada - taniej kupić, drożej sprzedać. Że jestem niesprawiedliwy? Jakoś nie przypominam sobie, by którykolwiek klub głośno mówił o korupcji. By którykolwiek próbował złamać tę omertę.

Ale tak - choć mam świadomość, że dziś wyłapywanie piłkarskich przestępców bardziej przypomina losowanie, rosyjską ruletkę, na kogo wypadnie, na tego bęc - to zgadzam się, że degradować trzeba. Że i Zagłębie, i Widzew spuszone z ekstraklasy być musiały. Dla przestrogi, dla przykładu i za rzeczywiste, udokumentowane przestępstwa. Jednak równocześnie, żal mi niektórych ludzi - czym zawinił Szymon Pawłowski, zdolny chłopak z Lubina, mający na utrzymaniu siostrę, że kilka lat temu Lubin ustawiał mecze?

A teraz musi - w imię nie swoich win - zrobić dramatyczny krok wstecz, z zaplecza reprezentacji Polski cofnąć się do drugiej ligi. Czym zawinili młodzi kadrowicze z Widzewa? A czym Rafał Ulatowski, zdolny młody trener? To tylko przykłady. W kwestii odpowiedzialności klubowej, wyroki Wydziału Dyscypliny PZPN są sprawiedliwie, ale w kwestii odpowiedzialności personalnej - już zupełnie nie.

Dlatego do PZPN, przyklaskując degradacji klubów, mam też duże pretensje - dlaczego ściga tylko firmy, w których ukrywali się przestępcy, a nie samych przestępców? Czemu można było ukarać kilka klubów, ale ani jednego piłkarza czy trenera? Czemu nikogo nie zdyskwalifikowano dożywotnio? To byłaby prawdziwa walka z korupcją, wypalanie jej żelazem, a nie teatralne gesty. Bo dziś wszystko sprowadza się do tego, że ci, którzy nabroili na północy, przenoszą się na południe. I na odwrót - sugeruje DZIENNIK.

Reklama

Trwa migracja bezkarnych, uśmiechniętych złodziejaszków. Jedynymi ludźmi, którzy na skutek afery korupcyjnej naprawdę obrywają po uszach, są ci, którzy nie mieli z nią nic wspólnego - lub przynajmniej nie maczali rąk akurat w tym, za co zostają ukarani. Przychodzą do klubu w miejsce przestępców i trafiają do futbolowego aresztu jakby w zastępstwie. Że nie ma kogo żałować? W samym Zagłębiu i Widzewie jest przecież blisko dziesięciu zawodników, którzy w poprzednim roku zagrali w reprezentacji Polski, a którzy ani w Lubinie, ani w Łodzi nie grali, gdy dochodziło do korupcji.

Tak dochodzimy do mojej pretensji numer dwa - wydaje mi się całkiem naturalne, że PZPN powinien pozwolić każdemu piłkarzowi, którzy przyszedł do Zagłębia lub Widzewa już po erze swobodnego kupczenia meczami, odejść z klubu. Wiem, że dziś piłkarze to niewolnicy, ale jest chyba jakaś granica, której przekraczać nie wolno. Kariera jest zbyt krótka, by wymuszać na kimś grę w drugiej lidze, co najmniej przez rok, a może i dłużej. Skoro już zawodnicy mają cierpieć za nie swoje grzechy, to czy muszą cierpieć podwójnie?

Niestety, nikt nie myśli o losie kilku piłkarzy, o ich jak nie złamanych, to chociaż przetrąconych karierach. Oni przecież na Zjeździe PZPN rąk podnosić nie będą, skandować "Mi-chał, Mi-chał" też raczej nie mają zamiaru...