"W poniedziałek rano mam spotkanie z agentem Jacka Krzynówka. Mamy coraz mniej czasu, ale nie poddajemy się. Jeżeli nie uda się przeprowadzić definitywnego transferu, to może uda się transfer czasowy" - oto oficjalne stanowisko dyrektora sportowego Wisły Jacka Bednarza, oznaczające, że klub nie rezygnuje z kolejnych wzmocnień.

Reklama

Po środowym posiedzeniu Wydziału Gier Polskiego Związku Piłki Nożnej okaże się, czy do Krakowa przeniesie się Łukasz Garguła. Jeśli choć jeden z tych transferów dojdzie do skutku, zadawanie pytania, czy Wisła zostanie mistrzem Polski, przestanie być niestosowne - stanie się po prostu absurdalne. Bo kto ma krakowian gonić? - zastanawia się DZIENNIK.

Legia? Wolne żarty. Warszawski klub chciał kupić skutecznego napastnika, a tymczasem zdołał pozyskać zaledwie mało znanego stopera z RPA. Jedyna korzyść z tego transferu to powiew egzotyki i świadectwo, że polskie drużyny szukają wzmocnień nie tylko w krajach dawnej Jugosławii, w Czechach lub na Słowacji. Wisła też zresztą sprowadziła obrońcę spoza Europy, ale Junior Diaz jest aktualnym reprezentantem Kostaryki. Nikt od niego też nie wymaga, by natychmiast stał się pierwszoplanowym zawodnikiem drużyny - wręcz przeciwnie, dostanie czas, by w zespół się wkomponować.

Lech Poznań? Strata 14 punktów mówi wszystko. Dwóch nowych młodych piłkarzy, czyli wracający z Niemiec Tomasz Bandrowski i pozyskany dopiero teraz Peruwiańczyk Anderson Denyro Cueto Sanchez mogą stać się wiodącymi postaciami drużyny, ale na pewno nie w tej rundzie. Sami poznaniacy mają zresztą świadomość, że jedyne o co mogą walczyć, to o drugie miejsce, gwarantujące start w Pucharze UEFA.

Reklama

Świadomość, że sprawa mistrzostwa Polski została przesądzona przedłużoną jesienią mieli też inni możni ligi. Dyskobolia nie dokonała żadnych wzmocnień, co nie zdarzyło się od dawna. Aktywni zazwyczaj na rynku transferowym kielczanie poprzestali na podpisaniu umowy z Wojciechem Kowalewskim. Wracający do Polski bramkarz może być zresztą znaczącym wzmocnieniem Kolportera Korony, choć ta zimą sporo także straciła. Skłócony z Jackiem Zielińskim Piotr Świerczewski sporo przecież dla tej drużyny znaczył - zaznacza DZIENNIK.

Świerczewski stał się celem numer jeden dla połowy zespołów z dołu tabeli. Najbardziej zabiega o niego nadal ŁKS, którego działacze poświęcili całą sobotę, by dodzwonić się do Pawła Janasa. Dyrektor sportowy kieleckiego klubu nie odbierał, ale łodzianie nie rezygnują...

Plany ŁKS są zresztą tak wielkie, jak problemy tego klubu. Działacze tego klubu przekonali Węgra Gabora Vayera, by po przylocie na obóz do Turcji dołaczył nie do Widzewa, gdzie był wcześniej testowany, a do drugiej łódzkiej drużyny. Potem zaczęli się zastanawiać, czy w środku pomocy nie lepiej sprawdzi się Albańczyk z australijskim paszportem, Labinot Haliti. "Obaj są bardzo ciekawymi zawodnikami, ale na obu może nie być nas stać" - przyznaje dyrektor sportowy ŁKS Marek Chojnacki. Ale jednocześnie łódzki klub prowadził negocjacje z Sebastianem Milą.

Zimowy okres transferowy przebiegał zresztą pod znakiem powrotów. ŁKS liczy na wracającego do ekstraklasy Marcina Adamskiego (gol w ostatnim meczu testowym), Wisła na Radosława Matusiaka, któremu nie powiodło się we Włoszech i Holandii, a który już strzelił w sparingu pierwszą bramkę dla lidera tabeli, Korona na głodnego gry po przygodach w Moskwie Kowalewskiego, a Widzew na... Wojciecha Szymanka, występującego jednak zaledwie w drugiej lidze greckiej. Zwłaszcza ostatni transfer na kolana nie rzuca. Głośnych umów bardzo zresztą brakowało. Wszyscy w lidze pogodzili się już z tym, że mistrzem będzie Wisła i zachowywali się tak, jakby nie chcieli jej sprawiać jej problemów. Nie tyle w walce o mistrzostwo, co o możliwość podjęcia latem walki o Ligę Mistrzów.