Jednak w to, że koronację zobaczymy dopiero w maju, nie wierzy chyba nikt. Wisła Kraków ma aż dziesięć punktów przewagi nad drugą w tabeli Legią Warszawa i jeszcze więcej nad resztą grupy pościgowej. Na koniec sezonu ta różnica powinna być jeszcze wyraźniejsza, bo niemal każdy, kto potrafi naprawdę dobrze kopać piłkę w naszej ekstraklasie, jest już zawodnikiem Wisły.
A reszta, patrząc na ambicje Bogusława Cupiała, wkrótce do Krakowa trafi. Tylko w ostatnich tygodniach kontrakty z liderem ekstraklasy podpisało dwóch reprezentantów Polski - Radosław Matusiak i Wojciech Łobodziński. Są też zakusy na kolejnych - Jacka Krzynówka i Łukasza Gargułę.
Trener Maciej Skorża wprawdzie asekuruje się, że kwestia tytułu mistrza nie jest jeszcze przesądzona, a szkoleniowiec Legii Jan Urban zapowiada pościg za Wisłą, ale tak naprawdę obaj muszą tak mówić, a w duchu wiedzą swoje. Szans na rywalizację z krakowianami, którzy jesienią nie przegrali ani jednego meczu (piętnaście zwycięstw i dwa remisy), a teraz będą jeszcze mocniejsi, nie ma nikt. I nie zmienia tego nawet gorszy kalendarz gier - Wisłę czekają wyjazdy do Kielc, Warszawy czy Poznania. Patrząc racjonalnie, powinna wszystkie te spotkania wygrać - sugeruje DZIENNIK.
Celem krakowian nie jest mistrzostwo Polski, ale Liga Mistrzów. Tytuł w Polsce to tylko etap, który po prostu trzeba zaliczyć, jak maturę w drodze po doktorat. Gdyby Skorży udało się jeszcze ściągnąć Artura Boruca i Euzebiusza Smolarka, można byłoby zacząć się zastanawiać, czy Wisła nie ma silniejszego składu niż reprezentacja Polski.
Ale i tak jest w czym wybierać - Paweł Brożek, Radosław Matusiak, Andrzej Niedzielan i Jean Paulista rywalizują o dwa wolne miejsca w ataku. Brożek, Matusiak i Niedzielan to aktualni lub byli reprezentanci Polski, a Paulista pewnie powołanie od Beenhakkera też by dostał, gdyby był Polakiem, a nie Brazylijczykiem.
Oczywiście Niedzielan leczy przewlekłą kontuzję, ale pod koniec marca znów powinniśmy zobaczyć go na ligowych boiskach. W pozostałych formacjach też bogactwo - w pomocy Zieńczuk (dwanaście goli jesienią), Sobolewski, Cantoro, Łobodziński, Boguski i Piotr Brożek, a w razie konieczności też Dudka. W obronie do składu nie łapie się Adam Kokoszka, mimo że gra w kadrze Leo Beenhakkera, a w ostatnim spotkaniu z Finlandią strzelił zwycięskiego gola.
Jeśli wiślaków w tym sezonie czeka jeszcze jakikolwiek solidny test, to zapewne już dzisiaj w Kielcach - nie dość, że rywal silny (piąte miejsce), mocny na własnym boisku (sześć zwycięstw w ośmiu meczach), to w dodatku Skorża nie będzie mógł skorzystać z trzech podstawowych zawodników - bramkarza Mariusza Pawełka, Dariusza Dudki i Pawła Brożka. Zwłaszcza Pawełka zastąpić będzie trudno, bo to tak naprawdę jedyny sprawdzony i renomowany bramkarz w klubie.
Ale nie po to Cupiał inwestuje miliony (sam Matusiak zarobi ponad 600 tysięcy złotych w trzy miesiące), żeby przejmować się Koroną Kielce. Nawet jeśli Wisła wystartuje nie najlepiej, to i tak ewentualna wpadka w żaden sposób nie zachwieje tabelą, a wszelkie straty zostaną z nawiązką odrobione - pisze DZIENNIK.
A co za plecami lidera i przyszłego mistrza? Zamieszanie. Legia marzy o potędze, ale słowo "marzy" oddaje właściwie wszystko. Dyrektor sportowy Mirosław Trzeciak zapowiada budowę silnego zespołu opartego na młodych, zdolnych piłkarzach, ale kiedy tylko któryś młodzian wybije się ponad przeciętność, od razu jest sprzedawany - jak niedawno Kamil Grosicki, a wcześniej Łukasz Fabiański czy Dawid Janczyk. Mało tego, na Łazienkowskiej można nawet czasami usłyszeć, że Legia nie ma gorszego składu niż Wisła, ale zarazem ze wszystkich zawodników w klubie najwięcej goli w lidze strzelił Tomasz Kiełbowicz - 22 przez całą karierę. Mało to poważne, biorąc pod uwagę, że Kiełbowicz to boczny obrońca...
Legia problemów ma sporo, a biorąc jeszcze pod uwagę poważną kontuzję Dicksona Choto, który dziury w obronie łatał jak mógł, warszawskich kibiców czekają trudne trzy miesiące. Tak trudne, że nikogo nie powinno zdziwić skończenie ligi nie tyle na drugim, czy trzecim miejscu, ale nawet w okolicach piątego. Ambicje mają przecież i Lech Poznań, i Korona Kielce, i Dyskobolia Grodzisk Wlkp. Właśnie z tym ostatnim zespołem warszawianie zmierzą się już w sobotę.
Ciekawostką jest fakt, że po raz pierwszy zupełnie o nic nie walczy aktualny mistrz Polski - i tak zostanie zdegradowany, ze względu na korupcyjną przeszłość. Zagłębie Lubin będzie jednak i tak groźne dla każdego, zwłaszcza, że kilku piłkarzy tego klubu liczy na atrakcyjne transfery po sezonie, a niektórym chodzi po głowie nawet wyjazd z kadrą Leo Beenhakkera na finały mistrzostw Europy.
Oprócz lubinian, zdegradowane zostaną także Widzew Łódź i Zagłębie Sosnowiec. Może się zdarzyć tak, że z tego powodu do ekstraklasy z drugiej ligi awansuje aż pięć zespołów. Na razie Widzew i Zagłębie Lubin walczą z PZPN o zmianę decyzji, ale mają małe szanse. Pomysłem na ratunek przed gilotyną jest abolicja, która miałaby zawiesić kary degradacji na dziesięć lat. Teoretycznie chodzi o to, by nie dezorganizować rozgrywek, ale to tylko przykrywka. Tak naprawdę rzecz nie w walce o dobro ligi, ale o prywatne interesy i interesiki. Za abolicją głosują kluby pierwszej ligi, bo nie chcą być degradowane, a przeciw są drugoligowcy - bo chcą łatwiej awansować - przypomina DZIENNIK.
Rozgrywkom ligowym bacznie będzie przyglądał się sztab reprezentacji Polski, bo tuż po zakończeniu ligi kadra zacznie intensywne przygotowania do Euro 2008. Dwóch piłkarzy - wspomniany Matusiak oraz Wojciech Kowalewski - wróciło do ekstraklasy, by tylko być w formie i regularnie pokazywać się Beenhakkerowi. Skoro sprawa mistrzostwa Polski, a w dużej mierze też spadku z ligi, została dawno przesądzona, zażarta walka będzie toczyła się nie o krajowe trofea, ale o miejsce w reprezentacji Polski. I choćby z tego powodu warto tę ligę uważnie oglądać...